“Kiedy byłem dziełem sztuki” odbiega tematyką od większości książek Schmitta, ze względu na swój surrealistyczny, filozoficzny charakter. Tę powieść można czytać na różne sposoby—jeśli postrzega się ją jako historię o tym, co w życiu ważne, o tym, że warto żyć i poszukiwać szczęścia wbrew problemom, to otrzyma się raczej banalną opowiastkę, która nie zawiera żadnej błyskotliwej prawdy, a jedynie oklepane przemyślenia o depresji i byciu sobą. Jeśli natomiast spojrzy się na powieść Schmitta jak na historię o tym, czym we współczesnych czasach jest sztuka i jaka jest esencja człowieczeństwa, otrzyma się całkiem ciekawy, lecz nieco absurdalny, budzący niepokój obraz.
Główny bohater, Tazio Firelli, chce popełnić samobójstwo. W pewien sposób je popełnia—przestaje być młodym Taziem, niszczy swoje człowieczeństwo i staje się przedmiotem poprzez podpisanie umowy z bogatym artystą, Zeusem. Tazio zrzeka się samego siebie, pozoruje swoją śmierć i pozwala Zeusowi zamienić się w żywe dzieło sztuki. Po licznych operacjach rodzi się Adam bis—czytelnicy nie dowiadują się jak dokładnie wygląda, wiadomo jednak, że jest całkowicie nowatorski, niepowtarzalny, zadziwiający i cudowny. Z czasem jest wart grube miliony—zostaje sprzedany innemu, obrzydliwie bogatemu człowiekowi, aż w końcu staje się eksponatem w muzeum. Zakompleksiony, nieszczęśliwy, egoistyczny młody człowiek, który wcześniej czuł się na tyle bezwartościowy i zagubiony, że chciał skoczyć z klifu, nagle zaczyna być pięknym eksponatem w centrum uwagi, którego pragną kobiety i cenią najwybitniejsi znawcy sztuki. Ale Adam bis wcale nie jest szczęśliwy, bo tak naprawdę, w głębi serca, nie chciał stać się piękny i doceniany, tylko zaakceptowanym i kochanym w całej swojej nieidealności.
Według Schmitta prawdziwą esencję człowieka odnajduje się, patrząc na niego z zamkniętymi oczami—lub patrząc mu prosto w oczy, ponieważ to właśnie one pozostają niezmienione, nawet kiedy wszystkie inne części ciała przejdą liczne transformacje. Człowieczeństwo, to także celebracja samego ciała i wszystkich czynności fizjologicznych z nim związanymi. A czym jest sztuka współczesna? Autor dzieli się wieloma abstrakcyjnymi, zadziwiającymi konceptami, próbując uświadomić odbiorcom, że sztuka nie ma granic—im bardziej jest szokująca i nowatorska, tym bardziej ludzi do niej ciągnie, nawet jeśli nie ma najmniejszego sensu i narusza prawa człowieka. Czasami sztuka, za którą ludzie płacą tłuste dolary, bywa niesmaczna, nieestetyczna, a nawet odrzucająca—a jednak ciągle ma swoje miejsce na rynku oraz w świecie kultury. Istnieje, ponieważ wzbudza emocje. Co innego liczy się bardziej w sztuce?
Nie chcę w mojej recenzji przedstawiać zbyt dużo pomysłów, które zawarł w książce autor, ponieważ tym samym zepsułabym potencjalnemu czytelnikowi przyjemność z samodzielnego dochodzenie do pewnych wniosków—zapewniam jednak, że “Kiedy byłem dziełem sztuki”, chociaż nie jest typową książką na temat sztuki, zawiera wiele rozważań na jej temat. Trudno jednoznacznie stwierdzić, co Schmitt tak naprawdę chciał przekazać—o czym miała być jego powieść. To, czym ostatecznie się stała, to kwestia interpretacji i punktu widzenia. Choć momentami książka irytuje banalnością, to jednak moim zdaniem warto po nią sięgnąć, ze względu na oryginalność i parę interesujących rozważań o kulturze. Polecam!