Aby napisać cokolwiek o książce, zacznę od tego kim jest autor. Dzięki temu pewne rzeczy będą bardziej zrozumiałe. Kim jest Bartosz? Przede wszystkim jest doktorem literaturoznawstwa. Do tego studiował również translatorykę. Jest również tłumaczem (i to doskonałym) w wydawnictwie IX. Tłumaczy z Języka niemieckiego, angielskiego, a także francuskiego. Mało? Jest wybitnym znawcą Młodej Polski, epoki, którą sobie ukochał nade wszystko i to jej się kłania za każdym razem, kiedy sięga po "pióro" (jestem przekonana, że gdyby mógł, kreśliłby słowa za jego pomocą). Oczywiście ręczne pisanie książek w dzisiejszych czasach byłoby strasznie żmudne, więc daruję sobie dalsze dywagacje ;)
Dlaczego nakreśliłam najpierw sylwetkę autora? Ano dlatego, że każda książka Bartka, to gra słów, to zabawa formą i treścią, to smakowanie stylów. W dzisiejszych, szybkich, jakże byle jakich czasach, takie książki powinny być oprawione. Z wielu względów. Po pierwsze, bo autorowi się chciało, po drugie umiejętnie, jak nikt szuka słów, aby je połączyć ze sobą, nadać im nowe brzmienie, lub też podkreślić stare, cokolwiek przez nas zapomniane. A tu nie oszukujmy się, słowa idą w zapomnienie, zastąpione formami prostymi, często zangielszczonymi. Nasza tradycja słowa zamiera, a Bartek jest jednym z ostatnich pisarzy, którzy próbują temu zapobiec.
I moim zdaniem, wychodzi mu to idealnie. Każde zdanie, to zabawne połączenie, mające drugie dno, nad którym trzeba się pochylić i odkryć je na nowo.
"W tym czasie Siemowit tłumaczył chłopakowi, co to hipostaza, kim był Anaksymander i na czym polega poliamoria, a nawet dlaczego to ostatnie wymawia się przy użyciu pięciu sylab, a nie czterech"
"Usłyszeć coś podobnego to jak uderzyć się w czoło, mocno. Wiara w samego siebie — ujęta w kontekst sakralny — była zwyczajną grą słowną, nieco zabawną, ale z filozoficznego punktu widzenia całkiem pozbawioną sensu, wykluczała przecież wiedzę empiryczną. Jeśli jednak uznać prawdziwość sentencji: "Myślę, więc jestem", to każdy jest dla siebie jedynym pewnym obiektem poznania, ergo w siebie nie wierzy, o sobie się wie."
I po takich zdaniach, musisz przysiąść, zastanowić się chwilkę. Nie możesz iść dalej, przelatując tylko wzrokiem, bo one są ważne i wnoszą tak wiele w dyskusje. Pytanie tylko, czy dzisiaj ktoś chce jeszcze dyskutować, czy ma ochotę trochę bardziej wysilić się, aby nie poprzestać na banałach? Dlatego ta książka nie trafi do każdego. Ktoś, kto lubi proste formy, nieskomplikowane, nie zrozumie jej. Nie wczuje się w ten dekadencki klimat (tutaj bardzo gejowski, co również może wielu osobom przeszkadzać, a ja uważam to za genialne). To właśnie w takich momentach czuć ducha Młodej Polski, z jej postawą i przewartościowywaniem idei.
W wielu momentach wręcz płakałam ze śmiechu. Takiej rozrywki oczekuję, takiej rozrywki pożądam i pragnę i w końcu tak sformułowane słowa sprawiają, że widzę oczyma wyobraźni absurd wielu sytuacji, niczym u Monty Pythona. Tak. Scena za sceną. Słowo za słowem.
Czy może kogoś przerosnąć forma tej książki? Na pewno tak. Opinie skrajne, od zachwytu do nazywania autora "osobą, która zatraca się w artyzmie i tym samym niszczy literaturę polską". To dopiero absurd. Jak można czytać książkę, która już na okładce prawi o kiczu i przerysowaniu, a potem mieć pretensje do zatracania się w największej zabawie, jaką jest zabawa w słowo. Przypuszczam, że dzisiejsze recenzje, na zasadzie "Boszzze, jakie to było super", mają być tymi skrajnie perfekcyjnymi, pozwalającymi dotrzeć do większego ogółu. Szkoda, że tak bardzo zaczynamy się we wszystkim umniejszać.
A czytając książki Bartka, musimy mieć wgląd w archetyp postaci, bo ona jest dla autora najważniejsza. Ego, które rozpycha się na każdej stronie, mając czasami swoje konkurencyjne "ja". No i przede wszystkim inicjacja, bez tego doświadczenia, nie jesteśmy wielokrotnie zrozumieć określonej wartości, czy też przemiany postaci (jej osobowości)
Na takie książki czekam, takie książki sprawiają, że widzę sens czytania, że mogę jeszcze podelektować słowo i się w nim zatracić. Majstersztyk, stworzony przez osobę, która pisze bardzo sprawnie, piękną, wymierającą polszczyzną. To jego największy atut i dar zarazem, więc jeśli ktoś nie boi się dekadenckich klimatów, połączenia absurdu z filozofią, to zapraszam do czytania. Nie zawiedzie się, a może wręcz odkryje brakujące ogniwo w łańcuchu popcornowej papki, która codziennie nas zalewa.