Są takie książki, które zabierają nas w podróż, dosłownie i metaforycznie. Takie, które zamiast prowadzić po bezpiecznym szlaku znanych schematów, zrzucają nas nagle z wycieczkowego statku wprost do nurtu czegoś bardziej złożonego, mniej wygodnego, ale prawdziwego. „Kemet. Jubileusz na Nilu” to właśnie taka podróż. Pełna kolorów, emocji, niedopowiedzeń. Na pozór lekka jak wiatr unoszący się nad pustynnym piaskiem, a w rzeczywistości gęsta od tematów, myśli i znaczeń.
To nie jest kolejna historia o przyjaźni, jakich wiele. Nie jest to też pocztówkowa relacja z wyjazdu, która ma bawić i koić. To opowieść, która pod pozorem wspólnego wyjazdu czterech kobiet w egzotyczne miejsce, odsłania bardzo intymne warstwy życia. Pokazuje, jak wiele można ukryć pod uśmiechem, pod żartem, pod perfekcyjnie dobranym strojem i błyszczącymi zdjęciami ze świątyń. Z każdym rozdziałem coraz wyraźniej widać, że to nie tylko rejs po Nilu, ale podróż do prawdy o sobie, do bolesnych wspomnień, niezabliźnionych ran, niespełnionych pragnień.
To, co zrobiło na mnie największe wrażenie, to sposób, w jaki autorka przemyca wiedzę o Egipcie. Nie w sposób akademicki, nie z pozycji przewodnika. Tu każda ciekawostka jest opowieścią, a każda historia fragmentem większej mozaiki. Nie uciekają z głowy zaraz po przeczytaniu, bo są zakorzenione w kontekście, w doświadczeniu, w emocji. Właśnie tak uczymy się świata. Nie z faktów, lecz z historii, które z nami rezonują.
Największym wstrząsem było dla mnie odkrycie praktyki obrzezania kobiet. Wstrząs nie tylko poznawczy, ale emocjonalny. Temat niemal nieobecny w debacie publicznej, ukrywany, pomijany, wstydliwy. O obrzezaniu chłopców słyszy się w kulturze Zachodu stosunkowo często. Przypomina to moment, gdy nagle pęka powietrzna bańka wyobrażeń o świecie i okazuje się, że za egzotyką, za uśmiechami, za słowami „tradycja” i „kultura” kryją się dramaty, o których wolelibyśmy nie wiedzieć.
„Kemet. Jubileusz na Nilu” to opowieść o podróży, ale nie tej łatwej, katalogowej. To podróż przez starożytność i współczesność, przez zagubienie i odnalezienie, przez życie, które nie zawsze układa się zgodnie z planem. To książka o kobiecości, ale nie tej wykreowanej na potrzeby reklam i manifestów. To kobiecość codzienna, krucha, niejednoznaczna. I to też historia o przyjaźni, ale tej prawdziwej, która nie zawsze jest ładna, ale bywa jedyną rzeczą, na której można się oprzeć, gdy wszystko inne zaczyna się chwiać.
Nieczęsto zdarza się książka, która potrafi tak zręcznie połączyć lekkość z ciężarem, humor z powagą. Zachwyt nad pięknem świata z gorzką świadomością jego niesprawiedliwości. „Kemet. Jubileusz na Nilu” to właśnie taka opowieść. Niebanalna.
Otwierająca oczy.
I bardzo, bardzo ludzka.