"Jedwabnik" Robert Galbraith, czyli ukryta twarz J.K. Rowling, to powieść, która wbija się w pamięć jak kolce tytułowego jedwabnika, wijąc się wokół czytelnika i dusząc go atmosferą z każdą kolejną stroną. I choć sama uważam się za osobę dość odporną na szokujące opisy, niektóre sceny z tej książki zostawiły mnie z gęsią skórką jeszcze długo po odłożeniu lektury na półkę.
Od początku wciągnęłam się w intrygę – pisarz Owen Quine znika, a jego żona, przekonana, że to kolejny kaprys męża, wynajmuje Cormorana Strike’a. Ten niepozorny punkt wyjścia rozwija się w coś znacznie bardziej mrocznego i wielowymiarowego, niż można się było spodziewać. I to właśnie w tym Rowling (czy raczej Galbraith) jest mistrzynią – pod pozorem klasycznego kryminału przemyca całą warstwę brutalnej, niemal groteskowej symboliki, psychologicznych portretów i krytyki środowiska literackiego.
Byłam porażona tym, jak Rowling/Galbraith obnaża egoizm, pychę i toksyczność artystycznego światka. Rękopis, który napisał Quine przed zniknięciem, to literacka bomba – pełna zawoalowanych, ale jednoznacznych opisów jego znajomych i współpracowników. Każdy z nich zostaje sportretowany w sposób okrutny, upokarzający, niemal sadystyczny. I tu pojawia się pytanie: czy można się dziwić, że ktoś postanowił go uciszyć?
Kiedy Strike odnajduje ciało Quine’a – w sposób tak przerysowany i makabryczny, że miałam ochotę zamknąć oczy, mimo że czytałam – zrozumiałam, że ta powieść nie będzie „zwykłym” kryminałem. Zbrodnia, jakiej dopuścił się morderca, ma wymiar rytualny, teatralny, niemal literacki w swoim szaleństwie. To zbrodnia, która jest komunikatem. I to właśnie rozszyfrowanie tego komunikatu staje się głównym celem Strike’a.
Cormoran Strike, to bohater, którego polubiłam jeszcze bardziej niż w „Wołaniu kukułki”. Surowy, obolały, ale nieustępliwy. Jego relacja z Robin – jego asystentką – subtelnie się pogłębia, dojrzewa, ale nie dominuje fabuły. To nie jest romans, który odciąga uwagę od sprawy – to zawodowe partnerstwo oparte na wzajemnym zaufaniu, które z każdą książką wydaje się coraz bardziej złożone i wielowymiarowe. Cenię tak przedstawione relacje – bez upraszczającej narracji o „chemii” czy „flircie”, ale z rzeczywistym, rosnącym szacunkiem.
Nie mogę też nie wspomnieć o języku – Rowling potrafi pisać z rozmachem i precyzją jednocześnie. Dialogi są pełne napięcia, a opisy – czy to londyńskich ulic, zatłoczonych wydawnictw, czy makabrycznych scen – zostają w pamięci długo. Czasem aż za długo. Ale to właśnie świadczy o sile tej prozy.
Zakończenie? Bez spoilerów powiem tylko tyle: nie przewidziałam go. A to zdarza mi się rzadko. Rowling umiejętnie miesza tropy, zwodzi czytelnika, podsuwa fałszywe ścieżki. I choć część krytyków uważa, że fabuła momentami niepotrzebnie się rozciąga, ja odczuwałam tę powolność raczej jako duszne napięcie, które rosło z każdą stroną.
"Jedwabnik" to powieść gęsta od treści, emocji i mrocznych aluzji. To kryminał, który zadaje więcej pytań, niż daje odpowiedzi – także o naturę literatury, o cenę słów, o granice wyrażania siebie kosztem innych. To książka nie dla każdego – momentami ciężka, brutalna, nieprzyjemna – ale dla mnie osobiście była to fascynująca podróż w mroczne zakamarki duszy ludzkiej i świata literackiego, którego glamour okazuje się jedynie cienką zasłoną dla zazdrości, zawiści i głęboko zakorzenionych traum.