Czy była to jedna z nielicznych książek, które dały mi mocno do myślenia? Zdecydowanie tak. To opowieść nasycona metaforami, mądra i ukazująca człowieka niczym w lustrze. Obdziera cię z wszelkich słabości, przypomina o tym, co najchętniej zostałoby zapomniane. A wszystko to robi w sposób subtelny – chwilami zabawny, a innym razem dosłownie wyrywa z butów.
„Książka, której nie napisałem” to zbiór ośmiu opowiadań. Z pozoru różnych, jednak łączy je jedno – metafizyczna aura, balansująca na granicy jawy i snu, życia i śmierci, racjonalności i szaleństwa. To historie, w których głównymi bohaterami są przeważnie mężczyźni. Jedni zmagają się z traumą i samotnością, inni mierzą się z dzieciństwem jako źródłem długo tłumionych ran, jeszcze inni stają oko w oko z własnymi demonami – nierzadko przybierającymi cielesne formy. Nic nie zostaje tu podane na tacy. Fabuły są nieprzewidywalne; trudno zgadnąć, jak postąpi dana postać. Ich losy często zbudowane są na niepowodzeniach i przybierają zupełnie niespodziewany obrót. Wszystko to dzieje się w świecie zawieszonym między realnością a wyobraźnią. Symbolika gra tu pierwsze skrzypce – każda rzecz czy zmiana otoczenia coś oznacza, coś komunikuje. Autor często rozpoczyna opowiadanie od środka — wrzucając nas w sam wir wydarzeń, bez ostrzeżenia, bez zbędnych scen. Ten zabieg nie tylko potęguje napięcie i silnie angażuje emocjonalnie, ale — moim zdaniem — sprawia, że każdy może poczuć się jak główny bohater. Zobaczyć w nim cząstkę siebie, dopasować jego historię do własnych doświadczeń. Każdy zinterpretuje ją inaczej, każdy wyniesie coś swojego. I właśnie w tym tkwi jej piękno.
Bohaterowie opowiadań wydają się skrajnie różni, a jednak w każdym z nich można dostrzec cząstkę innych postaci. Są jak lustra – odbijają nasze lęki, pragnienia, niepokoje i wady. Każdy z nich jest wewnętrznie rozdarty, często zagubiony w historii swojego życia. Wszyscy próbują odnaleźć sens istnienia i – w mniejszym lub większym stopniu – poradzić sobie z własnymi demonami. Ich imiona, podobnie jak historie, są nietypowe. Każde coś w sobie podkreśla – mentalność lub dominującą cechę charakteru. Co więcej, nie jesteśmy pewni, które z nich są realne, a które są tylko wytworem wyobraźni. Autor pozostawia tę decyzję czytelnikowi, co sprawia, że po przeczytaniu opowiadania jeszcze długo analizowałam je w głowie, zanim przeskoczyłam do następnego.
„Książka, której nie napisałem” to prawdziwa skarbnica motywów. Znajdziemy tu metafizykę, objawiającą się poprzez subtelne balansowanie między światem realnym a snem, wyobraźnią i stanami duchowymi bohaterów. To również opowieść bogata w wątki psychologiczne — każdy z bohaterów mierzy się z własnymi problemami, traumami, samotnością czy odrzuceniem. Między wierszami pojawiają się pytania o sens życia, tożsamość, a nawet — niepozornie, lecz celnie — jeden z tekstów daje prztyczka w nos naszym politykom. Głównym motywem całej książki pozostaje jednak symbolika. Każdy przedmiot, każda zmiana otoczenia niesie ze sobą głębsze znaczenie, dlatego tę książkę należy czytać z uważnością i otwartym umysłem. W tym wszystkim jest mnóstwo groteski i absurdu. Przedstawione światy często przypominają sen — czasem piękny, innym razem koszmar. Logika nie zawsze pomaga w ich zrozumieniu, więc... lepiej jej nie szukać. To książka na tyle silna w przekazie, że niekiedy zmusza do konfrontacji z własną nieświadomością. Opowiadania nie mają jednej warstwy. Trzeba je rozdzielić na to, co czytelne i wypowiedziane, oraz to, co ukryte — niewidoczne, ale obecne w naszych domysłach, intuicjach, interpretacjach. I uwierzcie, właśnie to niewidzialne najmocniej wpływa na odbiór całości.
Jak dla mnie, styl Autora to czyste arcydzieło. Autor posługuje się bogatym, barwnym językiem, pełnym metafor. Dosłownie bawi się słowem — przeplata tekst aluzjami i grami językowymi. Dlatego ta książka wymaga pełnego skupienia — tu każde zdanie ma znaczenie. Styl bywa momentami groteskowy, ale nie mamy do czynienia z humorem rozrywkowym. To raczej ironia, czasem melancholia, a niekiedy śmiech przez łzy. To udany eksperyment formą, słowem i stylem. Brawo! Znakomicie przedstawieni są również narratorzy — ich punkt widzenia bywa zniekształcony, mylący, wrzuca nas w ślepe zaułki, zmuszając do samodzielnej interpretacji. Kolejnym mocnym punktem są dialogi. Często jedno, niepozorne zdanie wypowiedziane przez bohatera waży więcej niż cała strona opisu. Dialogi bywają niedopowiedziane, emocjonalne – bohaterowie „rozmawiają” ze sobą nie tylko słowami, ale też tym, co przemilczane.
Szczerze? Dawno nie czytałam tak wielowarstwowej książki! Porusza ona psychologię człowieka i sam sens istnienia. Ma oryginalną formę i strukturę. Język jest przepiękny, barwny, poetycki — autor operuje nim jak malarz pędzlem. Opowiadania zaskakują, a zakończenia są dalekie od przewidywalnych. Każdy może odnaleźć w tej książce cząstkę siebie, co czyni ją... hmm, uniwersalną? Co więcej, autor sprawnie — i bez cienia poczucia winy — gra na naszych emocjach, które przeskakują z jednej skrajności w drugą. Wady? Dla mnie – żadnych. Trzeba jednak pamiętać, że to książka wymagająca skupienia na detalach. To nie jest lektura na jeden wieczór. Nic nie zostaje tu podane jednoznacznie — to Ty jesteś poszukiwaczem odpowiedzi. Trzeba podejść do niej z otwartym umysłem, bo często balansujemy na granicy fantazji, snu i absurdu. Dla mnie: 10/10.
„Książka, której nie napisałem” to dla mnie pozycja wyjątkowa — niełatwa i głęboko poruszająca (chwilami dotykająca strun, o których nawet nie wiedziałam, że nie chcę ich poruszać). To zbiór opowieści zmuszających do refleksji, konfrontacji z własnymi lękami, przekonaniami i pytaniami, na które zwykle nie mamy odwagi odpowiedzieć. To książka stworzona po to, by każdy mógł dopisać do niej swoje własne, intymne znaczenie. Dla mnie była to prawdziwa emocjonalna kolejka górska, przemierzająca światy absurdalne, piękne, niepokojące i — momentami — przygnębiające. Jedna z najlepszych lektur, jakie przeczytałam w tym roku.