Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jako pozy", znaleziono 81

Halt Siwobrody wśród kóz ma swój dom, tak ludzie powiadają.
Od lat nie zmieniał skarpet on, lecz kozy nie narzekają.
Bywaj zdrów, Halcie Siwobrody,
Bywaj mi, bywaj zdrów...
Ogród! Dobre sobie! Na zdjęciu widać było kilka chwastów, jakieś smętne, oklapłe kwiaty, wyglądające, jakby wcześniej dorwała się do nich koza, i kilka grządek ze zdechłymi warzywami.
Bez słowa podniósł do ust kubek coca-coli, po czym wybałuszył oczy, plunął i prychnął ze wstrętem (...).
- Tfuuu! Psia krew! Koza by wrzeszczała, gdyby jej taki trunek do pyska lali.
Babcia miała stara kurę, przyjaciółkę, która chodziła za nią jak pies. Kura bardzo źle znosiła towarzystwo kóz i wkrótce zdechła. Babcia stwierdziła, że kozy wykończyły biedaczkę psychicznie.
Mój brak postępów, niedojrzałość wraz ze zdrową dozą skłonności do autodestrukcji sprawiły, że pod wpływem impulsu chciałam odpowiedzieć "och pieprzyliśmy się w kurniku". Ale wykończona nerwowo nie potrafiłam tak żartować.
Doprawdy nie wiem, kiedy po raz pierwszy nadzwyczaj zdziwiłem się tym, że jestem, a zarazem pewno trochę przestraszyłem się, że mogło mnie wcale nie być albo też mógłbym być jakimś patykiem, albo dmuchawcem, nogą kozy lub ślimakiem. A nawet kamieniem.
Negew, który wydawał się leżeć za miedzą, to ciągle była muzyka średniowiecznej simsimii - pięć strun na akustycznym pudle i dźwięk jak z epoki Mahometa. Wielbłądy i kozy, poletka prosa i grządki porosłe bakłażanami.
- Telepatia nie została udowodniona naukowo - pouczyła go pobłażliwie pasierbica. -Wprawdzie teoria, że to mężczyźni są wszystkiemu winni, też nie została potwierdzona naukowo - zauważyła w zamyśleniu - ale wszystkie kobiety to mówią, więc musi istnieć spora doza prawdopodobieństwa, że tak jest.
niech się ktoś zamknie w jakiejś stodole i robi to z facetem, kozą albo nawet kurą. Dopóki świat tego nie zobaczy, to jego problem. Jego zboczenia i jego choroba. Ale jak można o tym ludziom mówić? Jak można wychodzić z tym na świat i się własną ułomnością szczycić? To mi się, cholera, w głowie nie mieści".
Dotąd sylwetka Sandera może się wydawać złowieszczo znajoma. Porucznik wyróżnia się jednak kilkoma cechami: był nie tylko uważnym obserwatorem otoczenia - sytuacji, w których się znajdował, i ludzi, z którymi miał do czynienia - lecz także utalentowanym pisarzem, który przedstawił swoje doświadczenia klarownie, a nawet z pewną dozą humoru.
Zaskakujesz mnie… Proponują Ci pracę w dzienniku paryskim i ty masz odwagę odmawiać…?! Będziesz mieć dobre wynagrodzenie i poważanie. Nie?… Nie chcesz…?! Wolisz być wolny? Wiec posłuchaj, oto historia o „Kozie Pana Seguin”. Odkryjesz cenę wolności.
,, W wielu miejscach Afryki osoby z albinizmem nazywa się duchem, diabłem w ludzkiej skórze, fałszywym białym człowiekiem, białą małpą, białą kaczką czy białą kurą. W samej Tanzanii do dziś popularne jest określenie ,,mbilimelo" oznaczające w języku sukuma ,,białą kozę".
Jeśli to, jakiej słucham muzyki, jaki trening ciała uważam za skuteczny i dobry dla mnie, albo czy pozwalam córce czytać fantastykę, ma określać, czy jestem w gronie tych poprawnych katolików, czy też taka ze mnie katoliczka, jak z koziej dupy wiatrak, to z pełną odpowiedzialnością za moje słowa mogę przystać na stwierdzenie: jestem kozą. Z wiatrakiem zamiast tyłka. Żeby nie było.
"- Niegdyś mieszkałam w miejscu, w którym opinie innych miały znaczenie. To mnie dusiło, niemal mnie złamało. Tak więc uwierz mi, Feyro, kiedy ci mówię, że wiem, co próbowano ci zrobić, i że przy odpowiedniej dozie odwagi możesz przestać dbać o to, co inni mówią o tobie. Robisz to, co t y kochasz, i to, czego t y potrzebujesz."
