„Schronisko dla ludzi” Wojciecha Szlęzaka przedstawia wydarzenia, które miały miejsce w niewielkiej chatce-schronisku, w której doszło do bardziej lub mniej przypadkowego spotkania kilku osób. Każdy z bohaterów ma swoje cele i historię. Zostały one przedstawione w licznych retrospekcjach, co prowadzi, zwłaszcza na początku, do ogromnego chaosu.
Częste zmiany perspektywy (zarówno czasowej, jak i powiązanej z konkretnymi postaciami) powodują, że ciężko jest się zorientować, jakie wydarzenia w danym momencie obserwujemy. Myślę, że spowodowane jest to próbą wytłumaczenia motywacji bohaterów, jednak zdecydowanie nie działa to tak, jak powinno.
Zwłaszcza że tak naprawdę ciężko jest wskazać głównego bohatera książki. Każdy z obecnych w schronisku jest przedstawiony tak obszernie, że niełatwo skupić się na jednej–dwóch postaciach. Wydaje się, że ciężko było również autorowi, ponieważ mimo mnogości historii z przeszłości dostajemy tylko strzępki ich życia, które trudno poskładać w całość. Dodatkowo bohaterowie niewiele o sobie mówią w rozmowach między sobą, co nie ułatwia czytelnikom utworzenia emocjonalnej więzi z nimi.
Zresztą ciężko próbować to zrobić w sytuacji, kiedy właściwie kogokolwiek, kto pojawia się na stronach powieści, trudno polubić. Praktycznie wszyscy są bohaterami negatywnymi. Dodatkowo niektóre z ich decyzji sprawiają, że to, co było schroniskiem dla ludzi, staje się schroniskiem dla zwierząt. To zezwierzęcenie rzuca się w oczy zwłaszcza w kulminacyjnym momencie, kiedy do głosu dochodzą instynkty i pojawiają się irracjonalne decyzje.
Nie tylko działania bohaterów są absurdalne. Sytuacji, które są przynajmniej dziwne, jest więcej, bo jak inaczej postrzegać kierownika w firmie, który albo nie zna nazwiska prezesa, albo nie kojarzy faktów i nie zauważa, że jeden z pracowników nazywa się tak samo.
Wracając jednak do postaci, które znalazły się w tytułowym schronisku. Mamy tajemniczą Agnieszkę, która od początku ukrywa, kim jest, i tylko przypadkiem inna bohaterka – Maria – orientuje się, jaki jest jej sekret, przypominając sobie wydarzenie z przeszłości. Ona sama z kolei podejmuje pozbawione sensu decyzje, które nie prowadzą do niczego dobrego. Stwierdzenie, że to akurat Agnieszka jest tajemnicza, może nie być najlepszym wyborem, bo tak samo można by określić każdą inną postać.
Trochę ciekawszy wydaje się być Jacek, który jest postacią złożoną. Jego przeszłość może wywołać pewnego rodzaju współczucie. Jednak nawet on ostatecznie stał się człowiekiem, który nie przypadł mi do gustu.
Niepotrzebny wydaje mi się wątek wędrówki Marka i Rafała na ośnieżony szczyt, kiedy próbują udowodnić sobie, kto jest lepszy, silniejszy i bardziej męski. Zwłaszcza że, uwzględniając wszelkie informacje podane przez autora, byłaby to wędrówka na zdecydowanie więcej niż jeden dzień. Sama trasa powinna im zająć w najlepszym wypadku kilkadziesiąt godzin. A powinniśmy jeszcze uwzględnić, że akcja powieści dzieje się zimą…
Ciekawym z kolei wydaje się to, że tytułowy budynek, z początkowej funkcji miejsca, do którego bohaterowie z różnych powodów uciekają, staje się centrum wydarzeń swoistego uniwersum stworzonego przez autora. Niestety opisy świata są dosyć ubogie, co nie pozwala nam lepiej poznać miejsca akcji.
Sam finał powieści jest otwarty, co samo w sobie nie jest złym rozwiązaniem. Jednak niezrozumiałe są ostateczne decyzje bohaterów. Nawet ci, którzy teoretycznie nie są winni żadnemu przestępstwu, z nieznanych przyczyn postanawiają nikomu nie mówić o tym, co się wydarzyło. Jedna z postaci została tak naprawdę pokrzywdzona, a mimo to odchodzi, jak gdyby nigdy nic. Dodatkowo właściwie niejasny pozostaje główny powód zdarzeń, które miały miejsce.
Pomysł na powieść wydaje się być całkiem interesujący. Samo wykonanie pozostawia jednak, moim zdaniem, wiele do życzenia. Za dużo w tym wszystkim przypadkowości. Nagle okazuje się, że wśród przypadkowych osób, które trafiły do tego samego miejsca, można spotkać wiele postaci z przeszłości.
Jeśli miałbym komuś polecić tę książkę, to wybrałbym czytelników, których nie zrażą absurdalne decyzje i którzy mają ochotę na coś, co przyjemnie się czyta, bo mimo opisanych słabości całkiem miło spędziłem czas przy „Schronisku dla ludzi”.