Po lekturze „Echa szeptów” jestem przekonana, że Katarzyna Kuśmierczyk weszła w nowy, dojrzały etap swojej twórczości. O ile jej wcześniejsze książki – osadzone mocniej w literaturze obyczajowej i psychologicznej – zyskiwały sympatię dzięki trafnej obserwacji emocji i ludzkich relacji, o tyle „Echo szeptów” przekracza te granice i staje się powieścią totalną – łączącą realizm z metafizyką, psychologię z duchowością, obyczaj z legendą.
Autorka już wcześniej udowadniała, że potrafi pisać o kobietach z empatią i głębią. W poprzednich powieściach obserwowaliśmy często kobiety rozdarte, poszukujące siebie, w sytuacjach życiowego zawieszenia. Była to literatura intymna, emocjonalna, ale jeszcze bardziej osadzona w codzienności. „Echo szeptów” natomiast sięga po coś znacznie szerszego – archetypicznego, wielowarstwowego i ponadczasowego. Przemiana Miłki – od zdezorientowanej, zgaszonej młodej wdowy, do kobiety świadomej swoich korzeni i misji – nie jest tylko indywidualną historią. To rytuał przejścia, uniwersalna opowieść o dojrzewaniu duchowym, którą można odczytywać na wielu poziomach.
W „Echu szeptów” po raz pierwszy Kuśmierczyk tak mocno zakorzeniła fabułę w duchowości słowiańskiej, w micie i przyrodzie. Już wcześniej pojawiały się w jej tekstach elementy intuicji, przeczucia, kobiecej mądrości, ale tutaj zostały wyniesione do rangi głównego wątku. Co ważne, zrobiła to z ogromnym szacunkiem – nie traktując słowiańskości jako kostiumu, lecz jako żywego, oddychającego komponentu rzeczywistości. Postać Bożeciechy to mistrzostwo konstrukcji: jej język, rytuały, relacja z Dolą – to wszystko jest nie tylko narracyjnie przekonujące, ale wręcz organiczne. Ma się wrażenie, że autorka nie tyle wymyśliła tę historię, co ją przyjęła – tak, jak przyjmuje się dar przodków.
W porównaniu z wcześniejszą twórczością widać wyraźnie, że Katarzyna Kuśmierczyk poszerza swoje literackie terytorium. Nadal obecna jest tu znajoma wrażliwość na detale emocjonalne, ale została wzbogacona o śmiałość w konstruowaniu większych metafor i bardziej złożonych struktur narracyjnych. Znakomicie przeplata przeszłość z teraźniejszością, tworząc paralelne światy, które nie tylko się uzupełniają, ale wzajemnie tłumaczą i wzmacniają. To znacznie odważniejsze pisarstwo niż we wcześniejszych, bardziej konwencjonalnych fabułach. Odwaga, która się opłaciła.
Co więcej, język autorki dojrzał – jest jeszcze bardziej poetycki, rytmiczny, nastrojowy. Można zauważyć, że w tej książce autorka szczególnie dba o kadencję zdań, o brzmienie słów, o literacki wymiar samej narracji. To już nie tylko opowieść – to ballada, pieśń, zaklęcie. Pisarka nie boi się dłuższych opisów, subtelnych metafor, a jednocześnie potrafi w mistrzowski sposób budować napięcie. Opis zagłady cerkwi, złożenie ofiary, pojawienie się Doli – to momenty, które czyta się z zapartym tchem, czując, że nie obcujemy z konwencjonalną literaturą gatunkową, lecz z czymś znacznie bardziej osobistym, wręcz sakralnym.
„Echo szeptów” to nie tylko kontynuacja stylu Katarzyny Kuśmierczyk – to jego rozwinięcie i sublimacja. Dla czytelnika śledzącego jej drogę pisarską to moment przełomowy: autorka już nie tylko opisuje świat – ona go współtworzy.
Jako wielbicielka literatury z duszą, z korzeniami i z prawdą – jestem ogromnie poruszona i głęboko wdzięczna. Czuję, że właśnie „Echo szeptów” jest tą książką, która na długo pozostanie we mnie jako świadectwo, że literatura może być jednocześnie piękna, ważna i magiczna. Dziękuję Ci, Kasiu, z całego czytelniczego serducha za to, że mogę razem z Tobą kroczyć Twoją literacką drogą i poznawać co rusz nowe oblicza Twojego pisarstwa.