Uwielbiam wampiry, ale co za dużo to niezdrowo, dlatego stwierdziłam, że powinnam odsapnąć od historii o dzieciach nocy i przeczytać coś zupełnie innego, bardziej życiowego. Mój wybór padł na ”Dziecioodporną”, którą w planach miałam już od bardzo dawna. Słyszałam o tej powieści wiele dobrego, więc z prawdziwą przyjemnością i zapałem zabrałam się za czytanie. Niestety, mój zapał z każdą przeczytaną stroną zamieniał się w niesamowitą irytację.
Główną bohaterką powieści jest Claudia, która, jak łatwo się domyślić, nie chce mieć dzieci. Nie stanowi to jednak problemu, ponieważ mąż głównej bohaterki potomstwa mieć nie chce. Claudia i Ben stanowią idealną parę (nie tylko z racji faktu, że nie chcą być rodzicami). Oboje spełniają się w swoich zawodach, nie wchodzą sobie w drogę i są niezwykle zgodni. Niestety, idealna bajka Claudii kończy się, gdy ich przyjaciele spodziewają się dziecka. Claudia odnosi się do tego bardzo sceptycznie, a jej mąż? Ben jest tym faktem wprost oczarowany, a gdy maleństwo przychodzi na świat mężczyzna oznajmia naszej bohaterce, że chce mieć dziecko. Dla Claudii decyzja Bena oznacza koniec małżeństwa.
Rozwód jest nieunikniony i bardzo bolesny dla głównej bohaterki, która dość szybko rozpoczyna „leczenie”. „Medykamentem” staje się romans z przystojnym Richardem. Niestety, romans nie jest w stanie wymazać z pamięci Claudii Bena, który był jej prawdziwą i jedyną miłością. Czy decyzja o rozwodzie była pochopna? Czy powinna ulec Benowi i urodzić mu jego upragnione dziecko?
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Emily Giffin i tak szczerze to nie wiedziałam, czego miałam się spodziewać po ”Dziecioodpornej”. Może troszkę, tak troszeczkę liczyłam na ciekawą i wciągającą powieść z trudnym tematem w tle. Przecież prawie każda kobieta chce być matką, prawda? Osobiście, nie chcę mieć dzieci i dla wielu ludzi nigdy nie będę stuprocentową kobietą, ponieważ nie spełnię się w macierzyństwie, ale czy to powód do tego, żeby nazywać egoistką? Oczywiście, że nie. W podobnej sytuacji jest Claudia. Dziewczynę otaczają kobiety niemalże opętane chęcią bycia matką. Jej przyjaciele mają dziecko, jedna z sióstr głównej bohaterki jest matką trójki dzieciaków, a druga bezskutecznie stara się o własne potomstwo. Nic dziwnego, że Claudia mimowolnie wzdryga się na słowo „dziecko”. Przyjemne towarzystwo, nieprawdaż?
O czym właściwie jest ta powieść?
O tym, że idealnych małżeństw nie ma, a także o egoizmie i nie piszę tutaj o egoizmie Claudii, ale jej męża, który nieświadomie postawił jej warunek: dziecko lub rozwód, co wybierasz? Straszne.
Poza tym wieczne paplanie o dzieciach, macierzyństwie i o radości, jaką daje potomstwo, a także miejscami dłużąca się akcja przyprawiała mnie o istny ból głowy i powieść nie raz lądowała na stercie książek do przeczytania. Mimo nadużycia słowa „dziecko” ”Dziecioodporną” czyta się dość szybko, a to za sprawą prostego i niewymagającego zbytniego skupienia stylu autorki. Szkoda jednak, że książka z początku pisana prawie przez same emocje z czasem zostaje z nich wypłukana, a zakończenie boleśnie rozczarowuje swoją przewidywalnością.
Komu mogę polecić ”Dziecioodporną”?
Na pewno wielbicielkom pióra Giffin oraz osobom, które nie boją się kontrowersyjnych tematów.