Powtarzam, że płodozmian literacki jest ważny. Jako bibliotekarz i raczkujący recenzent powinnam czytać różne gatunki literackie, wspierać młodych twórców, otwierać się na nowości. Tak, ale... Czasami nie wiem jak potem ubrać w słowa moje odczucia po lekturze. Ale do rzeczy...
Adam, główny bohater i osoba prowadząca narrację, to świeży absolwent prawa. Nie wie, co teraz ze sobą zrobić – to nie był jego wymarzony kierunek, aplikacja go nie interesuje, a dodatkowo jego chłopak kończy związek. Pod wpływem chwili przyjmuje propozycje kuzynki i postanawia wylecieć do Meksyku. Będąc na miejscu, już po kilku dniach ściąga apkę randkową i dzięki niej poznaje Diega, chodzący ideał. Nowa relacja szybko się rozwija, gdy Adama przypadkowo odkrywa, że ma do czynienia z członkiem mafii. Co zwycięży – serce czy rozum?
Książka "Kochanek mafiosa" była reklamowana jako romans w LGBT w środowisku mafijnym. Nie mój klimat, al
e postanowiłam sprawdzić ten nurt w literaturze i zgłosiłam swą chęć do przeczytania i zrecenzowania powieści Dawida Przybysza (Wydawnictwo Ostre Pióro).
Nie liczyłam tu na bardzo rozbudowane mafijne wątki, jednak w powieści jest tylko kilkukrotnie stwierdzenie, że Diego jest członkiem kartelu (oczywiście jest przystojny, bogaty, ma tatuaż i nosi dobrze skrojone garnitury) oraz pokrótce opisana „impreza” z narkotykami. Meksykański ideał męskiego piękna wychodzi do pracy rano i wraca wieczorem jakby pracował w korpo. Ten wątek jest słabo poprowadzony – brak tu brutalności, szorstkości, broni... Autor wykorzystał tylko oryginalną nazwę jednej z silniejszych organizacji przemytniczych w Meksyku.
Książkę czyta się szybko, ale język powieści jest toporny i mocno wydumany. Cudaczne dialogi pomiędzy Adamem a jego przyjaciółką nie współgrają z wcześniej wykreowanym obrazem delikatnego i zakochanego bohatera. Nie jestem osobą pruderyjną, ale mocno mnie zastanawia, kto tak rozmawia o seksie.
Wątek romansu pomiędzy bohaterami rozwija się w tempie ekspresowym. Już po kilku dniach mężczyźni wyznają sobie miłość. Jasno wpisuje się to w schemat narracji romansu, i z tym nie dyskutuję, wiedziałam na jaki gatunek literacki się decyduję. Jednak Adam bez żadnych rozmów czy wcześniejszych ustaleń z partnerem, wyskakuje jak Filip z konopi i nazywa Diego „mężem”. Rozumiem, że miało to podkreślić jak ważną osobą jest dla głównego bohatera i jak mocne łączy ich uczucie, mnie jednak zniesmaczało. Słowo to było nadużywane, a sam Diego nawet tego nie komentuje. Wyglądało raczej na brak pomysłu jak homoseksualni partnerzy mogą do siebie mówić i czy używają „słodkich” zdrobnień – misiaczku, kochanie...?
Rys charakterologiczny bohaterów też wypada na niekorzyść. Adam, choć to dorosły mężczyzna, zachowuje się nie adekwatnie do wieku – jak świeżo upieczona „gimnazjalistka” już po pierwszym spotkaniu planuje ślub z Diego. Jego rozwój emocjonalny pozostawia też sporo do życzenia – wykazuje spokój z sytuacjach dziwnych, zaskakujących, takich jak chodzenie z bronią po mieście; szkolenie by nie dać się zabić; brat bliźniak, z którym się całował. Natomiast po imprezie mafijnej, na którą nota bene był przygotowany, robi karczemną awanturę. Podobnie jak z zachowaniem tajemnicy o związkach Diego z mafią – Adam, na prośbę partnera usuwa social media, przenosi się do willi, utrzymują swój związek w sekrecie, by nie narazić się członkom kartelu. Jednak przy najbliższej okazji dzieli się informacjami z przyjaciółką oraz kuzynką.
Diego choć jest członkiem meksykańskiej mafii i pasowałby tu obraz silnego mężczyzny, to oprócz wątków erotycznych, w których narzuca tempo i jest osobą bardziej dominującą, raczej wypada słabo. Nie jestem w stanie go konkretnie scharakteryzować. W powieści przedstawiony jest jako przystojny mężczyzna w dobrze skrojonych garniturach. Kilkukrotnie pojawia się informacja, że posiada skrzywionego penisa – tylko nie wiem czy określa to go jako osobę homoseksualną, mafiosa czy dobrego kochanka.
Liczyłam na ciekawe sceny seksu. I troszkę się przeliczyłam. Były poprawne, ale opisane dość technicznie i zajmowały skromną ilość tekstu. Nie wywołały we mnie większych emocji, moje policzki nie spłonęły czerwienią. Rzeczą, która rzuciła mi się w oczy był brak korzystania z prezerwatyw, przy wcześniejszych krytycznych wypowiedziach Adama o otwartych związkach i możliwości zarażenia się wirusem HIV. Ten wątek wywołał we mnie silny sprzeciw – przedstawiono tu społeczność LGBT jako rozwiązłą i zarażającą się chorobami przenoszonymi drogą płciową. Brakło tu ważnej informacji, że od wielu lat istnieje skuteczne leczenie (są to leki antyretrowirusowe) i życie osób zakażonych nie jest równoznaczne z wyrokiem śmierci. Przyjmując leki blokuje się rozwój HIV. A gdy utrzymuje się on na poziomie niewykrywalnym nie przenosi się go podczas kontaktów seksualnych ani na dziecko w okresie płodowym.
Książka nie jest arcydziełem. Mam do niej dużo zastrzeżeń. Dałam jednak ocenę 5/10 gdyż:
- książka została ładnie wydana – nienachalna okładka w klimacie mafijnym (ważne, że bez gołej klaty), farbowane brzegi; układ tekstu dobry.
- ciekawy pomysł na fabułę; plus za umieszczenie wątku LGBT.
- Autor mnie zaskoczył podwójnym zakończeniem. I choć miałam wybrać jedno, to (przepraszam, ale nie żałuję) zapoznałam się z oboma. Były raczej oczywiste, łatwo można się było domyślić dalszych losów bohaterów. Ale ja jako Czytelnik miałam wybór, a to lubię.
- publikacja wywołała we mnie burzę emocji (niekoniecznie pozytywnych), zmusiła do refleksji nad obecnymi trendami w literaturze i do dyskusji (biedni ci moi współpracownicy), co tak naprawdę powinny zawierać powieści mafijne i czy warto je łączyć z wątkiem LGBT.
- książkę podarowałam osobie zainteresowanej wątkiem LGBT i na pewno jej treść wywoła jeszcze sporo emocji.