Poznałem prozę Agi Mieli poprzez jej serię Dzieci Starych Bogów - która zrobiła na mnie takie wrażenie, że Agnieszka od razu wskoczyła na podium moich ulubionych autorów. Jej książki, mroczne ale jednocześnie bardzo plastycznie napisane, potrafią wgryźć się głeboko w serce i uwić sobie gniazdo pomiędzy żebrami.
“Dzieciołap” kontynuuje tradycję mroku, barwnego stylu i wyjątkowej zdolności do pokazania tego, co autorka chce pokazać, dokładnie i precyzyjnie. Powiedziałbym nawet, że powieść pokazała, że Aga może jeszcze ewoluować i napisać coś jeszcze lepszego.
Tytułowy Dzieciołap ma na imię Samuel. I nie może umrzeć. Jest sługą bogini, o której istnieniu każdy się dowie… w końcu. I eliminuje pomiot boga, który jest czczony jako wybawiciel, a tak naprawdę… kawał z niego dupka. Wraz z boginką uwięzioną w ciele małe dziewczynki zostaje wysłany, by odkryć, kto stoi za morderstwami dzieci w zadupiu galaktyki zwanym Ściekami. Nie wiedzą, jeszcze na co się piszą… i jak łatwo jest stracić duszę, nawet jeśli wydawało nam się, że poznaliśmy śmierć od podszewki.
I ile szczurów spotkają na swojej drodze.
Książka to rasowy kryminał noir w czasach rewolucji przemysłowej… ale akcja ma miejsce w tym samym uniwersum, co Dzieci Starych Bogów - rzutem bohaterami w przyszłość. Dla tych, którzy czytali serię o Aine i Bertramie, Miela zostawia smaczki - któż jest bogiem, który nasyła na Hibernię demony, jeśli nie stary dobry wróg starych bóstw? Odkrywamy także jak potoczyły się losy mistycznych miejsc takich jak Stare Yoles - muszę przyznać, że łza zakręciła mi się w oku, bo mam wielki sentyment do Yoles. Takich nawiązań jest parę, a w ‘Dzieciołapie” widzimy, że ten świat w którym męczą się bohaterowie nie jest jedyny, a bóstwa, demony i odwieczni wrogowie przemierzają je radośnie - bądź ponuro - by ugrać jak najwięcej dla siebie. Dostajemy szerszy kontekst i stanowczo więcej informacji - a wszystko świetnie się zazębia. Po “Dzieciołapie” inaczej się patrzy na Dzieci Starych Bogów.
Aga dorzuca do tego kotła także bardzo apetyczne nawiązania do historii i mitologii naszego świata. Mamy Tuatha de Danann, a kraina nazywa się Hibernia (jakże pasuje!). Zawodowi łowcy demonów służący bogini śmierci zwą się zaś Ankou - poszperajcie, spodoba się wam - tytułowy Dzieciołap jest nawet ubrany w kapelusz z rondem i długi płaszcz (tak długo jak nie przebiera się za wielebnego…). Lubię! W sumie trudno się dziwić czy być zaskoczonym - Miela w poprzednich książkach też dawała czytelnikom i ciastka i tatara. I powody, by ruszyć trochę głową.
Jest duszno, mrocznie, bezkompromisowo. Nikt tutaj się nie patyczkuje, niezależnie po jakiej stronie barykady stoi. To jest wojna - a na wojnie nie ma sentymentów. Dodajmy do tego jeszcze miasto w którym dzieje się akcja - brudne, smutne, przygnębiające, pełne głodu, bólu i biedy - i dostajemy naprawdę krwisty kawałek literatury. Nic tylko wgryźć się i smakować. Jest niezwykle gęsta od skumulowanego nieszczęścia i mroku. Zdecydowanie lubię.
To jedna z najbardziej klimatycznych książek, jakie ostatnio przeczytałem. Nie mogę się doczekać kolejnych powieści Agi, jestem pewien, że będzie smacznie. Aga nie jest pisarką, która lubi oczywistości, zawsze można liczyć że napisze powieść o wielu fasetach. Szkoda, że nie jest także bardziej popularna wśród czytelników - nisza jest wąska, ale wypełniona. Czytajcie jej książki - powinny znaleźć się u każdego, kto ceni sobie powyższe, wymienione w recenzji literackie cechy.
A dla tych co czytali - flaczki potrafią zepsuć życie wieczne do szczętu.
---
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.