Człowieczeństwo jest pojęciem względnym recenzja

𝗪 𝗽𝗼𝘀𝘇𝘂𝗸𝗶𝘄𝗮𝗻𝗶𝘂 𝗰𝘇ł𝗼𝘄𝗶𝗲𝗰𝘇𝗲ń𝘀𝘁𝘄𝗮 𝗽𝗼𝘇𝗮 𝗴𝗿𝗮𝗻𝗶𝗰ą 𝗿𝘇𝗲𝗰𝘇𝘆𝘄𝗶𝘀𝘁𝗼ś𝗰𝗶.

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Anna_Szymczak ·23 minuty
2025-05-30
1 komentarz
11 Polubień
Współczesna literatura science fiction coraz częściej dryfuje w stronę czysto rozrywkowej formy, tracąc swoje pierwotne aspiracje do eksplorowania istotnych pytań o naturę rzeczywistości, ludzkiego istnienia i kondycji społecznej. W zalewie tytułów nastawionych na wartką akcję, błyskotliwe dialogi, zaawansowaną technologię oraz widowiskowe przedstawienia przyszłości, zatraca się miejsce na kontemplację, refleksję i egzystencjalne dociekania. Dominują narracje, w których istotą staje się tempo, zaskoczenie fabularne i rozmach wizualny, jakby literatura usiłowała konkurować z filmowymi blockbusterami w zakresie spektakularności. Nawet literatura drukowana zaczyna naśladować rytm montażowy kina akcji — krótkie rozdziały, ciągłe zwroty akcji, minimalizacja opisów psychologicznych, uproszczona narracja.

Na tym tle wyjątkowo wyraźnie rysuje się kontrapunkt w postaci twórców, którzy idą pod prąd tej dominującej tendencji. W tym literackim "głosie chaosu", pełnym hałasu i furii, pojawia się co jakiś czas autor, który wybiera zupełnie inną drogę — drogę powolnej introspekcji, kontemplacyjnego tonu, filozoficznej głębi. To twórcy, którzy wierzą, że science fiction może nadal służyć jako narzędzie do zadawania najtrudniejszych pytań o istotę człowieczeństwa, o strukturę rzeczywistości, o granice poznania. Nie interesuje ich tylko to, jak może wyglądać przyszłość, ale przede wszystkim — co oznacza być człowiekiem w obliczu radykalnie zmieniającego się świata.

Krzysztof Michalski ze swoją powieścią Człowieczeństwo jest pojęciem względnym bezsprzecznie należy do tej drugiej kategorii autorów. Nie tylko rezygnuje z prostych fabularnych fajerwerków, ale przede wszystkim proponuje czytelnikowi doświadczenie literackie, które wymaga zaangażowania, refleksji i wewnętrznego przepracowania poruszanych kwestii. To nie jest książka, którą się połyka w jeden wieczór. To tekst, który się smakuje, analizuje, nad którym trzeba się zatrzymać, często wracać do wcześniejszych fragmentów, próbując zrozumieć ich głębszy sens. Michalski zaprasza czytelnika do wspólnej podróży — nie tyle przez kosmos, co przez ludzką świadomość, pamięć, tożsamość i lęk przed rozpadem osobowości. Już sam tytuł powieści zapowiada, że nie mamy do czynienia z konwencjonalną przygodówką science fiction. Człowieczeństwo jest pojęciem względnym to nie tylko prowokacyjna deklaracja, mająca przyciągnąć uwagę, ale przede wszystkim klucz interpretacyjny do całej narracji. Z pozoru może wydawać się to zdanie filozoficzną tautologią, ale w kontekście powieści nabiera ono dramatycznej głębi. Michalski stawia czytelnika przed szeregiem fundamentalnych pytań, które rezonują na wielu poziomach: czym właściwie jest człowiek? Co go konstytuuje jako jednostkę? Czy człowieczeństwo to tylko biologia — DNA, struktura mózgu, układ nerwowy — czy też może raczej zbiór przeżyć, wspomnień, wartości i relacji?

Bohater powieści zostaje brutalnie odcięty od wszystkiego, co mogłoby stanowić o jego tożsamości — traci nie tylko pamięć, ale także kontekst kulturowy, wspólnotę, a z czasem także poczucie własnej cielesności. Czy wciąż pozostaje człowiekiem? A jeśli tak, to na jakiej podstawie możemy to stwierdzić? Czy człowieczeństwo to cecha trwała, niezależna od uwarunkowań zewnętrznych, czy może dynamiczny proces, podlegający nieustannej transformacji?

