Byliście kiedyś we Francji? Chcielibyście?😊
Ten kraj kojarzy nam się głównie z Paryżem i słynną wieżą, jakoś nigdy jej zobaczenie nie było moim marzeniem, ale Francja, którą widzimy w książce Melissy da Costy, kupiła mnie totalnie!
"Chwila obecna ma pewną przewagę nad wszystkimi innymi - należy do nas."
"Cały ten błękit" to bardzo wyjątkowa historia i takie też jest jej tło. Autorka zabiera nas na południe, w malownicze góry, do uroczych miasteczek i przyjaznych ludzi. Nie jest to jednak powieść sielankowa, przede wszystkim ze względu na temat, jaki porusza, a jest to temat śmierci.
Przede wszystkim (choć nie jedynie) śmierci nadchodzącej, bo główny bohater zmaga się z przedwczesnym Alzheimerem i jako dwudziestukilkulatek zaczyna tracić pamięć i samego siebie.
W każdym razie jest tu duże pole do rozmyślań i rozważań na ten temat, ale też do czegoś odwrotnego - do docenienia życia i chwili obecnej.
Émile i Joanne to dwójka nieznajomych, których połączy kamper i wspólny cel. Dla niego będzie to ostatnia podróż, chęć zaczerpnięcia z życia ile tylko się da, ale także uniknięcie wzroku bliskich, którzy już zaczęli go żegnać.
Joanne z kolei nie od razu zdradza nam swoje powody i zamiary, jest bardzo tajemniczą postacią i pozostaje taka do końca, ale kiedy jej relacja z Émilem powoli się zacieśnia, i my otrzymujemy skrawki jej historii. Ta dwójka bardzo się różni, a jednak w tym ciasnym kamperze idealnie się dopełnia, ucząc się siebie nawzajem. Przy okazji i czytelnik nauczy się kilku rzeczy, a przynajmniej będzie miał taką okazję.
Bardzo spodobało mi się to, że zewnętrzna forma tej książki odpowiadała jej wnętrzu. Czytamy tu o zatrzymaniu się, skupieniu na danym momencie, zwolnieniu i docenieniu, dostrzeżeniu otaczającego nas świata i sposób, w jaki powieść została napisana, również nas do tego zmusza. Jest tu mnóstwo przemyśleń, rozważań, obrazów, których nie da się szybko "połknąć", bo zajmują 630 sporych stron. Powiedziałabym, że niewiele się tu dzieje, ale jednak, kiedy dałam się porwać temu klimatowi, wcale nie czułam nudy. Nie wiem, w jaki sposób autorka uzyskała taki efekt spowolnienia, a jednocześnie zaciekawienia, ale podziwiam za to!
Sama kreacja bohaterów była ciekawa, głównie dlatego, że nie byli oni koloryzowani. Émile nie był ideałem, który nagle zachorował i teraz trzeba mu tylko współczuć, ale miał też wady, nie do końca go polubiłam, nie podobały mi się jego niektóre zachowania. Podobnie zresztą Joanne, która wydawała mi się totalnie oderwana od rzeczywistości, a jednak tak bardzo mnie fascynowała.
Niby też wiedziałam, dokąd ta historia zmierza, a jednak wycisnęła ze mnie łzy, co nie jest łatwe!😉
Jednocześnie nie była to też przygnębiająca, depresyjna i ciągnąca w dół opowieść, a po prostu życiowa, pokazująca mnóstwo kolorów, emocji i możliwości, przedstawiająca ludzkie wady i zalety, pomyłki, marzenia i decyzje.
Książka jest też po prostu pięknie napisana, autorka zbudowała świetny klimat, czułam się, jakbym naprawdę siedziała w tym kamperze obok bohaterów i obserwowała ich przemianę, dojrzewanie, otwieranie się na różne rzeczy.
Ważnym elementem są tu też cytaty, jestem pewna, że kilka zapamiętacie na przyszłość, a może nawet jakiś zapiszecie na ścianie? Ja zdecydowanie mam na to ochotę!😊
Bardzo polecam Wam wybrać się w tę podróż, nawet jeśli połamie Was na kawałki.🫢
8/10🩵