W literaturze romantycznej pojawia się wiele historii, które opierają się na sprawdzonym schemacie: dwójka bohaterów zostaje zmuszona do zawarcia układu, który z biegiem czasu przekształca się w prawdziwe uczucie. Taki motyw, choć z pozoru przewidywalny, wciąż przyciąga czytelników, ponieważ daje ogromne pole do eksploracji emocji, przemian psychologicznych i relacji międzyludzkich. Istota jego atrakcyjności leży nie tylko w samym schemacie, ale w potencjale, jaki oferuje dla rozwoju bohaterów i fabularnej głębi. To nie tyle historia o kontrakcie, co o emocjonalnej ewolucji — o powolnym odkrywaniu siebie nawzajem, o demaskowaniu pozorów i docieraniu do prawdy, która często bywa bolesna, ale i piękna.
Ten typ narracji tworzy napięcie między tym, co wypowiedziane, a tym, co przemilczane. Bohaterowie często muszą odgrywać swoje role, udawać zaangażowanie, by nie ujawnić rzeczywistego dystansu. Ale z czasem granica między tym, co realne, a tym, co udawane, zaczyna się zacierać. Czy uczucia, które zaczynają kiełkować, są wynikiem bliskości i czasu spędzonego razem, czy może tylko mechanizmem obronnym w obliczu narzuconych okoliczności? Odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista, a proces jej poszukiwania to właśnie serce takich historii. Powieści oparte na motywie aranżowanego małżeństwa, udawanej relacji czy emocjonalnego kontraktu pozwalają czytelnikom obserwować złożoną dynamikę między dwojgiem ludzi, którzy z różnych powodów nie chcą lub nie mogą być ze sobą naprawdę — przynajmniej na początku. Dają też szansę na przedstawienie różnic charakterów, światopoglądów i życiowych celów, które z czasem zaczynają się przenikać. Napięcia, konflikty, momenty zwątpienia i nieoczekiwane pęknięcia w pancerzu emocjonalnym bohaterów są tym, co sprawia, że historie tego typu nigdy się nie nudzą, nawet jeśli ich trzon pozostaje niezmienny.
"Między zobowiązaniem a zdradą" autorstwa Shain Rose to powieść, która czerpie z tego nurtu, ale jednocześnie wprowadza wiele własnych elementów, które sprawiają, że staje się czymś więcej niż tylko kolejną historią o udawanym małżeństwie. Rose nie ogranicza się do powielania klisz — ona je przekształca, nadaje im nową jakość. Zamiast prostego układu pomiędzy dwojgiem bohaterów, otrzymujemy gęstą sieć zależności: rodzinnych, zawodowych, emocjonalnych. Każdy gest, każde słowo, każda decyzja ma swoje konsekwencje, co czyni fabułę bardziej realistyczną i angażującą. Już od pierwszych stron czytelnik zostaje wciągnięty w świat luksusu, pieniędzy, biznesowych układów i rodzinnych sekretów. Autorka nie spieszy się z budowaniem tła fabularnego, poświęcając odpowiednio dużo uwagi na przedstawienie głównych postaci, ich motywacji oraz okoliczności, w jakich się poznają. Declan Hardy, były sportowiec i obecnie władca rodzinnego imperium finansowego, przedstawiony zostaje jako mężczyzna chłodny, pragmatyczny, a jednocześnie niezwykle pociągający. Everly, to kobieta inteligentna, samodzielna, ale zmuszona do wejścia w układ, który może przynieść jej stabilność finansową i niezależność. Tło tej relacji nie jest jedynie pretekstem do romansu — to złożony kontekst społeczno-ekonomiczny, w którym uczucia stają się luksusem, a prawdziwe zaufanie – luksusem jeszcze większym.
Autorka w mistrzowski sposób pokazuje, jak krucha może być granica między zobowiązaniem a zdradą. Kiedy wchodzimy w relację z wyrachowania, dla pieniędzy lub ochrony reputacji, gdzie kończy się lojalność, a zaczyna osobiste poświęcenie? Jak długo można ignorować własne uczucia w imię umowy? Autorka nie daje łatwych odpowiedzi, ale zmusza czytelnika do refleksji — i to właśnie czyni tę powieść wyjątkową wśród romansów opartych na „układzie”.
