„Kobiety umierają w sierpniu” Agnieszki Pruskiej, to zaledwie opowiadanie.
Zaczęło się zupełnie niewinnie – wakacyjna aura, nieco leniwa, duszna atmosfera sierpniowego popołudnia, która aż prosiła się o szczyptę romansu i dramatyczne uniesienia. Wydawało mi się, że wiem, dokąd to zmierza. Ona – piękna, tajemnicza. On – spragniony emocji, może odrobinę naiwny, może po prostu zbyt ludzki. A potem wszystko nagle wywróciło się do góry nogami. Zamiast flirtu – trup. Zamiast namiętności – policyjne przesłuchania i niepokój. I ten nieodłączny cień, który zaczął snuć się za bohaterem niczym upał po rozgrzanym chodniku – cień winy.
Maciej Gromski, główny bohater opowiadania, nie jest ani detektywem, ani bohaterem z pierwszych stron gazet. Jest zwykłym facetem z głową pełną pragnień, który znalazł się w bardzo niewłaściwym miejscu, o zdecydowanie niewłaściwej porze. To, co Agnieszka Pruska zrobiła z tą postacią, zasługuje na uznanie. Wchodzimy w jego skórę, w jego rozdygotane myśli, i zanim się zorientujemy, zaczynamy zadawać sobie to samo pytanie, które on stawia sobie raz po raz: „Jeśli nie ja… to kto?”
To, co mnie absolutnie ujęło w tej historii, to sposób, w jaki autorka operuje niedopowiedzeniem. Nic tu nie jest oczywiste, a każda scena zdaje się mieć drugie dno. Pruska nie podaje rozwiązań na tacy, nie prowadzi czytelnika za rękę. Wręcz przeciwnie – zmusza do błądzenia, do kwestionowania, do przyglądania się najdrobniejszym detalom. Ta opowieść przypomina szklaną kulę – im dłużej się w nią wpatrujesz, tym więcej dostrzegasz.
Nie sposób też nie wspomnieć o kontekście cyklu „Sezon na zbrodnie”, którego częścią jest to opowiadanie. Sama idea jest przewrotna i bardzo trafiona – bo przecież zbrodnia nie bierze urlopu, a mordercy nie mają potrzeby przestrzegać kalendarza wakacyjnego. I choć sierpień kojarzy się z plażą, zimnym piwem i obietnicą miłosnych ekscesów pod gołym niebem, Pruska pokazuje, że słońce może palić równie mocno, jak spojrzenie podejrzanego.
Podobało mi się również to, że historia nie jest jednoznaczna moralnie. Nie ma tu czarno-białych charakterów, nie ma prostych odpowiedzi. I choć opowiadanie jest z natury formą ograniczoną, ta historia zostawia po sobie przestrzeń – na domysły, na interpretację, na pytania, które wcale nie muszą doczekać się odpowiedzi.
Czy „Kobiety umierają w sierpniu” to opowiadanie idealne? Nie wiem. Ale wiem, że było intensywne, mocne, precyzyjnie zbudowane i bardzo klimatyczne. Zaserwowało mi dreszcz w środku lata, niepokój w upalny dzień i przypomniało, że nie każda historia o romansie kończy się pocałunkiem przy zachodzie słońca. Czasem kończy się… w prosektorium.
Polecam wszystkim, którzy szukają kryminału z pazurem, ale nie mają ochoty na wielogodzinne lektury. To mała rzecz o wielkiej sile rażenia.