Dwudziesty tom nie kończy opowieści – on ją wypala do białego żaru. Goku i Vegeta stają naprzeciw siebie nie jak klasyczny bohater i łotr, ale jak dwa żywioły: ogień, który wszystko pochłania, i ogień, który pali tylko to, co zagraża. To nie jest walka o kulki, ani nawet o planetę. To walka o sens bycia sobą – o to, czy warto wierzyć w coś więcej niż siłę, i czy duma może być ważniejsza niż życie. Vegeta ląduje na Ziemi jak katastrofa – bez cienia litości, bez wahania, z przekonaniem, że to on jest wyżej, silniej, lepiej. A Goku? Goku robi to, co zawsze: wstaje.
Toriyama nie buduje tej walki jak widowiska – buduje ją jak sąd. Każdy cios to argument. Każda kontra to pytanie. Czy człowiek może dorównać Saiyaninowi? Czy warto oszczędzać wroga, który nie zna litości? Czy wiara w dobroć i przyjaźń ma sens, gdy przeciwnik zrównuje z ziemią wszystko, co czuje? Goku nie walczy lepiej. On walczy inaczej. Z wnętrza. Z przekonania. Nie dlatego, że musi, ale dlatego, że nie może nie walczyć. Bo ktoś musi się sprzeciwić sile, która przyszła tylko po to, by zniszczyć.
W tej walce nie ma pauz. Nie ma ucieczek. Są tylko kolejne granice wytrzymałości – i fizycznej, i emocjonalnej. Toriyama pokazuje nie tylko siłę mięśni, ale siłę ducha, która się nie łamie nawet wtedy, gdy ciało już dawno powinno przestać się ruszać. Goku walczy tak, jakby jego serce było zrobione z czegoś twardszego niż stal – z odpowiedzialności. Z nadziei. Z potrzeby, by chronić nie tylko świat, ale i sens istnienia w tym świecie. Vegeta – jego zupełne przeciwieństwo – to czysta moc, czysta wściekłość, czysta duma. Ale też: pustka. I właśnie w tej pustce Goku znajduje przestrzeń, by pokazać coś więcej.
To, co dzieje się w tym tomie, nie jest zamknięciem. Jest przełomem. Po tej walce nic już nie będzie takie samo – nie w dynamice postaci, nie w tonie serii, nie w naszych oczekiwaniach. Bo oto dostajemy nie tylko koniec konfliktu – dostajemy nowy początek. Z wrogiem, który może stać się czymś więcej. Z bohaterem, który nie musi już nikomu nic udowadniać. I z pytaniem, które zostaje, gdy kurz opada: co dalej, gdy ocalejesz nie dzięki sile, ale dzięki sercu?
Dwudziesty tom to najczystsza forma Dragon Balla – walka, która nie tylko przerywa oddech, ale i go przywraca. Brutalna, długa, wyniszczająca – i pełna znaczenia. Bo nie chodzi już o to, kto zwycięży. Chodzi o to, czy ktoś ocaleje taki, jakim był. Goku staje do walki, żeby świat mógł dalej wierzyć. Vegeta – żeby świat się go bał. I właśnie dlatego ten pojedynek jest tak ważny. Bo to nie był bój o planetę. To był bój o to, czy jeszcze warto być człowiekiem.