Czy myślałaś kiedyś o tym, żeby rzucić wszystko i wyjechać do małego miasteczka, kupić dom na końcu świata i zacząć wszystko od nowa?
Nie dla lajków, nie dla kogoś innego, ale DLA SIEBIE. Jeśli choć raz przeszła Ci przez głowę taka myśl - ta książka może być właśnie dla Ciebie.
„Nowy rozdział w Story Lake” Lucy Score to lekka, pełna humoru i pikanterii komedia romantyczna, która idealnie wpisuje się w gatunek feel-good fiction. Ale uwaga: pod warstwą zabawnych dialogów i scen, które mogłyby śmiało wejść do filmowego rom-comu, kryje się coś więcej - historia kobiety, która próbuje odzyskać siebie.
Hazel Hart - bohaterka, która od pierwszych stron rozbraja swoją bezpośredniością i autentycznością - nie ma łatwo. Po rozwodzie i zawodowych zawirowaniach (czytaj: zdrada, kradzież praw autorskich, totalna niemoc twórcza) postanawia uciec z Nowego Jorku. Kupuje dom w tytułowym Story Lake - oczywiście w sieci, oczywiście impulsywnie - i zaczyna swoją przygodę z prowincją. Tyle że zamiast sielskiego azylu trafia na rozpadającą się ruderę, która bardziej przypomina pułapkę niż dom marzeń.
Ale wiecie co? Hazel się nie poddaje. I tu na scenę wchodzi Cam Bishop - mierzący 190 cm czystego sarkazmu, frustracji i… no cóż, seksapilu. Budowlaniec z zasadami, z przeszłością i z całą rodziną braci w pakiecie, którzy równie dobrze mogliby mieć swój własny kalendarz. Między Hazel a Camem od początku iskrzy - ale nie w stylu "spojrzenia przez pokój i już wiedzą". Tu jest kłótnia o dach, zbyt długie spojrzenia, i w końcu... propozycja współpracy, która daleko wykracza poza prace remontowe.
Nie będę udawać: czytałam tę historię z uśmiechem na twarzy. Tak, miejscami było przewidywalnie. Tak, humor bywał toporny. Ale jednocześnie to była dokładnie ta historia, której potrzebowałam, żeby na chwilę uciec od codzienności.
Lucy Score świetnie bawi się gatunkiem. Wplata do historii nie tylko flirt i namiętność, ale też bardzo aktualne pytania o to, co znaczy sukces, gdzie jest dom, i dlaczego czasem trzeba coś porządnie rozwalić, żeby móc to zbudować na nowo.
Uwielbiam, jak Hazel stopniowo odzyskuje głos - zarówno jako kobieta, jak i pisarka. Przypomina nam, że twórczość nie bierze się z presji, tylko z prawdy. I że czasem najpierw trzeba wrócić do siebie, zanim będzie się gotowym na „żyli długo i szczęśliwie”.
Sama relacja Hazel i Cama? Pełna tarć, ale i emocjonalnych drobiazgów, które sprawiają, że kibicujemy im od początku. To nie jest tylko seks dla inspiracji (choć i tego nie brakuje). To powolne oswajanie - siebie, swoich traum, potrzeb i granic.
Na plus zasługuje też samo Story Lake - z absurdalnym siedemnastoletnim burmistrzem, orłem-maskotką i sąsiedzkimi wojnami o przyszłość miasteczka. Dokładając do tego ogromną iość sarkazmu i wywarzone sceny łóżkowe otrzymujemy coś naprawdę fenomenalnego i przypominającego mi, dlaczego tak uwielbiam twórczość Score.
Czy to literatura wysokich lotów? Nie. Ale czy przywraca wiarę w happy endy, nawet jeśli nie wszystko idzie po naszej myśli? Zdecydowanie tak. Zatem jeżeli szukasz historii lekkiej, zabawnej, ze szczyptą pieprzą i dużą dawką ciepła, a przy tym zmuszającej momentami do refleksji - sięgnij po „Nowy rozdział w Story Lake”.