Zaczyna się niepozornie – jakby ktoś otworzył skrzypiące drzwi do dawno zapomnianego pokoju, w którym czas zatrzymał się na przełomie dwóch epok. I choć z pozoru wydaje się, że wchodzimy jedynie do warszawskiej kamienicy pełnej mieszczańskich obyczajów, w istocie przekraczamy próg jednej z najbardziej złożonych duchowo przestrzeni w historii literatury polskiej. Lalka Bolesława Prusa, powieść monumentalna, od lat zajmująca czołowe miejsce w narodowym kanonie, pozostaje dziełem, którego wielkość objawia się dopiero wtedy, gdy przestajemy szukać w nim jedynie „romansu” Wokulskiego i Łęckiej, a zaczynamy słuchać wszystkiego, co dzieje się pomiędzy słowami. Prus nie oferuje nam ani szybkiej narracji, ani prostych rozwiązań. Nie schlebia odbiorcy – wymaga od niego czujności, uważności, a przede wszystkim – gotowości na to, by zanurzyć się w świat tak bliski, a zarazem tak boleśnie oddalony.
Władysław Stanisław Reymont, który za Chłopów otrzymał literacką Nagrodę Nobla, potrafił oddać puls zbiorowości, wiejską mitologię przeplecioną z naturalizmem. Prus zaś w Lalce wszedł w jeszcze trudniejszy rejestr – próbował opisać to, co nienazwane, zmaganie jednostki z własnym idealizmem, tragiczną nieprzystawalność wyobrażeń do realiów, a przede wszystkim klęskę inteligencji w starciu z amorficznym kształtem społeczeństwa postpowstaniowego. Wokulski to nie bohater w klasycznym sensie, nie rycerz walczący o rękę damy, lecz figura tragiczna, człowiek rozdarty między romantycznym dziedzictwem a pozytywistyczną racjonalnością. Nie da się go sprowadzić do roli zakochanego kupca, który niepotrzebnie ugania się za zimną arystokratką. Każda jego decyzja, każde słowo to echo czegoś większego: pytania o to, czy można ocalić marzenie, nie stając się zarazem śmiesznym. A może – czy śmieszność nie jest ceną, którą płaci się za odwagę bycia marzycielem w epoce, która marzeń się wstydzi?
Prus, z matematyczną precyzją, konstruuje świat, w którym mechanizmy społeczne mają swoje tryby, zębatki i zapadki. Nic nie dzieje się przypadkiem. Każda postać, nawet najdrobniejsza, to część tego większego zegara – nie tylko fabularnego, ale przede wszystkim ideowego. Ignacy Rzecki, z jego „Pamiętnikiem starego subiekta”, jest nie tylko świadkiem wydarzeń, ale i głosem przeszłości, echem ideałów Wiosny Ludów, niemodnych, nieaktualnych, lecz w swej anachroniczności bardziej prawdziwych niż cokolwiek, co proponuje nowoczesność. Jego marzenie o reaktywacji Napoleona to przecież nie tyle polityczna utopia, ile przejmujący krzyk samotności wobec nowego porządku, który nie potrzebuje już bohaterów, tylko menedżerów, strategów, kapitalistów.
Z kolei Izabela Łęcka – najczęściej obwiniana o powierzchowność i egoizm – to postać znacznie bardziej wielowymiarowa, niż się zdaje. Nie jest tylko „kobietą fatalną”, której piękno zwodzi bohatera. Jest raczej uosobieniem upadku klasy arystokratycznej, która – oderwana od realiów – żyje w estetycznej bańce, niezdolna do pracy, do miłości, do autorefleksji. Jej słabość nie jest wadą jednostki, lecz kondycją społeczną. Prus nie krytykuje jej tak, jak to czyniłby tendencyjny moralista; on ją rozbraja, pokazuje jej pustkę z empatyczną ironią, jak lekarz ukazujący rentgen chorego organu – nie po to, by go potępić, lecz by zrozumieć, co zawiodło w całym systemie.
Warszawa ukazana w Lalce jest nie tylko miejscem akcji – to bohater sam w sobie. Jej ulice, sklepy, salony i zaułki oddychają własnym rytmem, pełne są ludzi, których rozmowy, gesty, spojrzenia tworzą mozaikę zbiorowej psychologii. Mamy tu bowiem nie tylko dramat jednostki, lecz także nieustanną wiwisekcję polskiego społeczeństwa: jego mitów, aspiracji, kompleksów. Prus – jak Balzac – próbuje opisać całą panoramę współczesności, ale czyni to z jeszcze większym psychologicznym wyczuciem. U niego nie ma zbędnego patosu, nie ma tanich uniesień. Jest za to głęboka melancholia i chłodny realizm, który z czasem przechodzi w coś znacznie poważniejszego: literacką medytację nad kondycją człowieka w epoce przemian.
Nie sposób pominąć formy powieści, jej mistrzowskiej konstrukcji, gdzie linia narracyjna zostaje przecięta dziennikiem Rzeckiego, a opowieść prowadzona jest w rytmie falującym – między teraźniejszością a wspomnieniem, między próbą działania a rezygnacją. Prus udowadnia, że jest nie tylko znakomitym obserwatorem, ale i formalnym innowatorem, który potrafi posługiwać się literackim językiem z gracją i dyscypliną. Styl Lalki nie jest może barokowo rozbuchany, ale w swojej powściągliwości i precyzji staje się potężnym narzędziem przekazu. Prus pisze prozą dojrzałą, gęstą od znaczeń, w której każde zdanie ma swoją wagę.
Wielkość Lalki polega również na jej ponadczasowości. Czytana dziś – po tylu dekadach od premiery – nie traci nic ze swojej siły. Ba, zyskuje. Bo przecież pytania, które stawia – o sens dążenia, o rolę jednostki wobec społeczeństwa, o granice kompromisu między marzeniem a pragmatyzmem – są pytaniami wiecznie aktualnymi. Wokulski, ten dziwny, samotny człowiek, przypomina każdego z nas: rozdartego między tym, co podpowiada serce, a tym, co narzuca rzeczywistość. To nie jest powieść o nieszczęśliwej miłości. To powieść o niemożliwości pogodzenia duszy z epoką, w której się żyje.
I chociaż od pierwszego wydania Lalki minęło ponad sto trzydzieści lat, to jej wymowa nie ulega starzeniu. Prus – niestrudzony analityk duszy ludzkiej – dał nam coś więcej niż arcydzieło realizmu. Dał nam zwierciadło, w którym możemy się przeglądać – jako jednostki, jako społeczeństwo, jako naród. Z każdym kolejnym czytaniem odsłania się nowa warstwa sensu, nowe pęknięcie na pozornie gładkiej powierzchni. Lalka nie jest lekturą jednorazową, nie daje się streścić, podsumować, zamknąć w jednej interpretacji. To powieść, która – jak najlepsza muzyka – rezonuje w czytelniku długo po ostatnim zdaniu, zostawiając echo niepokoju, zadumy, ale i jakiejś cichej ulgi, że oto oto trafiło się na literaturę prawdziwą, nie udawaną, nie dekoracyjną – lecz żywą i boleśnie bliską.
Bo przecież, koniec końców, każdy z nas nosi w sobie coś z Wokulskiego – tęsknotę za światem, którego nigdy nie było, i nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się go zbudować, choćby w marzeniu, choćby w książce. Lalka to nie tylko powieść – to głos, który wciąż mówi, nawet jeśli my czasem już nie chcemy słuchać.