Zawiłości fabularne i psychologia postaci
Centralnym punktem fabuły jest umowa zawarta między Everly a Declanem. Ich małżeństwo ma być fikcyjne, zawarte jedynie dla dobra interesów i spadkowych ustaleń. To klasyczny układ, w którym emocje nie mają prawa głosu — liczy się tylko wzajemna korzyść i zobowiązanie wobec zewnętrznego świata. Oboje zgadzają się na współpracę, która z założenia ma być zimna, wyrachowana i bez emocjonalnych komplikacji. Jednak jak łatwo się domyślić, rzeczywistość okazuje się znacznie bardziej złożona. Bo choć plan był klarowny i bezpieczny, to przecież uczucia nie podlegają kontraktom, a emocje nie dają się wpisać w klauzule.
Everly, początkowo skupiona wyłącznie na aspekcie praktycznym tej relacji, zaczyna dostrzegać w Declanie coś więcej niż tylko bezdusznego partnera w interesach. Jego milczenie, skrytość, dystans, a zarazem konsekwencja w działaniu i sposób, w jaki ją traktuje — pełen kontroli, ale i szacunku — stają się dla niej intrygujące. To nie jest relacja oparta na klasycznym zauroczeniu. Tu nie ma miejsca na typowe romantyczne uniesienia od pierwszych stron. Zamiast tego otrzymujemy powolne budowanie napięcia, nieoczywiste gesty i spojrzenia, które mają większą siłę rażenia niż niejeden pocałunek.
Shain Rose w sposób niezwykle zręczny pokazuje przemianę, jaka zachodzi w bohaterach. I nie chodzi tylko o powierzchowne „rozkochanie się” dwojga ludzi, ale o znacznie głębsze, psychologicznie wiarygodne przeobrażenie — wewnętrzne zmagania, konflikty moralne, napięcia emocjonalne oraz nieustanną walkę z przeszłością, która kształtuje teraźniejszość. To właśnie w tych momentach powieść zyskuje swoją prawdziwą siłę — gdy uczucia nie są deklarowane, lecz ukazywane poprzez działania, lęki, mechanizmy obronne i procesy unikania bliskości. Szczególnie interesujący jest proces otwierania się Declana na emocje, które przez lata uważał za zbędne, niebezpieczne, a wręcz szkodliwe. Wychowany w świecie, gdzie uczucia były postrzegane jako słabość, a relacje międzyludzkie ograniczały się do transakcji i lojalności biznesowej, Declan wypracował w sobie silny pancerz. Jego chłód, dystans i potrzeba kontroli to nie tylko cechy charakteru — to mechanizmy obronne, które pozwoliły mu przetrwać. Jednak zderzenie z Everly zaczyna ten pancerz kruszyć. Początkowo niechętnie, niemal wbrew sobie, Declan zaczyna dostrzegać, że emocje, które tak długo tłumił, są nieuniknione. I co więcej — że mogą być jego siłą, nie słabością.
Everly z kolei to postać, która nieustannie balansuje między potrzebą niezależności a pragnieniem bycia kochaną. Jej wewnętrzne rozdarcie — między racjonalnością a sercem, między wolnością a bliskością — czyni ją postacią bardzo ludzką, bliską i zrozumiałą dla wielu czytelniczek. Everly nie jest typową romantyczną heroiną, która oddaje się uczuciu bez reszty. Ona analizuje, boi się, wycofuje, ale i walczy. Jej rozwój to nie tylko opowieść o miłości — to także podróż do akceptacji siebie, do zrozumienia, że prawdziwa niezależność nie wyklucza potrzeby bliskości. Że siła nie polega na emocjonalnej niedostępności, ale na odwadze, by czuć.
Równolegle do rozwoju relacji Everly–Declan, Shain Rose umiejętnie wplata wątki poboczne: rodzinne tajemnice, napięcia związane z dziedzictwem, rywalizacje i lojalności, które nadają powieści głębi i dynamiki. To nie jest romans osadzony w próżni — tu każda decyzja bohaterów ma swoje społeczne, rodzinne i ekonomiczne konsekwencje. Dlatego ich emocje nie mogą istnieć w oderwaniu od rzeczywistości. Muszą się z nią zderzyć, a często wręcz z nią walczyć. W efekcie otrzymujemy historię niebanalną — pełną emocjonalnych niuansów, niedopowiedzeń i autentycznego napięcia psychologicznego. Rose nie oferuje nam łatwej drogi do szczęścia. Zamiast tego daje bohaterom przestrzeń do błędów, do nauki, do dojrzewania. I właśnie dzięki temu czytelnik ma wrażenie, że uczestniczy w czymś prawdziwym — że nie ogląda bajki, ale realną, wielowymiarową historię dwojga ludzi, którzy muszą przepracować własne traumy, zanim będą w stanie prawdziwie się otworzyć.
