Takież było kiedyś, trochę żartem, powiedzonko.
To już 7 tom przygód z Chyłką i "Oryjskim", Powieść bardzo dobra, niestety rzucają się w oczy pewne zabiegi autora, które już przestają smakować,
a zaczynają być cokolwiek "kwaśne".
1. Zakończenie to jak zwykle w tej serii 550 stron doskonałej lektury kryminalnej, i nagle 10 stron przed końcem BUM! łopatą w tył głowy czytelnika, dokładnie to samo co pisałem w "Oskarżeniu" - wygraliśmy, ale spadła kometa i zabiła wszystkich. Kiedy już jest spokojniej, zagrożenie zażegnane nagle Chyłka choruje na jakąś rzadką chorobę i BANG! Martw się co dalej, aż Mróz napisze następny tom. Nieładny zabieg marketingowy, żeby kupić nową książkę. Przy czym autor już zapowiedział (w posłowiu), że póki co z Chyłką przerwa.
2. To samo zakończenie przy niesamowitym budowaniu fabuły i napięcia jest na 5 stronach sprasowane z wyjaśnieniami i opisaniem całego splotu wydarzeń. A jak do tego doszła Chyłka sama z siebie nie do końca wiadomo. Fabuła konstruowana mistrzowsko, zjadłem książkę w dwa dni (co mi się zdarza raczej rzadko), a tu zakończenie na szybko, nie do końca zadowalające czytelnika, no i patrz pkt 1.
3. Nie żebym specjalnie na to czekał, ale życie jest życiem, namiętność i seksualność człowieka też nie może być hamowana przez 7 tomów. Nie obrażając autora, (respekt za wszystkie historie o Chyłce - dozgonny i niezaprzeczalny), ale czy On kiedykolwiek spał z kobietą? Moim zdaniem nie. Celowe wyciszanie napięcia tak wyraźnie zaznaczanego, tyle razy i w taki niedorzeczny sposób (napiszę to po raz kolejny) NIE WYDARZA SIĘ w prawdziwym życiu. Więc jeżeli autor, na podstawie swoich przeżyć, lub raczej ich braku - nie potrafi opisać sceny łóżkowej - to niech napisze "poszli do łóżka" albo przepisze z innej książki. W internecie tego pełno. Fin.
P.S. po prawdzie na końcu puścili romantyczną muzykę, ale NIC nie wskazuje na to, że do czegokolwiek doszło.
4. Główny poszkodowany, co go trzeba bronić, przez caluteńką książkę jest nieporadnym, zaskoczonym fałszywym oskarżeniem lekarzem (tom wcześniej był sędzia w ten sam deseń), który nie tylko nie współpracuje ale i rzuca kłody pod nogi naszym Bohaterom Warszawskiej Palestry (z obecnym wyłączeniem Kordiana). Taki zabieg przez jakiś czas skutecznie uniemożliwia im budowę linii obrony, naprzeciw miażdżącym z pozoru dowodom Prokuratury. I na końcu książki BANG! Znowu łopatą w łeb czytelnika, Główny Poszkodowany Oryńskiemu w twarz coś na kształt "Ha! To wszystko kłamstwa" - jak w tym dowcipie o lisie, kończącym się "a to był on, hi hi". Najgorzej, że to już się w tej serii zdarzało. Czas na nowe pomysły, to zaczyna być słabe.
Reasumując - miała to być opinia na zasadzie "Lepsza Nowa Chyłka", i w jakimś stopniu jest, ale za te 5 pkt degrengolady wyżej niestety nie będzie 10/10, które serio chciałem dać jeszcze na wysokości 2/3 książki. Powieść czyta się piorunem i faktycznie książka dostarcza czytelnikowi dużo dobrej, solidnej okraszonej niezłą akcją rozrywki. To naprawdę bardzo dobra seria (z honorowym miejscem na półce), ale takie rzeczy lekko irytują.
Celibat Chyłki i Kordiana, Sposób budowania i wklepania zakończenia nie pozwalający na zamknięcie wątków do końca i uderzenie w czytelnika "już za chwilę" niczym z amerykańskich produkcji - nie jest dobre dla książek, które nie wychodzą co miesiąc dodawane do gazety.
Następny tom oczywiście kupię. Bo przecież... Ta historia musi się kiedyś skończyć prawda? I nieprzerwanie kibicuję Chyłce i Kordianowi.
20.03.2018 r.