“Zawsze był. Zawsze czuwał. I zawsze będzie wracał, bo łączyło ich coś więcej niż seks i amoralne zachowania”.
[ współpraca reklamowa: @wydawnictwoniezwykle ]
Na wstępie chciałabym podziękować Ani za zaufanie, szansę i spełnienie mojego małego książkowego marzenia.
Kiedy sięgnęłam po „Umowę in blanco”, miałam wrażenie, że wchodzę do świata, który pochłonie mnie w całości i rzuci emocjonalnie o ścianę. I nie myliłam się ani trochę. Ten tytuł wstrząsnął mną na tyle mocno, że do dziś nie mogę zebrać myśli. To powieść, która od początku do końca serwuje mroczne i silne emocje. Całość przypomina balansowanie na granicy niepokoju, fascynacji, szoku.
Esme, po trudnym rozwodzie z Victorem, myśli, że jej życie w końcu się ustabilizowało. Jednak spokój nie trwa długo – jej nowy mąż zostaje zamordowany, a ona oskarżona o zbrodnię, której, jak twierdzi, nie popełniła.
Na domiar złego, w jej życiu ponownie pojawia się Victor, oferując pomoc, ale pod warunkiem, że kobieta podpisze tajemniczą umowę. To moment, w którym jej życie na nowo zaczyna się dramatycznie komplikować…
Esme i Victor to para bohaterów, których trudno nie zauważyć. Ich dynamiczna, toksyczna relacja jest jednym z najbardziej intrygujących elementów książki. Ani przez chwilę nie uległam złudzeniu, że między nimi może narodzić się coś dobrego, bo po prostu… to niemożliwe. Ta relacja przypomina koszmar, w którym każda decyzja prowadzi do jeszcze gorszych konsekwencji i nieuchronnego upadku. Victor to postać bezlitosna, zimna, a momentami wręcz sadystyczna. Nie ma tu miejsca na klasyczną przemianę bohatera w stylu „dla niej się zmieni”. On nie chce się zmieniać. Jego jedynym celem jest kontrola, władza i posiadanie.
Esme z kolei to bohaterka, która budzi skrajne emocje. Raz wydaje się silna, a zaraz potem zanurza się w bagnie, które sama sobie stworzyła, pozwalając Victorowi na coraz więcej. Z jednej strony jest ofiarą, z drugiej kimś, kto sam bierze udział w tej chorej grze i próbuje rozdawać karty.
Między nimi nie ma miłości, nie ma nadziei na lepsze jutro. Jest tylko pożądanie, władza i nienawiść. A to połączenie wywołuje naprawdę silny dysonans.
Muszę przyznać, że Anna Falatyn doskonale potrafi manipulować. Przez całą książkę miałam wrażenie, że wiem, co się wydarzy – ale wtedy autorka rzucała mi pod nogi niespodziewany zwrot, który kompletnie burzył moje przypuszczenia. Sprawa morderstwa nowego męża Esme toczy się w tle, a my zostajemy zasypani tajemnicami, sugestiami i niedopowiedzeniami. To, jak Ania bawi się nami, zasługuje na ogromne uznanie. Czułam się zmanipulowana i to w najlepszy możliwy sposób.
Wątek stalkera, który przewija się przez całą książkę, dodał całości kolejnej warstwy mroku. To, jak pojawia się w życiu kobiety, sprawia, że na każdym kroku czujemy niepokój, a czasem wręcz paranoję. Sama złapałam się na tym, że podczas lektury zerkałam za siebie, czując, jakby ktoś mnie obserwował. Ta atmosfera sprawiła, że “Umowę in blanco” czytałam z zapartym tchem, obawiając się, co nastąpi w kolejnych rozdziałach.
„Umowa in blanco” to nie jest książka dla każdego. Nie ma tu miejsca na happy endy, a brutalność, zarówno emocjonalna, jak i fizyczna, często przekracza granice, do których przywykliśmy w standardowych powieściach. Autorka nie boi się rzucić w twarz okrutną prawdą o swoich bohaterach. Ich czyny często budzą obrzydzenie i sprawiają, że wielokrotnie czułam się nieswojo. Z każdą kolejną stroną miałam ochotę krzyczeć na Esme, na Victora, ale jednocześnie nie mogłam przestać przechodzić przez kolejne strony.
Gdy dotarłam do końca, byłam wstrząśnięta. Spodziewałam się, że finał będzie spektakularny, ale to, co dostałam, przekroczyło wszelkie oczekiwania. Bez zdradzania szczegółów, mogę powiedzieć, że zakończenie wbiło mnie w fotel i sprawiło, że jeszcze długo po odłożeniu książki analizowałam wszystko, co się wydarzyło. Ba, nadal analizuję! Nie ma tu prostych rozwiązań, nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Zamiast tego mamy otwarte pytania, które zostają z nami na długo po zakończeniu lektury…
„Umowa in blanco” to książka, która zostawi was z emocjonalnym kacem. Nie jest to powieść, która przyprawia o motylki w brzuchu, ale raczej o zimne dreszcze na plecach. Anna Falatyn stworzyła mroczny, brutalny świat, w którym nic nie jest takie, jak się wydaje, a relacje między bohaterami to toksyczne bagno, z którego nie sposób się wydostać.
Jeśli szukasz powieści, która wciągnie cię do granic możliwości, zmusi do przemyśleń i wywoła wewnętrzny niepokój… to „Umowa in blanco” jest właśnie tym, czego potrzebujesz. Ale ostrzegam, to nie jest lektura dla ludzi o słabych nerwach.