Gatunek ludzki potrzebuje pewnej dozy ryzykanctwa. Bez niego ludzie byliby zbyt rozsądni, by robić rzeczy - jak podejście bliżej do bardzo gorącego i pomarańczowego, co sprawia, ze drewno czernieje, a broda Tharga dymi. Ale ewolucja nie jest precyzyjnym instrumentem i w efekcie w populacji znajduje się pewna liczba ludzi, którzy mają więcej bezczelności niż neuronów.
Zamyślił się na moment, lecz zaraz podjął na nowo. - Przecież wszystkie długi praktycznie odpadają, bo je wykupił. Jaki głupi palant! Naprawdę jest szansa, że go wyeliminują na długo? - Z tego co zaprezentowali, mogę się nawet założyć. - Jeśli się spełni, Gieniu, to czeka nas dobra przyszłość – Mosur wstał i podłą rękę Narowemu, którą ten powoli i z widoczną dozą niepewności uścisnął.
Szałasy pasterzy stały na górskiej połoninie opodal zamku. Obaj przyjaciele dotarli tam w porze obiadu.
– Zastaliśmy Sieńkę? – Jakub zajrzał do najbliższej koliby. – O, przepraszam – mruknął, widząc że przyłapał pastuszka z kozą in flagranti.
– Sieńko na obiedzie – odparł młodzieniec i zabrał się znowu do dzieła.
Jakub splunął finezyjnie.
– Wesoło tu mają – pokręcił głową. – Jak w amerykańskim filmidle.
Nikt nie może żyć całkowicie tak jak by chciał. Wszyscy płacimy pewną dozą utraconego czasu i obrzydzenia dla siebie za dach nad głową i artykuły spożywcze. To jest nasz układ ze społeczeństwem, które samo w sobie również jest układem Ja rezygnuję z kawałka duszy, ty mi za to dajesz chleb. Wszyscy w mniejszym lub większym stopniu udajemy, że lubimy rzeczy które budzą w nas wstręt. Zazwyczaj udajemy tak długo aż w końcu zapominamy o wstręcie."
– Śniadanie, o władco tysiąca lat – zaanonsował – Wielkie kawały świni, wielkie kawały kozy, wielkie kawały wołu i siedem różnych rodzajów smażonego ryżu. Jeden ze służących zdjął pokrywę z półmiska.
– Ale posłuchajcie lepiej mojej rady i nie próbujcie tej wieprzowiny – powiedział. – Jest zatruta.
– Trucizna? – spytał Cohen. – Jesteś pewien?
– Nie, skąd. To była czarna buteleczka i miała wymalowaną czaszkę ze skrzyżowanymi piszczelami, a kiedy ją przechylił, dymiła – wytłumaczył Rincewind.
Dziadek wyjmował zza pazuchy skrzypce i zaczynał grać. Matka siadała przy piecu, ojciec się zamyślał, a ja, sześcioletni brzdąc, obejmowałem kozę Walę za szyję i w łóżku słuchałem tych niesamowitych dźwięków, które były pieśnią, tęsknym wołaniem, lamentem, otwieraniem słonecznej drogi, wzlotem na szczyt gór i chórem anielskim zstępującym pod strzechy, by nieść radość duszy. Cóż to była za muzyka! Co za granie! Wszystko w nim było: płacz, szlochanie, jęki cierpiących i radość życia, pełnia szczęścia i nieskończoność ludzkiej egzystencji.
Złodziej westchnął i położył się na wznak, gapiąc w niebo. Słuchaj, bękarcie, wypierdku zarobaczonej kozy wydupczonej przez stado pijanych, zżeranych przez choroby przyrodzenia bandytów, pomyślał spokojnie, bez zbytniej ekscytacji. To na pewno jest twoje skojarzenie i myśl, bo ja mam w dupie ludzkość, jej wojny i pokoje. Nie interesuje mnie, co tam ci się roi w tym półboskim, ale za to całkiem popieprzonym umyśle, ale nie mam siły, żeby się z tobą o to kłócić. Więc umówmy się, że dasz mi na jakiś czas spokój, żebym mógł odpocząć. Tak na siedemdziesiąt... osiemdziesiąt lat, dobrze? Albo przynajmniej do chwili, gdy wykopię cię z mojej głowy. Znajdziesz sobie wtedy jakieś inne ciało, by je dręczyć i już więcej się nie spotkamy. A teraz pozwól i cieszyć się podróżą, co?
© 2007 - 2024 nakanapie.pl