Myślę, że wielu z nas lubi oglądać filmy przyrodnicze. Przyjemnie jest usiąść w wygodnym fotelu i podziwiać dziką naturę, która wydaje się być wręcz na wyciągnięcie ręki! Lecz czy kiedykolwiek myśleliście o ludziach, dzięki którym te produkcje powstają? „Rok wśród pingwinów” pozwala zajrzeć za kulisy i stanąć niemal oko w oko z niezwykłą fauną Antarktyki.
Lindsay McCrae od najmłodszych lat był zafascynowany przyrodą i bardzo wcześnie zaczął ją filmować. Z czasem pasja przerodziła się w pracę, aż pewnego dnia otrzymał propozycję spełnienia swojego największego marzenia – wyprawy na drugi koniec świata, do Antarktyki, by udokumentować życie pingwinów cesarskich: od powrotu na lęgowisko po wychowywanie nowego pokolenia. Film, który Lindsay miał nakręcić, był wyjątkowy – nikt wcześniej nie spędził tyle czasu (377 dni!) z kamerą wśród tych niezwykłych ptaków, a wiele charakterystycznych dla tego gatunku zachowań nigdy nie zostało pokazanych szerokiej publiczności. Nic więc dziwnego, że autor – będący jedynym kamerzystą w ekipie – czuł niemałą presję.
Nie muszę chyba dodawać, że pingwiny cesarskie żyją w skrajnie ekstremalnych warunkach. Ba, nie tylko żyją – one rozmnażają się i wychowują młode w temperaturach spadających do -50°C i przy wiatrach osiągających prawie 100 km/h! Ewolucja jednak dość dobrze przystosowała je do antarktycznego klimatu… czego nie można powiedzieć o ludziach i sprzęcie filmowym. McCrae opisuje w swojej książce niemal każdy aspekt tej wyprawy – od przygotowań obejmujących wybór sprzętu i badania lekarskie, przez podróż i pobyt w stacji badawczej Neumayer (w tym 8 miesięcy w całkowitej izolacji od reszty świata), po powrót do codzienności i związane z nim problemy.
Autor opowiada między innymi o życiu na Antarktydzie, codziennym funkcjonowaniu w 12-osobowym zespole i pracy kamerzysty. Najwięcej uwagi poświęca oczywiście pingwinom – i robi to w sposób absolutnie ujmujący, pełen pasji i czułości. Podczas lektury nie raz się uśmiechnęłam albo wzruszyłam. Lindsay sprawia wrażenie człowieka bardzo ciepłego i wrażliwego; często wspomina o swojej rodzinie (podczas jego pobytu na czubku Ziemi urodził się jego pierwszy syn), a także otwarcie mówi o różnych trudnościach natury fizycznej i psychicznej, z jakimi musiał sobie radzić.
„Rok wśród pingwinów” nie jest suchym reportażem z podróży na Antarktydę, a autor zdecydowanie nie należy do ludzi, którzy tylko „odbębniają” swoją robotę. Nazwałabym tę książkę raczej osobistą relacją z przygody życia, pamiętnikiem prawdziwego pasjonata. McCrae posługuje się prostym, momentami potocznym językiem, który sprawia, że tekst jest przyjemnie „swojski” i łatwy w odbiorze. Emocjonalny ton nie odbiera mu wiarygodności czy profesjonalizmu, lecz pozwala czytelnikowi jeszcze lepiej poczuć klimat i uczucia towarzyszące autorowi w tej niezwykłej wyprawie.
Całości dopełnia urocza okładka i wkładki ze zdjęciami – możemy na nich zobaczyć stację, antarktyczne krajobrazy i, rzecz jasna, pingwiny (oraz kilka innych zwierząt, które pojawiają się latem na południu). Lektura tej książki była dla mnie prawdziwą przyjemnością i niezapomnianą przygodą. Serdecznie Wam ją polecam!