Pytania te — niezwykle aktualne w dobie posthumanizmu, biotechnologii, cyfrowej migracji świadomości oraz sztucznej inteligencji — zostają przez Michalskiego wpisane w strukturę narracyjną powieści, nie jako teoretyczne rozważania, lecz jako realne, bolesne doświadczenie jednostki. Autor nie moralizuje ani nie udziela łatwych odpowiedzi. Zamiast tego konfrontuje nas z rzeczywistością radykalnej niepewności, w której każde pojęcie — w tym najważniejsze z nich: człowiek — zostaje poddane rewizji. W ten sposób Michalski wskrzesza najlepsze tradycje filozoficznej science fiction, w której opowieść o przyszłości jest tylko pretekstem do opowiedzenia czegoś ważnego o teraźniejszości — o nas samych, naszych lękach, aspiracjach, granicach poznania i możliwościach wyobraźni. Człowieczeństwo jest pojęciem względnym to powieść, która nie daje się łatwo zaszufladkować, wymyka się prostym kategoriom gatunkowym i odmawia współpracy z oczekiwaniami czytelnika nastawionego na prostą narrację. Ale właśnie dlatego zasługuje na uwagę — jako rzadki przykład literatury, która nie boi się trudnych pytań i nie obawia się zostawić nas bez odpowiedzi.

Fabuła jako struktura percepcyjna


Bohater powieści — bezimienny agent polowy Fundacji — zostaje w wyniku tajemniczego wypadku wyrzucony z własnego świata do nieznanej, osobliwej rzeczywistości. Od pierwszych stron czytelnik zostaje wciągnięty w narracyjną mgłę, gdzie nic nie jest oczywiste, a każda decyzja interpretacyjna może zostać później zakwestionowana przez kolejne wydarzenia. Michalski bardzo świadomie i metodycznie dawkuje informacje, budując atmosferę narastającego niepokoju, zagubienia i dezorientacji. Fabuła nie rozwija się tu w sposób liniowy ani przewidywalny — wręcz przeciwnie, przypomina raczej mozaikę rozbitych znaczeń, które dopiero z czasem, często z dużym trudem, zaczynają układać się w zarys spójnej całości.

Czytelnik poznaje świat razem z bohaterem, który przemierza gęste zarośla, opuszczone miasta, niezidentyfikowane pustkowia i przestrzenie, które balansują na granicy jawy i snu. Każdy napotkany krajobraz, każde miejsce wydaje się być jednocześnie realne i nierealne, jakby zaczerpnięte z sennych majaków lub wytworzonych halucynacji. Spotykane istoty, obiekty i zjawiska wymykają się jednoznacznej klasyfikacji — są hybrydami, symbolicznymi figurami, niejednokrotnie wywołującymi niepokój nie przez swoją wrogość, ale przez absolutną nieprzewidywalność i inność. To świat znajomy i obcy zarazem, jak sen, z którego nie można się obudzić, a który jednocześnie zmusza do poszukiwania znaczenia tam, gdzie wszystko zdaje się go odmawiać.

Michalski nie poprzestaje na prostym przedstawieniu nowego uniwersum. Przeciwnie — traktuje samą strukturę fabularną jako przedłużenie procesu poznawczego, przez który musi przejść zarówno bohater, jak i odbiorca. Narracja zorganizowana jest w sposób przypominający rozpad percepcyjny: rzeczy, które wydawały się oczywiste, ulegają dekonstrukcji; wydarzenia, które sprawiają wrażenie kluczowych, okazują się fałszywymi tropami; osoby i obiekty powracają, ale w zmienionej formie, pozbawione kontekstu, który wcześniej definiował ich sens. To narracyjna gra z czytelnikiem, przypominająca dzieła takich autorów jak chociażby Stanisław Lem, gdzie sam akt czytania staje się procesem dekodowania rzeczywistości. W warstwie formalnej Michalski posługuje się technikami zaczerpniętymi z prozy psychologicznej i postmodernistycznej. Fabuła nie tyle opowiada historię, co raczej symuluje doświadczenie zanurzenia się w nieznane — tak jak bohater nie potrafi rozpoznać nowych realiów, tak i czytelnik zostaje pozbawiony klasycznych punktów odniesienia: nie ma tu linearnego czasu, stabilnego „tu i teraz”, nie ma też jasnego celu, który miałby zostać osiągnięty. Wszystko, co się wydarza, zdaje się podporządkowane jednemu — konfrontacji z fundamentalną niepewnością. Nie wiemy, czy to, co widzimy, jest rzeczywiste, symboliczne, projekcją traumy, czy może testem o nieznanym charakterze.