Atmosfera, narracja i styl – emocje, które wiszą w powietrzu
Jednym z najmocniejszych i najbardziej charakterystycznych elementów powieści „Między zobowiązaniem a zdradą” jest niewątpliwie umiejętnie budowana atmosfera. To nie jest książka, która wymusza emocje – ona je subtelnie wprowadza, zostawiając czytelnikowi przestrzeń na to, by je poczuć, przeżyć, nazwać. Shain Rose doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że największe napięcia rodzą się w ciszy, w spojrzeniach, w niedopowiedzianych słowach. I właśnie dlatego nie spieszy się z akcją – pozwala historii oddychać. Autorka sprawnie operuje napięciem, zarówno tym emocjonalnym, jak i erotycznym, które nie jest nachalne, ale zbudowane na grze niedomówień i kontrastów między tym, co bohaterowie czują, a tym, co są gotowi przyznać – sobie i innym. To napięcie nie opiera się na tanich chwytach, lecz na dobrze przemyślanej dynamice relacji. Każda scena, każdy dialog, a nawet zwykłe gesty czy spojrzenia mają swoje znaczenie i funkcję. Czytelnik nie czuje się biernym odbiorcą – czuje się jak cichy świadek intymnych, czasem bolesnych, ale też pięknych momentów, w których uczucia bohaterów przenikają się, walczą ze sobą, a w końcu powoli się odsłaniają.
Nastrojowość tej powieści nie polega na teatralności – przeciwnie, jej siła tkwi w minimalizmie. Atmosfera tworzona przez Rose jest gęsta od emocji, ale nie przytłacza. To nie ciągła burza, ale raczej zbierające się chmury, które zwiastują coś ważnego. Wrażenie autentyczności potęguje fakt, że historia nie toczy się w próżni. Luksusowe apartamenty, spotkania rodzinne, biurowe intrygi – to wszystko tworzy realistyczne tło, które świetnie kontrastuje z subtelną emocjonalnością postaci. To świat, który wydaje się z pozoru zimny i bezduszny, a jednak tętni ukrytymi pragnieniami, lękami i nadziejami.
Styl pisania Shain Rose idealnie wpisuje się w atmosferę tej powieści. Jest przystępny, ale niebanalny. Autorka nie ucieka się do banałów, nie traktuje czytelnika protekcjonalnie. Wręcz przeciwnie – ufa jego inteligencji emocjonalnej. Język jest wyważony, pozbawiony przesadnej emfazy, ale nie suchy. Rose potrafi znaleźć ten delikatny balans między dramatyzmem a subtelnością, między intensywnością a refleksją. Dzięki temu lektura jest nie tylko angażująca, ale też zaskakująco komfortowa – jakbyśmy wsunęli się pod miękki, ciepły koc w chłodny wieczór, gotowi zanurzyć się w historię, która nas nie rozczaruje. Opisy w powieści są dokładnie takie, jak powinny być – wystarczająco szczegółowe, by zbudować wyrazisty obraz sytuacji, miejsca czy nastroju, ale nigdy nieprzytłaczające. Shain Rose nie zatrzymuje akcji po to, by snuć rozwlekłe pejzaże emocji czy wyglądu wnętrz. Jej narracja jest zwięzła, ale celna. Każde zdanie ma swoją wagę, każde słowo buduje klimat, zamiast go rozwadniać.
