Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny recenzja

Gdy wkuropatwiają nas ssaki

Autor: @WioletaSadowska ·3 minuty
2015-07-21
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!
"Święto, a ja pranie za praniem, wieszam, składam, sru, do szaf, wieszam, składam, sru, warzywo-zupa, karmienie, obiad, gary, podać, sprzątać, przewijanko, cyc, karmienie".


Jedno, dwójka, trójka dzieci w domu to już spora liczba, wokół których niewątpliwie jest co robić. Wyobraźcie więc sobie rodzinę z szóstką dzieciaków, która całkowicie zaprzecza stereotypowi wielodzietności, naznaczonej patologią. Nie potraficie sobie wyobrazić takiego scenariusza? Nie musicie, bowiem na rynku pojawiła się właśnie książka ilustrująca, praktycznie dzień do po dniu życie takiej dość sporej komórki społecznej. Witam na pokładzie życia rodziny Ignatowskich.

Anna Ignatowska to trzydziestosiedmioletnia szczęśliwa mężatka mieszkająca z rodziną w Warszawie, z zawodu dziennikarz, z zamiłowania fotograf. Na co dzień jest matką i to niecodzienną, bowiem wychowuje aż szóstkę pociech: Wiktorię, Antoniego, Zuzannę, Franciszka oraz najświeższe latorośle, czyli bliźniaczki Maję i Misię. "Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny" to jej debiut wydawniczy.

Anna, matka wówczas jeszcze czwórki dzieci zaczęła prowadzić internetowy dziennik na facebooku, opisujący jej codzienność w wychowywaniu dzieci. Niespodziewanie los spłatał jej figla, bowiem autorka pewna faktu niemożności zajścia w kolejną ciążę, właśnie w nią zachodzi. Bliźniacze zapłodnienie, wcześniaki i codzienne życie to treść jej zapisków, które dzięki zwiększającej się rzeszy czytelników, mogły ujrzeć światło dzienne, jako papierowa książka.

Wielodzietność w naszym kraju postrzegana jest dość jednoznacznie, czyli bieda, patologia i nieradzenie sobie w opiece oraz wychowaniu licznego potomstwa. Dziennik Anny Ignatowskiej, matki Polki z prawdziwego zdarzenia, zupełnie zaprzecza temu stereotypowi, ukazując inną stronę, pozytywną stronę posiadania szóstki dzieci. I nie myślcie sobie, że autorka cokolwiek koloryzuje, czy ukrywa jakieś mroczne strony wielodzietności. Otóż nie, bowiem w jej dzienniku, czyli w dość obszernym zapisie obejmującym okres od 1 maja 2010 r. do 5 stycznia 2015 r., opisanym na niespełna czterystu pięćdziesięciu stronach, dopatrzyć się można zarówno pięknych dni, wspaniałych chwil, które ma prawo przeżyć jedynie matka posiadająca tak dużą liczbę dzieci, ale także chwil tych mniej miłych, o których chciałoby się na zawsze zapomnieć. Wielka, bezgraniczna miłość, wzruszenie, poświęcenie, ale także wielkie zmęczenie, zwątpienie, złość i gniew – te wszystkie barwy wielodzietnego macierzyństwa znajdziecie w tej książce. Podczas czytania przemyśleń i relacji Anny Ignatowskiej, wielokrotnie odczuwałam zdumienie, konsternację, wzruszenie i przede wszystkim wielki podziw dla heroizmu matki, a także podziw dla taty Miłosza, który dzielnie utrzymuje płynność finansową całej rodziny. Czasami bowiem błahe problemy urastały do rangi międzynarodowej tragedii, a zwykłe dni oznaczały rutynę, brak zrozumienia i zwykłe, fizyczne zmęczenie. "Dziennik pokładowy" to więc przede wszystkim prawdziwe świadectwo nieprawdopodobnego rodzicielstwa, bezwarunkowej miłości, a także obraz braku pomocy polskiego rządu dla takich, wielodzietnych rodzin. Nie zdawałam sobie bowiem sprawy do tej pory, że kupno wózka dla bliźniaków może nastręczać tyle trudności.