Ten efekt celowego niedopowiedzenia, momentami balansujący na granicy zdezorientowania, działa jednak nie jak bariera, lecz jak katalizator zaangażowania. Czytelnik nie może pozostać biernym obserwatorem — zostaje zmuszony do aktywnego udziału w rekonstrukcji znaczenia poszczególnych wydarzeń i elementów fabuły. Każdy szczegół może okazać się kluczowy: słowo wypowiedziane przez napotkaną postać, symbol widniejący na ścianie, fragment wspomnienia, który nagle się pojawia, by równie szybko zniknąć. To rodzaj literackiego labiryntu, który zamiast prowadzić do wyjścia, zaprasza do wewnętrznego pogłębienia. Michalski bawi się konwencją, łącząc elementy thrillera, klasycznej science fiction, horroru egzystencjalnego oraz filozoficznej powieści drogi. I choć początkowo można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z fabułą opartą na znanych schematach — samotny bohater w obcym świecie, konieczność odnalezienia siebie, kontakt z nieznanym — to szybko okazuje się, że autor podważa każdy z tych tropów. Nie ma tu wielkich bitew ani heroicznych gestów. Zamiast tego mamy proces stopniowego odzierania ze złudzeń, rozmontowywania fałszywych narracji, na których wcześniej opierała się tożsamość bohatera. Im głębiej protagonistyczna postać wchodzi w nowy świat, tym bardziej rozmywają się granice między rzeczywistością a iluzją, między tym, co pamięta, a tym, co dopiero zaczyna w nim kiełkować jako nowa forma świadomości. Czas i przestrzeń przestają funkcjonować w tradycyjnym sensie — zamieniają się w metafory stanu ducha. Kolejne krajobrazy przypominają raczej projekcje wewnętrznych lęków niż konkretne miejsca. Bohater nie tyle odkrywa świat zewnętrzny, ile konfrontuje się z samym sobą, odkrywając, jak wiele jego wcześniejszego „ja” było uwarunkowane przez struktury kulturowe, społeczne, technologiczne — i jak niewiele z tego przetrwało w nowym świecie.

Fabuła Michalskiego można więc interpretować jako strukturę percepcyjną — nie układ przyczynowo-skutkowy, lecz przestrzeń, w której splatają się różne poziomy doświadczenia: poznawczego, emocjonalnego, egzystencjalnego. Narracja przypomina tu bardziej mapę świadomości niż opowieść sensu stricto. Dzięki temu powieść staje się czymś więcej niż sumą wydarzeń — staje się literacką formą doświadczenia przemiany, duchowej inicjacji, rytuału przejścia, który nie kończy się epickim finałem, lecz trwałym przekształceniem sposobu postrzegania świata.

Człowieczeństwo jako „proces bycia”


Najważniejszym tematem powieści Krzysztofa Michalskiego jest człowieczeństwo — nie jednak jako zestaw cech biologicznych, psychologicznych czy kulturowych, lecz jako dynamiczny, ciągle aktualizowany proces bycia. Autor świadomie unika przywiązania do jednoznacznych definicji, pokazując, że istota człowieka nie tkwi w stałości, lecz w nieustannej przemianie. Człowieczeństwo w tej narracji to nie status, który się posiada lub traci, ale droga — ciągła konfrontacja ze światem, innymi bytami, a przede wszystkim z własną niepewnością i granicą poznania.

Główny bohater, którego nazwisko i przeszłość zostają niejako wymazane w wyniku przejścia do innego wymiaru, znajduje się w sytuacji radykalnej: pozbawiony kontekstu kulturowego, pamięci o sobie, a nawet jednoznacznie ludzkiego otoczenia, zmuszony jest od nowa zbudować siebie jako podmiot. Spotykając odmienną formę życia — nie zawsze wrogą, ale z pewnością niezrozumiałą — zaczyna zadawać pytania, które są uniwersalne i egzystencjalnie fundamentalne: Kim jestem, jeśli nie pamiętam, kim byłem? Co mnie definiuje, gdy nie mam już miejsca w społeczeństwie? Czy istnieję, jeśli nie ma nikogo, kto potwierdzi moje istnienie?

W ten sposób Michalski wpisuje się w tradycję myślenia egzystencjalnego, gdzie człowiek jest „projektem” — istotą, która nie tyle „jest”, ile „staje się”. Człowieczeństwo jawi się jako proces wyborów, odpowiedzialności, reakcji na obcość świata, a nie jako trwała, esencjalna jakość. Bohater staje się człowiekiem nie dlatego, że nim był, ale dlatego, że próbuje być — w warunkach skrajnych, niestabilnych, pozbawionych jednoznacznych wartości. Tę płynność i nieokreśloność tożsamości Michalski wykorzystuje jako narzędzie do podważenia antropocentryzmu — człowiek nie jest tu centrum wszechświata, ale jego częścią, zagubioną w sieci znaczeń, w której nie obowiązują już znane nam kategorie dobra, zła, prawdy czy fałszu. Jednocześnie w powieści pojawia się wyraźny wątek posthumanistyczny. Autor zdaje się mówić: człowiek to nie wszystko. Bohater nieustannie konfrontuje się z formami życia, które wymykają się ludzkim klasyfikacjom: byty amorficzne, energetyczne, mentalne, całkowicie pozbawione znanych nam form komunikacji czy zachowań. Co jednak istotne — to właśnie w relacjach z nimi pojawiają się emocje i wartości, które zwykle uważamy za typowo ludzkie: empatia, troska, ciekawość, współodczuwanie. Michalski odwraca więc klasyczne założenie, według którego człowieczeństwo przynależy wyłącznie do przedstawicieli gatunku Homo sapiens. Wręcz przeciwnie — sugeruje, że „ludzkość” może się pojawić tam, gdzie się jej nie spodziewamy, a jednocześnie może zniknąć tam, gdzie teoretycznie powinna być oczywista.