Na szczególne uznanie zasługuje sposób prowadzenia narracji. Autorka zdecydowała się na dwugłos – historię poznajemy zarówno z perspektywy Everly, jak i Declana. To kluczowy zabieg, który dodaje głębi całej opowieści. Dzięki temu czytelnik ma okazję nie tylko lepiej zrozumieć działania i decyzje każdego z bohaterów, ale też poczuć ich emocje – czasem sprzeczne, czasem bolesne, a często nieuświadomione. Nie jesteśmy więc tylko świadkami wydarzeń, ale wręcz wchodzimy do wnętrza bohaterów, obserwując ich najintymniejsze myśli, wątpliwości, tęsknoty i lęki. To niezwykle odświeżające podejście, zwłaszcza w kontekście literatury romantycznej, w której często dominują kobiece przemyślenia. W „Między zobowiązaniem a zdradą” mamy równowagę, która doskonale służy narracji. Nie ma jednej dominującej perspektywy – są dwie strony tej samej historii, które ukazują, jak bardzo subiektywne mogą być emocje i jak różnie można interpretować te same sytuacje. Czytelnik ma szansę utożsamić się z obojgiem bohaterów, co sprawia, że historia staje się bardziej uniwersalna.
Nie sposób pominąć także tego, jak płynnie Rose przechodzi od momentów intensywnych i dramatycznych do scen cichych, niemal intymnych, w których kluczowe okazuje się jedno zdanie, jedno spojrzenie, chwila zawahania. Te przejścia są organiczne, niemal niezauważalne, a jednocześnie robią ogromne wrażenie. To nie tylko zasługa warsztatu literackiego, ale i zmysłu emocjonalnego autorki, która doskonale wyczuwa rytm historii.
W rezultacie atmosfera powieści jest nie tylko tłem, ale i istotnym uczestnikiem fabuły. To właśnie napięcie między emocjami bohaterów a otaczającym ich światem, między tym, co niewypowiedziane, a tym, co wyczuwalne w powietrzu, tworzy prawdziwą magię tej książki. „Między zobowiązaniem a zdradą” nie opowiada historii miłosnej – ona ją przeżywa wraz z czytelnikiem. I to, być może, największy komplement, jaki można wystawić tej powieści.
Motywy przewodnie i refleksje – o miłości, granicach i wewnętrznych walkach
Wbrew pozorom, „Między zobowiązaniem a zdradą” nie jest jedynie klasycznym romansem, który opowiada o dwojgu ludzi odkrywających uczucie w sytuacji, która z założenia nie miała do tego prowadzić. Miłość i pożądanie, choć istotne, nie są tu jedynymi ośrodkami ciężkości. Shain Rose tka opowieść wielowarstwową, gdzie pod powierzchnią wydarzeń, gestów i emocji kryją się pytania bardziej fundamentalne: o to, czym jest prawdziwa lojalność, gdzie kończy się kompromis, a zaczyna zdrada – nie tylko wobec drugiej osoby, ale także wobec samego siebie.
Układ między Everly a Declanem, który w założeniu miał być chłodną umową między dwojgiem dorosłych ludzi, szybko okazuje się pułapką pełną sprzeczności i napięć. To, co miało być prostym, logicznym rozwiązaniem, staje się polem minowym – pełnym niedopowiedzeń, emocjonalnych wyładowań i trudnych wyborów. Czy można zbudować coś autentycznego na fundamentach kłamstwa, nawet jeśli to kłamstwo zostało wypowiedziane w dobrej wierze? Czy fałszywy początek przekreśla prawdziwe uczucie? Czy da się komuś zaufać, wiedząc, że jego pierwszym krokiem w naszą stronę był wyrachowany interes?
To właśnie te pytania wybrzmiewają najgłośniej, nawet jeśli nie są wypowiedziane wprost. Rose nie moralizuje, nie daje gotowych odpowiedzi. Zamiast tego pozwala, by emocjonalne wybory bohaterów mówiły same za siebie. Układ, który miał być bezpieczny i obojętny, staje się areną zderzenia przeszłości z teraźniejszością, kalkulacji z pragnieniem bliskości, rozumu z sercem. Everly i Declan nie tylko uczą się siebie nawzajem, ale – co ważniejsze – muszą w tej relacji skonfrontować się ze sobą. To, co między nimi się dzieje, nie jest tylko kwestią uczucia – to próba charakteru, lustro, w którym odbijają się ich najgłębiej ukryte lęki i pragnienia. Jednym z ważniejszych motywów tej powieści jestkompromis– ten realny, codzienny, a nie ten romantyzowany, o jakim zwykliśmy czytać w powieściach miłosnych. Kompromis w „Między zobowiązaniem a zdradą” ma swoją cenę. Bywa gorzki, niesprawiedliwy, wymuszony okolicznościami lub lojalnością wobec kogoś innego. Rose pokazuje, że nie wszystkie ustępstwa są szlachetne – czasem są formą kapitulacji, czasem brakiem odwagi. Ale jednocześnie ukazuje, że właśnie poprzez te kompromisy uczymy się, kim jesteśmy. Że czasem to, co wydaje się słabością, okazuje się wyrazem dojrzałości. A to, co wygląda jak zdrada, może być desperacką próbą ratunku.
