"- Wiesz, co jest wspaniałego w stanie, w jakim się teraz znajdujesz? - kontynuował porywacz - Nieważne co ci zrobię (...) nic nie poczujesz."
Mimo wieloletnich badań, ludzki umysł wciąż pozostaje zagadką. Owszem, znane są już podstawowe mechanizmy nim rządzące, jednak wiele zachowań szokuje po dziś dzień. Z pewnych rzeczy nawet sami nie zdajemy sobie sprawy. Grozę budzi wiadomość, że wychowujące się w patologicznych warunkach dziecko, po pewnym czasie zacznie uznawać je za normalne, co więcej, w dorosłym życiu będzie powielać niektóre z wzorców. Osobiście nie interesuję się specjalnie zagadkami umysłu, jednak tę informację odnalazłam w "Obserwatorze śmierci" Chrisa Cartera i wzbudziła ona moją ciekawość. Co więcej, poczułam się zainteresowana, by poznać więcej takich smaczków.
"Obserwator śmierci" to lektura, dzięki której po raz pierwszy zetknęłam się z tym zagranicznym autorem. Nie ukrywam, że dużo o nim słyszałam, zresztą, nie ma się co dziwić, to jeden z poczytniejszych pisarzy ostatnich lat. Świeżo po przeczytaniu książki mogę uznać to zainteresowanie za w pełni uzasadnione. Carter już od pierwszych stron angażuje czytelnika, zapraszając go na pełne tajemnic dochodzenie. Tu nie ma szablonowego śledztwa, tylko szereg niewiadomych, które długo pozostają nieodkryte. Bohaterami są równie oryginalne postaci: dwójka detektywów, wyróżniających się ironicznym językiem i poczuciem humoru. Uwagę od razu zwraca pewna szorstkość języka, charakterystyczna dla męskich autorów. Jeśli o mnie chodzi, nie do końca jestem jej zwolennikiem.
Co do samej historii, to jest mocno rozbudowana, przez co tożsamość sprawcy długo pozostaje nieznana. Przynajmniej dla mnie, być może część z Was już wcześniej miałaby jakieś podejrzenia. Wraz z upływem stron autor odkrywa kolejne karty, przez co stopniowo zbliżamy się do rozwiązania zagadki. Plusem dla mnie jest to, że choć mają tu miejsce budzące grozę wydarzenia, autor oszczędza nam ich opisów, ograniczając się wyłącznie do krótkich wzmianek na ich temat. Dzięki temu książka nie odstrasza scenami zapadającymi w pamięć.
Trochę brakło mi tu kobiecej postaci. To znaczy, pewnie przyzwyczaiłam się do kryminałów pisanych przez kobiety, w których bardzo często mamy, choćby marginalnie, nakreślony wątek miłosny.
"Obserwator śmierci" to kolejny tom cyklu z Robertem Hunterem, jednak w żaden sposób nie dało się tego odczuć. Oczywiście, z pewnością lektura wszystkich części pozwala pełniej zrozumieć wszelkie niuanse między bohaterami, jednak w moim odczuciu nie jest to obowiązkowe. To znaczy, warto zapoznać się z poszczególnymi tytułami, jednak bez znajomości któregoś z nich spokojnie można zrozumieć książkę. Każdą z nich można traktować jako samodzielną powieść, w której znajdujemy skomplikowane śledztwo. Wszak, główni detektywi stanowią swego rodzaju jednostkę do zadań specjalnych, do której trafiają sprawy trudne i o szczególnym stopniu okrucieństwa.
Choć lektura "Obserwatora śmierci" okazała się dla mnie satysfakcjonująca, to jednak zdecydowanie bardziej przemawia do mnie pióro Lisy Regan. Jej seria z Josie Quinn stanowi jeden z moich ulubionych cyklów. Być może wynika to uwagi, że śledzę ją od samego początku i zdążyłam się zżyć z główną bohaterką.
Moja ocena 8/10.