Człowieczeństwo w tej perspektywie nie jest kategorią przynależności, lecz relacji. Staje się ono tym, co dzieje się „pomiędzy” — w spotkaniu, w dialogu (nawet jeśli jest to dialog pełen nieporozumień), w gotowości do uznania Innego nie za wroga, ale za potencjalnego partnera w byciu. Michalski kreśli obraz świata, w którym największym aktem człowieczeństwa nie jest dominacja, kolonizacja czy zrozumienie, ale próba wytrwania w niepewności i uznanie odmienności jako wartości samej w sobie. Przeszłość bohatera — jego wspomnienia, tożsamość zawodowa, relacje z innymi ludźmi — zostają odcięte, jakby nożem. I choć próbki tej przeszłości czasem powracają w formie przebłysków, sennych wizji czy fragmentów wewnętrznych monologów, nigdy nie zostają w pełni zrekonstruowane. To ważne: Michalski nie pozwala na powrót do „starego ja”, nie oferuje komfortu klasycznej narracji inicjacyjnej, w której bohater „wraca do domu” jako ktoś przemieniony. Tutaj dom zostaje na zawsze utracony, a jedynym możliwym ruchem jest odważne wejście w nieznane, bez gwarancji sensu.

Z takiego ujęcia wyłania się istota filozoficznej refleksji autora: człowieczeństwo jako nieustanne stawanie się, proces permanentnego negocjowania własnej tożsamości w warunkach radykalnej niepewności. To egzystencja bez oparcia, ale jednocześnie niepozbawiona godności. Michalski nie podaje gotowych odpowiedzi — zamiast tego proponuje czytelnikowi udział w procesie pytania, który sam w sobie staje się doświadczeniem ludzkim. Powieść stawia nas — podobnie jak swojego bohatera — w sytuacji ontologicznego bezdomnego: pozbawionego map, ale nie pozbawionego woli, by iść dalej.

Język, który buduje rzeczywistość


W twórczości Krzysztofa Michalskiego język nie jest przezroczystym medium, które jedynie przekazuje informacje. Przeciwnie — pełni on funkcję fundamentalną i konstytutywną. To z języka wyłania się świat przedstawiony, to język kreuje jego atmosferę, gęstość emocjonalną i ontologiczną niepewność. W Człowieczeństwo jest pojęciem względnym forma staje się treścią — słowo nie tyle opisuje rzeczywistość, ile ją ustanawia.

Styl pisarza jest wielowarstwowy i zmienny, co doskonale współgra z tematyką przemiany, rozpadu i rekonstrukcji tożsamości. W jednych fragmentach narracja przybiera formę niemal poetycką — pełną metafor, rytmicznych powtórzeń, dźwiękowych zgrzytów, które wprowadzają czytelnika w stan swoistego transu. W innych zaś staje się surowa, wyzuta z emocji, pozbawiona ozdobników. Zmienność stylu nie jest przypadkowa — odzwierciedla zmienne stany psychiczne bohatera, jego zagubienie, przerażenie, ale też momenty iluminacji czy cichego zachwytu nad czymś niepojętym. Szczególną rolę odgrywają tu opisy — nie służą one jedynie lokalizacji czy estetyzacji przestrzeni, ale wytwarzają doświadczenie. Las nie jest po prostu lasem, miasto — miastem. Są to przestrzenie przejściowe, obarczone symbolicznym ciężarem, których sens jest nieustannie negocjowany przez sposób ich opisu. Rzeczywistość w tej powieści nie jest stabilna ani skończona — jest stwarzana na bieżąco poprzez język, który sam często pęka, rozpada się, ukazuje swoją sztuczność. To zabieg głęboko postmodernistyczny, ale o wyraźnie egzystencjalnym wydźwięku: świat, który widzimy, zależy od sposobu, w jaki o nim mówimy — i odwrotnie, sposób mówienia zależy od tego, jaki świat jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.

Ciekawym aspektem są również dialogi — fragmentaryczne, pozbawione klasycznej logiki, często balansujące na granicy ciszy i absurdu. Postaci komunikują się jakby z opóźnieniem, jakby język był dla nich narzędziem obcym, odziedziczonym po innej epoce. Ich wypowiedzi przypominają echo — coś, co powraca, ale nigdy nie jest już takie samo. Dialog nie służy tu budowaniu akcji czy wyjaśnianiu motywów — jego funkcją jest potęgowanie tajemnicy i unaocznienie niemożności pełnego porozumienia. Mimo to — a może właśnie dlatego — rozmowy w powieści stają się najbardziej przejmującymi momentami, rezonującymi długo po ich zakończeniu. W niektórych partiach powieści język przechodzi w formę zbliżoną do eseju filozoficznego. Autor nie boi się intelektualnych wyzwań — zmusza czytelnika do spowolnienia lektury, do wielokrotnego powracania do niejasnych fraz, do kwestionowania własnego rozumienia świata. Ten intelektualny opór, który stawia tekst, nie jest jednak zniechęcający — przeciwnie, stanowi jedną z największych jego zalet. Powieść ta nie traktuje swojego odbiorcy z pobłażaniem; zakłada jego aktywność, gotowość do współtworzenia znaczeń, do wejścia w język jako przestrzeń doświadczenia.