Kolejnym kluczowym tematem jestuczciwość emocjonalna– nie tylko wobec innych, ale i wobec samego siebie. Declan przez długi czas żyje w przekonaniu, że emocje są zagrożeniem. Że uczucie to coś, co odbiera kontrolę, a kontrola to dla niego wartość nadrzędna. Jego ewolucja w kierunku otwartości, umiejętności mówienia o swoich lękach, przeszłości i pragnieniach to nie tylko rozwój relacji z nią, ale przede wszystkim proces uzdrawiania własnych ran. Podobnie Everly – jej wewnętrzne wahania, jej powolne przełamywanie barier zbudowanych przez lata nieufności i życiowych rozczarowań – to dowód na to, że prawdziwa bliskość wymaga odwagi. I że często największą przeszkodą w miłości nie są zewnętrzne okoliczności, ale my sami. Nie da się też pominąć roliprzeszłości, która jak cień towarzyszy bohaterom niemal w każdej scenie. Rose przypomina nam, że nasze obecne decyzje rzadko są całkowicie wolne. Nosimy w sobie historie, traumy, błędy, które kształtują sposób, w jaki kochamy, w jaki reagujemy, w jaki chronimy siebie. Zarówno Declan, jak i Everly mają za sobą trudne doświadczenia, które – choć niewidoczne na pierwszy rzut oka – odciskają piętno na ich codzienności. Ich związek nie rozwija się w próżni; to zderzenie dwóch przeszłości, dwóch bagaży emocjonalnych, które muszą najpierw zostać rozpoznane, zanim będzie można je unieść razem.
To wszystko sprawia, że „Między zobowiązaniem a zdradą” nie jest tylko historią miłosną. To opowieść odojrzewaniu emocjonalnym, o potrzebie autentyczności, o bolesnej, ale koniecznej konfrontacji z samym sobą. To książka, która nie mówi, że miłość rozwiąże wszystkie problemy – ale że może stać się katalizatorem zmiany. Nie tej magicznej, z dnia na dzień, ale prawdziwej – stopniowej, czasem nieprzyjemnej, wymagającej wysiłku. To właśnie ta autentyczność, ta prawda emocjonalna sprawia, że książka Rose rezonuje długo po zakończeniu lektury.
Wreszcie, „Między zobowiązaniem a zdradą” to także refleksja nadwolnością w relacjach– czym jest, jak łatwo ją utracić i czy można ją odzyskać bez zerwania więzi. Everly przez długi czas walczy o niezależność, próbując pogodzić potrzebę bliskości z pragnieniem autonomii. Declan, z kolei, bojąc się utraty kontroli, często nieświadomie tę wolność narusza. Ich relacja to nieustanne balansowanie – między potrzebą bycia razem a lękiem przed zdominowaniem. To pokazuje, że zdrowa relacja nie polega na symbiozie, ale na wzajemnym szacunku do własnych granic. I właśnie ten motyw – choć nie zawsze wypowiedziany wprost – czyni tę historię tak współczesną i aktualną.
Podsumowanie
„Między zobowiązaniem a zdradą” to książka, która na pierwszy rzut oka może wydawać się jedną z wielu historii z gatunku współczesnego romansu. Mamy tu znany motyw aranżowanego małżeństwa, bohaterów po przejściach, wewnętrzne konflikty i powoli rozwijającą się relację. A jednak Shain Rose udowadnia, że nawet w pozornie przewidywalnym schemacie można odnaleźć coś świeżego, prawdziwego i poruszającego. To nie tylko zasługa warsztatu literackiego autorki, ale także jej zdolności do uchwycenia tego, co najbardziej ulotne – emocji, które nie są oczywiste, relacji, które nie poddają się prostym etykietom, oraz ludzi, którzy próbują być ze sobą mimo wszystkiego, co ich dzieli.