Anna Ignatowska to niezwykle dzielna kobieta, która podczas czytania jej dziennika ujmuje ciepłem, bezinteresownością, stosunkiem do wiary i Boga, ufnością i wielkim optymizmem. Wydawałoby się, że matka szóstki dzieci, która nie pracuje zawodowo, bowiem cały świat zajmuje jej rodzina, winna ukazywać zgorzknienie, żal za karierą itd. Tymczasem, w jej dzienniku nie odnalazłam ani cienia takich uczuć. Znalazłam za to dużo humoru, wiary i co warto podkreślić ciekawych sformułowań typu "wkuropatwia", "kuria stać" czy "ssaki", które rozbawiały mnie do łez. Powiem szczerze, że zazdroszczę autorce takiego podejścia do życia i umiejętności pokonywania wszelakich problemów. Każdego dnia bowiem dzieje się coś nowego, a każdy poranek przynosi kolejne, niepowtarzalne historie. Warto również podkreślić, iż książka posiada także doskonale wpisujące się w treść dziennika ilustracje namalowane ręką czwórki starszych dzieci autorki.

Anna Ignatowska zaprosiła mnie na pokład swojej wielodzietnej rodziny, a ja z przyjemnością przyjęłam to zaproszenie i nie mam zamiaru szybko z niego rezygnować. Dobrze, że w internecie na stronie pokładowy.pl mogę dalej obserwować kolejne dni państwa Ignatowskich, bowiem zapiski te zwyczajnie napawają mnie wielką wiarą w uzdrawiającą moc rodziny. "Dziennik pokładowy" można sobie dozować, czytać w wolnej chwili zapiski z poszczególnych dni, przeżywając codzienność wielodzietności. To niezwykle inspirująca lektura, dla wszystkich, bez wyjątku.

"Czuję się kochana! To jest to! Lubię to. Co poradzić?".

Moja ocena:

Data przeczytania: 2015-07-21
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny
Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny
Anna Ignatowska
10/10

Niezwykła opowieść o tym, jak można w trudnych warunkach naszego "przyjaznego inaczej" rodzinie państwa zbudować dom rodzinny przez duże "D". Anna Ignatowska w inteligentny i dowcipny sposób zdaje rel...

Komentarze
Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny
Dziennik pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny
Anna Ignatowska
10/10
Niezwykła opowieść o tym, jak można w trudnych warunkach naszego "przyjaznego inaczej" rodzinie państwa zbudować dom rodzinny przez duże "D". Anna Ignatowska w inteligentny i dowcipny sposób zdaje rel...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @WioletaSadowska

Chata
Kolejne sekrety Białej

"To nie było nasze pokolenie, które o byle błahostce trąbi na fejsie". Biała skrywa wiele sekretów, o czym zdążyliśmy się już przekonać czytając dwie poprzednie części...

Recenzja książki Chata
Mona
Google to antypowieść dla ludzkiej powieści

"My, pisarze, jesteśmy dowodem na to, że życie jest książką i że się pisze". Czy twórczość pisarska jest jak monstrum? Czy każdy pisarz karmi swojego potwora? Czy wszy...

Recenzja książki Mona

Nowe recenzje

Weranda pachnąca jaśminem
Porusza do głębi
@Izzi.79:

Uwielbiam książki pisane przez panią Kasię, ponieważ tworzy ona przepiękne, wartościowe historie, które dostarczają mi ...

Recenzja książki Weranda pachnąca jaśminem
POPR-ańcy. Polowanie na wandali
Z drużyną POPR -ańców nie można się nudzić!
@anettaros.74:

Nie mogę uwierzyć, że minął już prawie rok od mojego pierwszego spotkania z mieszkańcami Chaty pod Wierchami. Wyjątkowi...

Recenzja książki POPR-ańcy. Polowanie na wandali
Reporterka
Każde oblicze Japonii jest fascynujące!
@kd.mybooknow:

"Robiąc interesy w Japonii, robisz je z Yakuzą" W świecie neonów, ulicznych latarni i ciemnych zaułków, tuż pod nosem...

Recenzja książki Reporterka
© 2007 - 2024 nakanapie.pl