Gdy słyszę pytanie o to, kim jestem i czego chcę od życia, biorę głęboki oddech i odliczam do dziesięciu.To słowa Agnieszki Nabrdalik (domyślam się, że jest żoną fotografa Krzysztofa Nabrdalika, z którym przygotowali w 2015 roku głośną wystawę pt. "Nieodwracalne", zawierającą wywiady i portrety osób, które przeżyły obóz w Auschwitz) ze wstępu do katalogu wystawy dolnośląskiego oddziału ZPAF 2018. I trudno się spierać - temat jest ambitny nie tylko dla fotografii. Pytania egzystencjalne generalnie nie są łatwe, a my się dziś szczególnie mało zastanawiamy nad samymi sobą - "kim jesteśmy, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy?". Unikamy takich pytań, podobnie jak myślenia o śmierci. Bo to pytania filozoficzne. Ale - jak widać - nawet absolwentka filozofii (i socjologii) może mieć z nimi problem. Signum temporis. Autorka wstępu twierdzi, że do dziś nie potrafi na te pytania odpowiedzieć i odwołuje się do wiersza Szymborskiej "
W zatrzęsieniu", w którym poetka zastanawia się nad przypadkiem, który zdecydował, iż jest kim jest, a nie na przykład myszą polną. Że ma właśnie taki kostium, w który ubrała ją natura, za który zresztą jest jej wdzięczna, ponieważ może się dziwić, a zdziwienie uważa najwyraźniej za zdolność stricte ludzką. I jeśli chodzi o fotografię, to zdziwienie może faktycznie być jej praprzyczyną, głównym motywem zaistnienia każdego pojedynczego zdjęcia. Bo niemal każda fotografia zaczyna się od zdziwienia, które możemy też nazwać zaskoczeniem, zachwytem, czasem niezgodą na stan rzeczy. Te chwile, te emocje powodują właśnie chęć zapisania tego, co ulotne, a co emocję wywołało.
Fotografie 50 autorów, którzy wzięli udział w wystawie i których zdjęcia - zwykle jedno, dwa, maksymalnie cztery - znalazły się w katalogu bardzo różnie interpretują temat. Widać wielość podejść. Przeważają "ucieczki" od tematu, a może to po prostu język artystów, którzy z językiem i wyrażaniem się słowem miewają - bywa, mam z tym swoje doświadczenia - pewne trudności? Artyści wolą posługiwać się obrazem, który jest wieloznaczny. Dlatego mówię: ucieczka. Ale nie musi nią być. Czasem jest to chyba przekora - inne rozumienie słowa, jak w przypadku Tomasza Mielecha, który fotografując w czerni i bieli wąskie kaniony ulic starego miasta Barcelony, Girony i Wenecji uzyskuje efekt niemal tożsamości miejsca - uliczki te mało czym się różnią. Tożsamość śródziemnomorska? Zaledwie kilku fotografików odwołuje się w swych pracach do przeszłości własnej - swej rodziny czy miejsca, z którego pochodzą: próbują definiować swą tożsamość przez obraz siebie samego, historię życia, własne dokonania. Wśród nich nestor oddziału, Zenon Harasym, który jednak traktuje temat interwencyjnie - jak jakiś działacz związkowy - montując w tableau materiały autotematycznej wystawy dolnośląskiego oddziału ZPAF z 2007 roku, które wciąż nie doczekały się wydania w katalogu... Tylko czterech z uczestników wystawy poza fotografią sięga dodatkowo po słowo, by bliżej zdefiniować własne rozumienie tematu. Każdy zresztą inaczej. Tomasz Fronckiewicz cytuje definicję z Wikipedii, w której akcentuje się tożsamość jako osobistą relację jednostki z kulturą i tradycją - on tak rozumie ten temat. Piotr Musiał wspomina dziadka, którego nie poznał - to wyjaśnia jego wyblakłe, zamierzenie przejaśnione zdjęcia. Marek Szyryk wspomina całą swoją drogę życiową - jego zdjęcia są kontynuacją tego, od czego zaczęła się jego przygoda z fotografią: od bycia w chłopięcych latach modelem dla wujka po stanięcie po drugiej stronie obiektywu. Przez same zdjęcia własnej rodziny z różnych lat definiuje temat również Sławoj Dubiel. Może również nieco podobnie, choć po swojemu (i również bez słów) do tematu podchodzi Andrzej Dudek-Dürer, mnąc zdjęcia i materiały swych wcześniejszych wystaw, by przetworzyć je w strukturalne collage graficzne - jego działania były zresztą zawsze autotematyczne. Najciekawiej z "fotografów mówiących" wypowiada się o fotografii i tożsamości Krzysztof Miller, fotograf i operator filmowy:
Fotografia to rozmowa z drugim człowiekiem. To chęć poznania człowieka. To nieustawiczne otwarcie na otaczającą nas rzeczywistość. Fotografia jest próbą podzielenia się z innymi swymi przeżyciami. To stworzenie powiązań pomiędzy światem a moim rozumieniem i odczuwaniem go (...) Dla mnie [stare fotografie]
są zapisem ludzkich emocji. Przypomnieniem wspólnych spotkań i rozmów. (s.77). Cytuje Franciszka Starowieyskiego, dla którego ludzie byli tylko epizodami w życiu przedmiotów, w ich dłuższym przecież niż ludzkie trwaniu. I...nie zgadza się z nim. Bo rzeczywiście miejsca, przedmioty pozbawione ludzi, z którymi w naszej pamięci się wiążą, tracą energię - "dematerializują się". Może obiektywnie dalej istnieją, ale subiektywnie już w formie podrzędnej i jakoś skurczonej. Ewidentnie jest coś na rzeczy.
O pozostałych fotografiach można by pewnie mówić wiele, można by wiele pisać - bo też interpretować obrazy można bez końca, a każdy i tak zobaczy to, co mu tam w duszy gra i co zdjęcie/obraz jest w stanie z tej wewnętrznej projekcji wywołać. Ale mimo iż poszczególne fotografie są najczęściej bardzo interesujące (tematycznie czy formalnie), na pierwszy rzut oka niekoniecznie na temat. Może jeszcze raz spróbuję doszukać się jakiegoś ich związku z tematem przewodnim wystawy...
Publikację można przejrzeć i przeczytać
online na stronach ZPAF.