W efekcie narracja staje się niemal somatyczna. Czytelnik nie tyle śledzi wydarzenia, ile je odczuwa — poprzez rytm zdań, ich długość, spiętrzenie obrazów lub przeciwnie: ich nagły zanik. Fragmenty o krótkich, rytmicznych zdaniach przyspieszają akcję, wzmagają napięcie. Rozbudowane, meandrujące opisy spowalniają czas, tworząc wrażenie zawieszenia w próżni. Wrażliwość Michalskiego na muzyczność języka sprawia, że jego proza działa niemal jak partytura — z rytmem, pauzami, kontrapunktem emocji. Nie sposób nie zauważyć również autoświadomości narracyjnej. W kilku momentach autor zdaje się sugerować, że język to narzędzie zawodne, że wszystko, co opowiedziane, jest już w pewnym sensie skażone. Tym samym powieść staje się także refleksją metajęzykową — o ograniczeniach słowa, o pragnieniu komunikacji i jednoczesnej jej niemożliwości. To napięcie między potrzebą wyrażenia a niemożnością pełnego przekazu staje się jednym z kluczowych dramatów tej książki.

W świecie autora język nie jest ani przezroczysty, ani neutralny. Jest przestrzenią egzystencji, narzędziem nie tyle komunikacji, co stawania się, odkrywania i (de)konstruowania tożsamości. To w słowach bohater szuka sensu, a czasem jedynie jego resztek. A my — jako czytelnicy — nie tylko towarzyszymy mu w tej podróży, ale zostajemy zmuszeni, by podjąć ją także wewnętrznie: przeczytać samych siebie poprzez język, który już nie daje żadnych gwarancji.

Symbolika i warstwa metaforyczna


„Człowieczeństwo jest pojęciem względnym” to powieść, w której powierzchnia narracyjna nieustannie pęka, odsłaniając coraz głębsze, bardziej niepokojące warstwy znaczeniowe. Krzysztof Michalski konstruuje swój świat jako wielowarstwową metaforę — każdy krajobraz, gest czy przedmiot jest tu potencjalnym znakiem, wymagającym uważnej lektury i interpretacyjnej czujności. To proza, która mówi o rzeczywistości, jednocześnie ją rozszczelniając — rozbijając jej formę i przekształcając ją w przestrzeń symbolicznych napięć.

Już sama okładka powieści pełni funkcję prologu znaczeniowego. Z ciemnej, czarnej wody wyłaniają się dwie ręce — jedna cielesna, organiczna, druga połyskująca chłodnym metalem, przypominająca dłoń robota. Ten dyptyk symboliczny stawia pytania o naturę człowieczeństwa, o granice między tym, co ludzkie, a tym, co syntetyczne, zaprogramowane, nieludzkie. Woda — głęboka, czarna, niemal archetypiczna — to przestrzeń nieświadomości, graniczności, ale i zagrożenia. To, co się z niej wyłania, niekoniecznie wraca z niej takie samo. Ręka może być gestem ratunku, ale też ostatnim wysiłkiem istoty tonącej w ontologicznym chaosie.

Kontrast między ręką ludzką a mechaniczną tworzy dramatyczną oś powieści — ukazując człowieczeństwo jako pole napięcia, jako coś podlegającego erozji, transformacji, być może nawet wymianie. To nie tylko pytanie o technologię i tożsamość, ale również o pamięć, ciało, doświadczenie, które nie mieści się już w dawnych kategoriach. Ruch wynurzania się z ciemności można odczytywać jako próbę zachowania tożsamości w świecie, który tę tożsamość podważa — zarówno na poziomie biologicznym, jak i emocjonalnym czy duchowym. Wewnątrz samej narracji te wizualne tropy znajdują swoje rozwinięcia. Powraca motyw odbicia, zmienności form, zanikania cielesności i tożsamości. Bohater powieści porusza się przez świat przypominający labirynt — nie tyle przestrzenny, co semantyczny. Jego droga to nie linearny rozwój, lecz cykliczne zanurzanie się w strefy cienia: miejsca, gdzie znaki się rozmazują, a słowa przestają nazywać. Każda napotkana postać, każdy fragment krajobrazu, staje się projekcją wewnętrznego stanu bohatera — jak w śnie, gdzie granice między światem zewnętrznym a psychicznym zacierają się całkowicie.

Michalski posługuje się językiem symbolicznym, ale unika nachalnej alegoryczności. Jego znaki są ruchome, niedookreślone, otwarte na wielość odczytań. W tym sensie „Człowieczeństwo…” jest palimpsestem — tekstem, który nie daje się uchwycić jednym spojrzeniem. Każda warstwa odsłania inną wersję prawdy, często sprzeczną z poprzednią.

