Black Monk, podobnie jak Vesper, uparł się, żeby zrujnować nas finansowo (ale w zamian daje nam naprawdę świetne i pięknie wydane książki, i mnóstwo dobrej zabawy, więc tak naprawdę nie narzekamy) i zabrał się za wydanie pierwszych pięciu tomów przygód Samotnego Wilka autorstwa Joe Devera.
Sama seria jest dość długa i dzieli się na ,,podserie’’ – serię Kai, obejmującą tomy od 1 do 5; serię Magnakai, obejmującą tomy od 6 do 12; serię Wielkiego Mistrza, obejmującą tomy od 13 do 20, serię Nowego Porządku, obejmującą tomy od 21 do 32 i Ostateczną Rozgrywkę kończącą się na tomie 36. I jeśli każda kolejna przygoda będzie tak dobra, jak pierwsze dwie, to możecie być pewni, że pieniądze, które wydacie na te gry paragrafowe będą pieniędzmi wydanymi dobrze.
Zdjęłam obwolutę i dostałam mapę!
Jak zwykle zaczniemy od kwestii estetycznych i technicznych - ,,Ucieczka z mroku’’ to kawał dobrze wydanej książki. Do rąk dostajemy pozycję wydrukowaną na dobrym, grubym i nieprzebijającym papierze; ilustrowaną; z dwiema wstążkowymi zakładkami i obwolutą. Obwolutą, która po ściągnięciu okazała się mapą! Kolorową!
Całość zaczyna się od naturalnego wprowadzenia w świat gry i jego mechaniki, a zakończona zostaje planszami numerycznymi i miejscami na notatki. Co więcej, jako szczęśliwa recenzentka załapałam się na dodatkową kartę postaci (i nie musiałam nic kserować!), notatnik, ołówek i przeuroczą, prześwietną kość k10 utrzymaną w zielonej tonacji szat Kai i z wizerunkiem wilka. Nie wiem, czego mogłabym więcej chcieć.
Chaos, chaos wszędzie!
Po stworzeniu postaci i wybraniu dyscyplin Kai, w których jesteśmy wyszkoleni, zanurzamy się w świat gry. To, co zapowiadało się jako spokojny i nawet radosny (w końcu za chwilę miało się rozpocząć święto Fehrman) początek przygody w jednej chwili ulega zmianie. Niebo zasnuwa czerń, a klasztor atakują kraany i giakowie.
Ogarnia nas chaos, bitwa, otacza nas walka i krew. Widzimy poległych wrogów i towarzyszy. I dostajemy zadanie – musimy dostać się na szczyt wieży i uruchomić latarnię. Musimy ostrzec króla Holmgardu.
A to dopiero początek naszej przygody i niebezpieczeństw, które mogą nas spotkać. Musimy im jednak stawić czoło. Jesteśmy ostatnim z Kai, Samotnym Wilkiem.
Jak pewnie już gdzieś-kiedyś wspomniałam nie przepadam za paragrafówkami, które chcą ode mnie głównie walki. Tych z rodzaju przeczytanych dwóch akapitów i niekończącego się rzucania kostką – bo o ile walka w tym stylu jest naprawdę ekscytująca w klasycznych erpegach, o tyle moim zdaniem w paragrafówkach niekoniecznie się sprawdza. I to z bardzo prostego powodu: szybko staje się nudna.
Pod tym względem ,,Ucieczka z mroku’’ naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła – nie powiem, że nie walczyłam z przeciwnikami, bo walczyłam. I warto podkreślić, że te walki były naprawdę świetnie wkomponowane w całość narracji. Nie było ich tak dużo, żeby zaczęły mnie męczyć, ale było ich na tyle, żebym raz umarła.
Styl Devera jest płynny i bardzo obrazowy – wykonując polecenie swojego Mistrza naprawdę czułam i widziałam dookoła siebie ten chaos bitwy, niemal słyszałam jej zgiełk. I byłam tym ogłuszona – dlatego nie zwracałam uwagi na szczegóły i w efekcie umarłam drugi raz.
Nie będę pisać o reszcie przygód – jeśli zdecydujecie się zagrać (do czego gorąco Was zachęcam), to nie natkniecie się na żadne spoilery i będziecie cieszyć się rozgrywką tak, jak należy. Powiem za to, że ,,Ucieczka z mroku’’ to pierwszorzędna gra narracyjna – taka, w której czeka nas naprawdę dużo czytania. To w zasadzie interaktywna książka.
Dlatego z tak wielkim zdziwieniem przyjęłam wieść, że w pierwszym rzucie gry Joe Devera nie odniosły należytego sukcesu. Ale, wiadomo, z gustami się nie dyskutuje i czasy się zmieniają. Dlatego naprawdę mam wielką nadzieję, że Black Monkowi uda się wydać wszystkie książki z serii.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl