"Obiecuję Ci, córeczko: zrobię wszystko, żeby niczego Ci w życiu nie zabrakło, żebyś była najpiękniejsza, najmądrzejsza i najzdolniejsza. Nigdy nie będziesz mną."
Wielokrotnie słyszałam o przypadkach, kiedy rodzice przenoszą swoje aspiracje na dzieci. Rozczarowani tym, że nie udało im się spełnić własnych marzeń, próbują scedować je na potomstwo. Pół biedy, gdy działania te kończą się na delikatnej sugestii, w którym kierunku powinno się podążać, niestety, zdarzają się sytuacje, gdy przestaje to wystarczać. Właśnie dlatego, sama będąc matką, tak bardzo staram się wsłuchać w głos moich dzieci. Nie chciałabym popełnić tego samego błędu, co Julka, bohaterka powieści Anny M. Brengos "Nigdy nie będziesz mną".
Przyznam, że miałam trochę inne oczekiwania, co do tej lektury. Wydawało mi się, że autorka bardziej skupi się na historii Karoliny, natomiast tutaj, pierwszych kilkadziesiąt stron książki to obszerna opowieść na temat dziecięcych lat Julii - jej matki. W pewnym sensie rozumiem tok rozumowania autorki: przez ukazanie wydarzeń z przeszłości zyskujemy szeroki obraz omawianego zagadnienia. Znając szczegóły z dzieciństwa kobiety wiemy z czego wynikało jej zachowanie względem córki w późniejszym czasie. Ewidentnie czegoś tu zabrakło. Julka czuła się niechciana i niekochana, a nade wszystko dokuczało jej poczucie wstydu, że wywodzi się z takiej, a nie innej rodziny. Za punkt honoru postawiła sobie rozwinąć karierę na tyle, by nigdy nie brakło jej pieniędzy na własne zachcianki.
Dobry los sprawił, że Julce udało się urzeczywistnić swoje marzenia, jednak coś zmieniło się na ostatnim etapie: kobieta zaszła w nieplanowaną ciążę.
Czy udało jej się odnaleźć w tym niefortunnym dla niej scenariuszu?
Czy kobieta umiała przewartościować swoje życie, by znaleźć w nim miejsce dla nieplanowanej osoby? Niekoniecznie niechcianej, bo przecież chciała kiedyś być matką, ale może niekoniecznie w tym momencie.
Czasem takie niespodziewane wydarzenia wprowadzają w nasze życie chaos, który później trudno nam uporządkować. Czasem też stają się dla nas środkiem do nowo obranego celu.
Przyznam, że początkowo nie byłam za bardzo zadowolona z lektury tej powieści. Owszem, czułam w jakim kierunku to zmierza, jednak nie odbierałam tej historii zbyt emocjonalnie. Wszystko zmieniło się po dotarciu do finału, który okazał się naprawdę mocny i zupełnie niespodziewany. Dodatkowo, przez tę suchość w przekazie nabrał jeszcze większego dramatyzmu. Uświadomiłam sobie, w jak beznadziejnej sytuacji znalazła się Karolina, która od samego początku była traktowana niczym marionetka. To straszne, że czasem nasza miłość potrafi być tak nierozumna, bo przecież nikt tu nie podważa tego, że Julka nie kochała swojej córki.
Kochała, może nawet aż za bardzo.
Nie pozwalała jej na bycie sobą.
Odkąd Julka dowiedziała się o swojej ciąży obiecała sobie, że jej córka nigdy nie będzie nią. Nie była. Karolina nie była swoją matką, ale nie była też sobą.
Kim w takim razie była...?
Moja ocena 8/10.