Ręka — ta ludzka i ta metaliczna — staje się emblematem całej książki: pytania o to, co jeszcze w nas jest człowiekiem, a co już staje się czymś innym. Gdzie kończy się tożsamość, a zaczyna symulacja? Czy człowieczeństwo to doświadczenie, czy tylko zestaw cech, które mogą zostać zaprogramowane? Michalski nie daje jednoznacznych odpowiedzi, ale zmusza do ich szukania. To powieść, która wymaga czytelniczego zaangażowania — nie tylko emocjonalnego, ale również intelektualnego. Jak ręka wyciągnięta z mroku, tak i tekst domaga się uchwycenia — zanim zniknie w wodzie, która rozmywa wszystko, co chcielibyśmy nazwać pewnym.

Odniesienia kulturowe i filozoficzne


Człowieczeństwo jest pojęciem względnym to nie tylko powieść z gatunku science fiction — to przede wszystkim gęsty intertekstualny labirynt, w którym spotykają się wpływy filozofii, literatury spekulatywnej, psychologii głębi i teorii symulacji. Michalski prowadzi z czytelnikiem subtelny dialog — nie tyle cytuje, ile rezonuje z ideami twórców XX i XXI wieku, filtrując ich myśl przez własną, literacką wrażliwość.

Najbliższy duchowo wydaje się być Philip K. Dick, którego obsesja na punkcie pytania „co jest rzeczywiste?” znajduje u Michalskiego nową, bardziej introspektywną formę. Podobnie jak Dick, Michalski podważa ontologiczną stabilność świata, w którym żyje bohater. Rzeczywistość okazuje się strukturą kruchą, podatną na zniekształcenie, być może wręcz pozorną — skonstruowaną przez percepcję, pamięć, emocje. Świat „zewnętrzny” to przedłużenie wewnętrznego, a granica między nimi — nieuchwytna.

Z kolei echo myśli Stanisława Lema obecne jest w sposobie, w jaki autor przedstawia spotkanie z Innym — nie jako konflikt, lecz jako filozoficzny dylemat. Jak komunikować się z czymś, co nie dzieli z nami wspólnego kodu kulturowego ani ontologicznego? Jak zrozumieć Istnienie, które wymyka się ludzkim kategoriom? Michalski idzie jednak dalej niż Lem — zamiast skupiać się na próbie poznania Innego, koncentruje się na rozpadzie tożsamości poznającego, na tym, jak spotkanie z Obcością dekonstruuje nasze własne „ja”. Filozoficzne inspiracje są tu bardzo wyraźne. Poczucie bycia „wrzuconym w świat” odzwierciedla się w losie bohatera, który budzi się w obcej rzeczywistości, pozbawiony wiedzy o sobie i otoczeniu. Samo człowieczeństwo przestaje być kategorią „daną” — staje się projektem, decyzją, procesem, który musi być ciągle na nowo podejmowany.

Równolegle widoczne są tropy jungowskie: cała podróż bohatera może być odczytana jako proces indywiduacji, konfrontacji ze swoją Cieniem, wejścia w archetypową przestrzeń snu i mitu. Spotykane postacie, dziwne miasta, przemiany ciała — wszystko to przywodzi na myśl symboliczną podróż przez kolejne etapy psychicznej integracji, która nie kończy się odkryciem prawdy, ale pogodzeniem się z jej niemożnością. Rzeczywistość Michalskiego nie jest „fałszywa” w klasycznym sensie — jest raczej symulacją, złożoną z warstw znaków, obrazów, wspomnień, które imitują autentyczność, ale nie mają już odniesienia do niczego „realnego”. To świat, w którym wszystko może być prawdą — i nic nią nie jest. Bohater dryfuje między symulacjami siebie, nie mogąc dotrzeć do „pierwotnego ja”, jeśli takie w ogóle istnieje. Równolegle Michalski korzysta z estetyki horroru egzystencjalnego, wyraźnie czerpiąc z dorobku H.P. Lovecrafta, ale w sposób znacznie bardziej subtelny. Nie ma tu potworów z innych wymiarów, lecz jest lęk pierwotny: przed utratą tożsamości, przed byciem niepoznanym, przed zanikiem znaczenia. Przestrzenie, przez które porusza się bohater, są jak senne koszmary — znane, a jednak obce, nasycone lękiem i dziwnością. To Lovecraft odczytany przez pryzmat fenomenologii — nie groza „czegoś”, lecz groza niemożliwości nazwania czegokolwiek.

Nie brakuje również odniesień do klasyki nowoczesnej literatury psychologicznej — od Kafki po Becketta. Bohater Michalskiego — podobnie jak Josef K. czy Molloy — utkwił w absurdalnym świecie, który nie daje odpowiedzi, lecz mnoży pytania. Jego podróż nie prowadzi do rozwiązania, lecz do zrozumienia, że rozwiązania mogą być iluzją, a prawda — czymś nie do wyrażenia w słowach. Wszystkie te wpływy są jednak przekształcone przez autorską wizję Michalskiego — nie są cytatami, lecz elementami dialogu między tekstami i ideami. Autor nie daje się zamknąć w jednej tradycji — tworzy pomosty między literaturą gatunkową a intelektualną, między filozofią a opowieścią, między klasyką a nowoczesnością.