Rose nie oferuje czytelnikowi bajki ani przesłodzonej wersji rzeczywistości. Przeciwnie – pokazuje, że uczucia nie zawsze przychodzą łatwo, że czasem rodzą się z bólu, nieufności, a nawet egoizmu. Pokazuje, że miłość nie jest oczywistością, ale wyborem – często trudnym, obarczonym ryzykiem, ale też dającym szansę na prawdziwą zmianę. I to właśnie ta niejednoznaczność emocjonalna czyni „Między zobowiązaniem a zdradą” lekturą tak angażującą. Czytelnik nie tylko obserwuje historię bohaterów – on w niej uczestniczy, przeżywa ją razem z nimi, odczuwa ich wahania, ich radości, ich lęki. Jedną z największych zalet tej powieści jest jej wielowymiarowość. Z jednej strony mamy intrygującą relację między Everly a Declanem – pełną napięcia, przyciągania i konfliktów. Z drugiej – bardzo ludzką, psychologicznie pogłębioną narrację o dorastaniu do bliskości, o przekraczaniu własnych granic, o konieczności przebaczenia – nie tylko innym, ale także sobie. W tym sensie powieść Rose wymyka się prostym klasyfikacjom. To nie jest po prostu romans. To opowieść oczłowieku w relacji z drugim człowiekiem– relacji, która wymaga pracy, otwartości i odwagi.
Na szczególne uznanie zasługuje także sposób prowadzenia narracji – naprzemienna perspektywa obojga bohaterów pozwala na pełniejszy obraz wydarzeń i głębsze zrozumienie ich emocji. Taki zabieg nie tylko uwiarygadnia ich wybory, ale również buduje emocjonalną więź między czytelnikiem a postaciami. Kiedy znamy wewnętrzne rozterki Declana, kiedy słyszymy głos Everly w jej momentach słabości i determinacji, zaczynamy im współczuć, kibicować, przeżywać z nimi każdą porażkę i każde zwycięstwo. To sprawia, że książka nie tylko wciąga – ona porusza, rezonuje, zostawia ślad. Co równie istotne, Shain Rose nie boi się zadawać trudnych pytań – o to, gdzie przebiegają granice uczciwości, o to, jak daleko można się posunąć w imię lojalności, czy o to, co właściwie oznacza „zdrada”. Czy jest nią tylko fizyczne przekroczenie granic, czy może także emocjonalne zamknięcie się na drugą osobę? Czy zdradzamy partnera, kiedy nie mówimy mu prawdy, nawet jeśli robimy to z pozornie dobrych intencji? A może największą zdradą jest porzucenie samego siebie w imię utrzymania pozorów? To pytania, które nie mają prostych odpowiedzi – i właśnie dlatego są tak poruszające.
„Między zobowiązaniem a zdradą” to także książka oodwadze bycia blisko. O tym, jak trudno jest odsłonić siebie, pokazać swoją wrażliwość i lęki, zwłaszcza jeśli życie nauczyło nas, że emocje to słabość. Everly i Declan uczą się siebie nawzajem, ale przede wszystkim – uczą się na nowo ufać. I choć droga, którą przechodzą, jest wyboista, pełna błędów i nieporozumień, to ostatecznie prowadzi do czegoś autentycznego. I to właśnie ta autentyczność czyni ich historię tak prawdziwą i przejmującą. Wreszcie – nie sposób nie wspomnieć o stylu Rose. Jej język jest subtelny, dojrzały, pozbawiony taniego efekciarstwa. Buduje napięcie bez uciekania się do tanich chwytów, a jednocześnie umie poruszyć do głębi. Jej dialogi brzmią naturalnie, a opisy są wyważone – na tyle obrazowe, by oddać emocje i atmosferę, ale nieprzytłaczające. To sprawia, że lektura jest płynna, wciągająca i emocjonalnie satysfakcjonująca.
Podsumowując,„Między zobowiązaniem a zdradą” to powieść, która zostaje w czytelniku na długo po odłożeniu książki na półkę. To historia nie tylko o miłości, ale o wszystkim, co miłość otacza – o strachu, o samotności, o pragnieniu bezpieczeństwa i o walce o siebie. To lektura dla tych, którzy oczekują od romansu czegoś więcej niż romantycznej fantazji – dla tych, którzy chcą poczuć, pomyśleć i – być może – zobaczyć kawałek własnych emocji w losach literackich bohaterów. Jeśli szukasz książki, która poruszy Cię do głębi, która sprawi, że nie przestaniesz o niej myśleć jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony – ta powieść zdecydowanie spełni Twoje oczekiwania.