Seria butikowa jest dla mnie od lat gwarantem poruszającej, wysublimowanej i wartościowej literatury pięknej. W maju dołączyła do niej kolejna znakomitość w odważnych, kontrastujących barwach, nawiązujących do stylu Henriego Matisse’a, jednego z najwybitniejszych francuskich malarzy XX wieku. Sophie Haydock w „Madame Matisse” skupia się jednak nie na artyście, a na kobietach jego życia. Bo wiadomo, że za każdym wielkim twórcą stoi kobieta. A czasem trzy.
Po lekturze „Czterech muz”, debiucie Autorki, którym zachwyciłam się przed trzema laty, wiedziałam że mogę spodziewać się hipnotyzującej opowieści o kobiecych losach w cieniu wielkiego talentu. Subtelnej, emocjonalnej i głęboko poruszającej. Styl Haydock jest niezwykle plastyczny, zmysłowy, pełen barw, faktur i emocji, które przenikają przez skórę czytelnika. Ona pisze tak, jak Matisse malował, śmiało, odważnie, ale z ukrytą melancholią i czułością. Czasem delikatnie jak muśnięcie światła na płótnie, innym razem brutalnie jak czerwień rozlana na bieli.
Choć w tytule tej powieści to nazwisko Matisse przyciąga uwagę, to, tak jak wspominałam, przede wszystkim historia trzech kobiet – Amelie, Lidii i Marguerite – które kochały, wspierały, inspirowały i z czasem traciły samą siebie w cieniu geniusza. Matisse, wizjoner i buntownik, którego sztuka początkowo była wyśmiewana i niedoceniana, zyskał sławę w dużej mierze dzięki nim i ich miłości, niezłomnej wierze i poświęceniu. Ale sukces, jak farba na palecie, nie rozlewa się równomiernie. Ktoś musi zniknąć, by ktoś inny mógł błyszczeć.
Amelie, jego żona przez wiele lat, niczym opoka i cicha siła, oddała wszystko - godność, ambicje, a nawet biżuterię i kawałek duszy. Jej życie jest jak obraz pełen pastelowych barw, które z czasem blakną, aż zostaje tylko podpis w rogu, „Madame Matisse”. Lidia, uchodźczyni z Rosji, która przeszła przez piekło wojny, ucieczki i śmierci, odnajduje sens w ciele, które staje się natchnieniem dla wielkiego artysty. Z ich relacji wyłania się portret kobiety-muzy, która może obdarzyć życiem… i odebrać je sobie. Wreszcie jego córka Marguerite, zawsze szczery głos wsparcia, ale też oporu i wolności, którego nie da się zignorować, nawet w cieniu wielkiego malarza.
„Madame Matisse” to powieść, która z misterną lekkością łączy literacką fikcję z faktami, czerpiąc z historii sztuki, wydarzeń z życia Henriego Matisse’a i tworząc sugestywny obraz epoki. Autorka znakomicie oddaje klimat pierwszej połowy XX wieku we Francji pełen artystycznych fermentów, przemian, ludzkich dramatów i naznaczenia wojną.
To historia o miłości i jej kosztach. O twórczości, która rodzi się z bólu i zachwytu. O kobietach, które stały za wielkim nazwiskiem, ale nie były tylko jego tłem. Nie wahajcie się po nią sięgnąć i spojrzeć na artystę z zupełnie innej perspektywy - oczami trzech kobiet jego życia.