Struktura powieści i tempo narracji


Forma powieści Krzysztofa Michalskiego sama w sobie jest filozoficznym oświadczeniem — odrzuca linearność, przewidywalność i porządek na rzecz nielinearnego, spiralnego układu, który odzwierciedla rozpad tradycyjnych modeli poznania i tożsamości. Nie znajdziemy tu klasycznego schematu fabularnego z wyraźnie zaznaczoną ekspozycją, punktem kulminacyjnym i rozwiązaniem. Zamiast tego, Michalski prowadzi czytelnika przez kolejne pętle egzystencjalnego labiryntu, w którym przeszłość i przyszłość przenikają się w sposób nieciągły, często dezorientujący. Rozdziały funkcjonują jak stany świadomości, a nie kolejne etapy przygody. Czas i przestrzeń bywają płynne, niekiedy wręcz rozpadają się na oczach czytelnika. W jednej chwili bohater może znajdować się w ruinach miasta, w następnej — w zamkniętej kapsule pamięci, a potem wśród pustynnych wydm, nie mając pewności, czy to, co właśnie przeżywa, dzieje się naprawdę, czy jest jedynie reminiscencją, snem lub artefaktem czyjejś projekcji. Granice między „teraz”, „wtedy” i „gdzieś” zostają zniesione — nie z kaprysu formalnego, ale w służbie refleksji nad nieciągłością ludzkiego doświadczenia.

Michalski celowo wprowadza moment dezorientacji, który jednak nigdy nie jest całkowity. Chaos jest tu metodą — rytmem, który zmusza czytelnika do aktywnego śledzenia zmian, układania ich w nowe struktury, odrzucania starych wzorców rozumienia. Taki sposób prowadzenia narracji nawiązuje do modernistycznej i postmodernistycznej tradycji literackiej, w której forma staje się treścią. Tempo narracji również podlega ciągłym zmianom. Bywają fragmenty, które toczą się niemal w czasie rzeczywistym — z detalicznymi opisami doznań zmysłowych, wewnętrznych monologów i obserwacji otoczenia — po czym nagle przyspieszają w metaforycznym skrócie, przeskakując całe dni, miesiące, światy. Taki rytm oddaje niestabilność postrzegania bohatera, który balansuje na granicy pomiędzy pamięcią a zapomnieniem, między byciem a niebytem.

Dla niektórych odbiorców może to stanowić barierę — brak jednoznaczności, brak wyraźnego „czym się to wszystko kończy?” bywa frustrujący. Ale dla innych — otwartych na narracje nielinearne, fragmentaryczne, introspektywne — struktura powieści będzie jej największą siłą. To nie jest książka do czytania „na raz”, ale do powolnego przeżywania, do wchodzenia w nią niczym w sen, z którego nie sposób się obudzić bez niepokoju i głębokiej zadumy. Pod koniec lektury nie ma spektakularnego finału, nie pada ostateczna odpowiedź. Zamiast tego, czytelnik pozostaje z uczuciem wytrącenia, z pytaniami, które jeszcze długo rezonują w myśli i emocjach. To właśnie w tym stanie — zawieszenia, rozedrgania, medytacyjnego niepokoju — kryje się katharsis, które Michalski konsekwentnie buduje od pierwszej strony.

Emocje, które zostają


Największą siłą powieści jest jednak to, że po jej przeczytaniu pozostajemy z uczuciem, że dotknęliśmy czegoś ważnego. Może nie potrafimy tego nazwać, może nie umiemy do końca wytłumaczyć, ale wiedzę, że byliśmy świadkami czegoś istotnego. To rzadka cecha literatury — zostawić w czytelniku pytania, nie odpowiedzi. Czy warto sięgnąć po "Człowieczeństwo jest pojęciem względnym"? Zdecydowanie tak. To jedna z tych książek, które nie tylko się czyta, ale które czytają nas samych. To opowieść, która przemawia do naszych lęków, pragnień, wspomnień i wątpliwości. Która konfrontuje nas z samym sobą. I za to właśnie warto się na nią otworzyć.

