Ten ślub miał być perfekcyjny. Lina Santos była o tym przekonana. W końcu sama zadbała o wszystkie niezbędne elementy, ale nie spodziewała się jednej rzeczy… Tego, że pan młody wycofa się w ostatniej chwili. I to za namową swojego młodszego brata.
Maks nie pamięta wiele z wieczoru kawalerskiego. Podobno wspominał, żeby Andrew jeszcze się zastanowił nad poślubieniem Liny. To wystarczyło. Teraz ukochana brata znienawidziła go i przysięgła sobie, że nigdy mu nie wybaczy. NIGDY.
Kiedy po kilku latach Lina i Maks spotykają się ponownie, okazuje się, że muszą pracować razem nad projektem dla sieci hotelów Cartwright. Dla obydwu to szansa na dalszy rozwój kariery, ale wydarzenia z przeszłości nieustannie o sobie przypominają. A kiedy do tego wszystkiego dochodzą nieproszone uczucia, sprawa robi się bardzo skomplikowana…
Do sięgnięcie po tę książkę skłoniła mnie przede wszystkim okładka, która z jednej strony jest zabawna, a z drugiej pozwala domyślić się tego, co czeka w środku. Motyw od nienawiści do miłości jest ważnym elementem tej powieści. Został on poprowadzony bardzo dobrze, a w relacji Maksa i Liny nie brakuje wzajemnej niechęci, dogryzania sobie i odrobiny pikanterii. Mia Sosa świetnie przedstawiła, jak ta para stopniowo zaczyna się dogadywać, a nawet (o zgrozo!) lubić.
Warto też zauważyć, że mimo robienia sobie problemów bohaterowie nie przekraczają pewnych granic, szanując tym samym swojego rywala. Także sceny erotyczne napisane są w dobry, niewyuzdany sposób. Autorka skupiła się w nich na emocjach postaci, a romans między nimi rodzi się poprzez wspólne przygody i rozmowy.
Jednak nie tylko miłość romantyczna jest ważna w tej książce. Także wątek rodzinny potrafi ująć za serce. Bliscy Caroliny Santos mają w sobie wiele miłości; ale równie wielki jest ich temperament. Prowadzi to do wielu zabawnych sytuacji w jej życiu, a u czytającego wywołuje uśmiech rozczulenia. Zwłaszcza kuzynka Natalia i asystentka Jaslene są barwnymi postaciami, które wiedzą, jak postawić na swoim. Mia Sosa stworzyła silne, pewne siebie kobiety, które ożywiają historię swoimi działaniami.
Jednak jest też kilka rzeczy, które mi się nie spodobały. Jak chociażby to, że podczas rozmów po brazylijsku dialogi były tłumaczone w tekście. Myślę, że lepszym wyjściem byłoby wykorzystanie przypisów. Wypadłoby to o wiele naturalniej. Również czekałam na rozwinięcie tematu relacji Maksa z jego rodzicami, ale poza krótkim dialogiem z matką nie dowiedziałam się niczego nowego. Mimo wszystko są to raczej drobne mankamenty, które nie wpływają znacząco na mój odbiór powieści.
„The Worst Best Man. Najgorszy drużba” to zabawny i pełen ciepła romans, który niejednokrotnie wywoływał u mnie uśmiech. Świetnie się przy nim zrelaksowałam, zapominając na chwilę o wszystkich problemach. Jeśli szukacie przyjemnego enemies to lovers, który ma w sobie pikanterię, ciekawych bohaterów i dobry humor, to myślę, że ta powieść przypadnie Wam do gustu. 😉