"Jeśli największą zaletą wczesnego rodzenia dzieci jest to, że szybciej masz je z głowy, a największą zaletą późnego rodzenia dzieci jest odwleczenie tej mordęgi, to czyż zupełna rezygnacja z dzieci nie stanowi najlepszego rozwiązania?".
Przeczytałam tę książkę po raz pierwszy w 2012 r. i przeglądając obecnie swoją ówczesną recenzję, jestem zażenowana. Dzisiaj bowiem zupełnie inaczej odbieram tę historię, nieco mniej krytycznie, a przede wszystkim widzę pewne elementy, które wówczas mi zupełnie umknęły. A minęły przecież jedynie cztery lata pomiędzy ponownym otworzeniem pierwszej strony tej powieści.
Emily Giffin to amerykańska autorka, która ukończyła Uniwersytet Virginia i rozpoczęła pracę w kancelarii adwokackiej na Manhattanie. Po jakimś czasie, gdy wyjechała do Londynu rzuciła jednak karierę i poświęciła się pisaniu. Autorka mieszka obecnie w Atlancie z mężem i trójką dzieci.
Tytułowa dziecioodporna to trzydziestopięcioletnia Claudia. Bohaterka mieszka w Nowym Jorku, gdzie wykonuje bardzo satysfakcjonującą dla niej pracę, jest bowiem redaktorem w popularnym wydawnictwie. Claudia, poznając Bena stwierdza, iż znalazła mężczyznę swojego życia, bowiem on, podobnie jak ona, nie chce mieć dzieci. Bohaterowie zawierają więc przed ślubem niepisaną umowę – żadnych potomków w przyszłości. Z czasem jednak wszystko ulega zmianie.
Po czterech latach od mojego pierwszego spotkania z tą książką, wiele rzeczy uległo zmianie, jednak nie mój stosunek do głównej bohaterki powieści, gdyż zdecydowanie nie polubiłam Claudii i to nie dlatego, że nie chciała mieć dzieci, tylko dlatego, że to osoba niezwykle próżna oraz zadufana w sobie, przekonana o własnej wyjątkowości. Z pewnymi jej poglądami dotyczącymi macierzyństwa i posiadania dzieci trudno było mi się nie zgodzić, jednak dziecioodporna mnie po prostu irytowała i to przez całą niemal fabułę tego utworu.
Czytelnik czytając blurb zamieszczony na okładce, może spodziewać się, że książka ta będzie zawierać mnóstwo akcentów dotyczących dzieci i odbioru społecznego postaw kobiet, które dzieci nie chcą oraz co więcej, nie potrzebują. Owszem, w powieści można znaleźć kilka odniesień do takich właśnie sytuacji, ale jest ich jednakowoż zbyt mało, co może spowodować spore rozczarowanie. Wydaje mi się, że problem dziecioodpornych kobiet okazał się przez to jedynie tłem do ukazania wątku rozpadu małżeństwa, a nie tego z pewnością większość czytelników będzie oczekiwać. Warto jednak zaznaczyć, iż obecne wątki dotyczące kilku kobiet z otoczenia Claudii – sióstr i jej przyjaciółek zasługują na szczególną uwagę. Każda z nich reprezentowała bowiem zupełnie inną postawę życiową, a dzięki temu można było zobaczyć w pełni kontrast, jaki istnieje pomiędzy różnymi stylami życia.
"Dziecioodporną", podobnie jak poprzednie książki Emily Giffin, czytało mi się szybko i sprawnie, a wprowadzona pierwszoosobowa narracja jest trafnym zabiegiem wpisującym się w całą tę historię. Muszę niestety z wielkim rozczarowaniem przyznać, iż zakończenie historii małżeństwa Claudii i Bena okazało się niezwykle przewidywalne, i takie będzie z pewnością odczucie większości czytelników.
Czytając tę powieść po raz drugi, po tak długim czasie, odnalazłam w niej o wiele więcej płaszczyzn skłaniających mnie do głębszych przemyśleń, co pewnie wynika z mojego wieku. Niestety "Dziecioodporna" okazała się o wiele słabszą książką Emily Giffin, w porównaniu z jej dwiema pierwszymi powieściami. Nie wywołała bowiem we mnie takiej dawki wzruszeń i emocji, a do tego właśnie przyzwyczaiła mnie już proza autorki. Jeśli więc planujecie rozpocząć swoją przygodę z twórczością tej pisarki, w żadnym wypadku nie zaczynajcie od tej właśnie książki.
"Nie chcę przez to powiedzieć, że wszystkie byłe mole książkowe są nieatrakcyjne. Wręcz przeciwnie, myślę, że tworzymy wspaniały gatunek - jesteśmy ekscentryczni, bystrzy i o wiele bardziej interesujący niż typowa cheerleaderka albo były sportowiec".
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/