Zakończenie powieści Michalskiego budzi skrajne emocje i może stanowić wyzwanie nawet dla uważnego czytelnika. Nie jest to klasyczne domknięcie fabularne — raczej dekonstrukcja narracyjnych oczekiwań. Finał nie przynosi ani wyjaśnienia tajemnicy świata przedstawionego, ani jednoznacznego rozstrzygnięcia losów bohatera. Zamiast tego otrzymujemy wizję, która bardziej przypomina symboliczną iluminację niż konwencjonalny finał fabularny. W ostatnich scenach bohater zdaje się przekraczać pewien próg — być może granicę poznania, być może śmierci, a może samego człowieczeństwa. Obrazy stają się coraz bardziej halucynacyjne, a język ulega fragmentaryzacji, jakby sama struktura rzeczywistości rozpadała się na naszych oczach. Bohater nie tyle odnajduje odpowiedzi, co uczy się żyć z brakiem odpowiedzi, akceptować płynność i niepewność istnienia. To zakończenie doskonale koresponduje z przesłaniem całej powieści: że człowieczeństwo nie jest stanem, który można osiągnąć raz na zawsze, ale nieustannym ruchem, otwartością na inność, gotowością do redefinicji siebie w konfrontacji z tym, co obce i niepojęte. Michalski sugeruje, że być może największym aktem człowieczeństwa jest pogodzenie się z własną niewiedzą i znikomością. Że odpowiedzi nie są celem — celem jest droga, świadomość, że pytanie samo w sobie może być ocaleniem. W ten sposób zakończenie staje się nie klamrą zamykającą, lecz bramą — do dalszych interpretacji, do refleksji, a może nawet do własnej przemiany czytelnika.

„Człowieczeństwo jest pojęciem względnym” to nie tylko powieść — to doświadczenie. Przejście przez nią przypomina zanurzenie w obcym, niepokojącym świecie, który jednak z każdą stroną okazuje się coraz bardziej naszym własnym. Krzysztof Michalski nie oferuje pocieszenia ani prostych narracyjnych nagród. Zamiast tego proponuje wewnętrzną podróż, której stawką jest nie tyle zrozumienie świata, co zrozumienie siebie. W czasach, gdy literatura coraz częściej służy ucieczce od myślenia, Michalski przypomina, że największą funkcją sztuki może być właśnie to: postawić nas twarzą w twarz z pytaniami, na które nie ma odpowiedzi — i nie odwrócić wzroku. Gorąco polecam samemu sięgnąć po tę pozycję.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2025-05-08
× 11 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Człowieczeństwo jest pojęciem względnym
Człowieczeństwo jest pojęciem względnym
Krzysztof Michalski
8/10

Zastanawialiście się kiedyś, czy świat, w którym żyjecie, jest prawdziwy? Czy nie mieliście poczucia, że wszystko jest… sztuczne? W wyniku wypadku agent polowy Fundacji zostaje wrzucony do innej rze...

Komentarze
@jatymyoni
@jatymyoni · 17 dni temu
Świetna recenzja i interesująca książka.
× 2
@Anna_Szymczak
@Anna_Szymczak · 17 dni temu
Dziękuję ☺ Polecam po nią sięgnąć.
@jatymyoni
@jatymyoni · 16 dni temu
Już wrzuciłam na półkę "Chcę przeczytać"
× 1
Człowieczeństwo jest pojęciem względnym
Człowieczeństwo jest pojęciem względnym
Krzysztof Michalski
8/10
Zastanawialiście się kiedyś, czy świat, w którym żyjecie, jest prawdziwy? Czy nie mieliście poczucia, że wszystko jest… sztuczne? W wyniku wypadku agent polowy Fundacji zostaje wrzucony do innej rze...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @Anna_Szymczak

Zaginiona
𝗝𝗮𝗸 𝘀𝘁𝗿𝗮𝗰𝗵, 𝗺𝗶𝗹𝗰𝘇𝗲𝗻𝗶𝗲 𝗶 𝗺𝗶ł𝗼ść 𝗽𝗿𝘇𝗲𝗽𝗹𝗮𝘁𝗮𝗷ą 𝘀𝗶ę 𝘄 𝗰𝗼𝗱𝘇𝗶𝗲𝗻𝗻𝗼ś𝗰𝗶.

Zaginięcie bliskiej osoby to sytuacja, której dramatyzmu nie oddają suche statystyki policyjne ani nagłówki w gazetach. To moment, w którym życie zatrzymuje się na grani...

Recenzja książki Zaginiona
Służące do wszystkiego
Niezapamiętane bohaterki naszej historii.

Kiedy sięgamy po literaturę faktu, często szukamy w niej odbicia naszych współczesnych lęków, dylematów, a czasem i odpowiedzi na pytania, o które boimy się zapytać wpro...

Recenzja książki Służące do wszystkiego

Nowe recenzje

Zapiski Dobrego Łotra
Zapiski Dobrego Łotra
@kasiasowa1:

📖 Recenzja książki "Zapiski Dobrego Łotra" – Andrzej Mathiasz Nie wiem, czy kiedykolwiek czytałam książkę, która w tak...

Recenzja książki Zapiski Dobrego Łotra
Asfaltowa pustynia
Asfaltowa pustynia
@kamilawalota:

Główny bohater, Beauregard „Bug” Montage, to były kryminalista i legendarny kierowca ucieczkowy, który próbuje wieść uc...

Recenzja książki Asfaltowa pustynia
Pomarańczki komisarza Montalbano
Salvo Montalbano... i jego pomarańczki
@maciejek7:

"Pomarańczki komisarza Montalbano" to zbiór dwudziestu krótkich opowiadań mistrza włoskiego kryminału, i chociaż to moj...

Recenzja książki Pomarańczki komisarza Montalbano
© 2007 - 2025 nakanapie.pl