Historia sztuki to dziedzina, którą pisarze często wykorzystują jako kanwę swoich powieści (z lepszym lub gorszym skutkiem). Bywa, że posiłkują się autentycznymi wydarzeniami, historią powstania wybitnych dzieł, a bywa, że na podstawie różnych przesłanek naukowych, tworzą zręczną fikcję opartą na faktach, by posłużyć się właściwym żargonem, swoisty falsyfikat historii. Taki właśnie zabieg zastosował w swej powieści Dominic Smith. Opierając się na istniejących informacjach o XVII-wiecznym malarstwie holenderskim, wykreował postać fikcyjnej malarki Sary de Vos, której losy stanowią zagadkę dla współczesnych badaczy sztuki. Poznajemy je w krótkich retrospekcjach.
Drugą osią fabuły jest sceneria Nowego Jorku lat 50. Znajdziemy to wszystko: swoiste podziemie handlarzy dzieł sztuki, fałszerzy, jazzowe kluby, nielegalne interesy, zakazane uczucia. Ale Dominic Smith zaskakuje nas, przyzwyczajonych do dwutorowo toczącej się akcji, wplatając trzecią oś fabularną, umiejscowioną w Sydney w roku 2000, gdzie podczas wystawy w jednej z galerii ma zostać zaprezentowany ostatni obraz Sary de Vos "Na skraju lasu". Jednak czy jest to rzeczywiście jej ostatnie dzieło? I jaka mroczna historia się za nim kryje? A może jest więcej mrocznych historii z tym płótnem w tle?
Powieść ma bardzo plastyczną narrację, a kolejne warstwy intrygi odkrywają się przed czytelnikiem niczym warstwy podkładów i farb holenderskich mistrzów pędzla. Interesujący wątek Sary de Vos, jednej z nielicznych kobiet zrzeszonych w malarskiej gildii św. Łukasza, staje się motywem przewodnim życia Ellie Shipley, będącej w latach 50. nieco zagubioną, młodą adeptką historii sztuki i zdolną konserwatorką obrazów, poproszoną o nie do końca uczciwą przysługę. Poprzez prace nad obrazem de Vos, losy Ellie odmieniają się na zawsze, podobnie jak życie właściciela obrazu, Marty'ego de Groota. W 2000 roku ci dwoje są już staruszkami, lecz "Na skraju lasu" wciąż silnie oddziałuje na ich poczynania i decyzje.
Powieść Dominica Smitha nie uwiedzie czytelnika wartką akcją. Ma za to wiele innych zalet - przemyślnie zbudowaną intrygę, solidne podwaliny wiedzy autora o malarstwie, barwny, inteligentny styl. Wiedziałam, że sięgnięcie po tę książkę nie będzie błędem, nie zawiodłam się, bo intrygujący tytuł oznaczał tym razem interesującą fabułę do ostatniej strony i duchową ucztę. Na plus również odarcie fabuły z wszelkiej cukierkowości, co cechuje podobne powieści, które bardzo często traktują wątek malarski jako przyczynek do romansu z happy endem. W książce jest opisane po prostu samo życie przed wiekami i dziś oraz nieprzemijająca, klasyczna sztuka. Polecam!