Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "kwiatami nad pan", znaleziono 216

W kwiatach spotkały się ich oczy,
W kwiatach przecięły się spojrzenia
I na hiacyntach, na złocieniach.
Jeśli dzieci są kwiatami życia, to ten dzieciak był kwitnącym kaktusem.
Miód zawsze pachnie kwiatami, z których pszczoły zebrały nektar
Spojrzał na ogród. Wspaniale utrzymany, z wieloma krzewami i kwiatami, których nazw nie znał.
Uzyskiwała tyle, że męczyła ją migrena i miała potem ochotę kochać się z kwiatami.
Florentyna nie przestawała się dziwić słowom szeptuchy. Skąd ona mnie zna, zamyślała się. Skąd wie o kwiatach? Jednak czas nie był odpowiedni na takie myśli.
Może gdyby to była wiosna lub lato, za oknami długi, pogodny dzień, a ogród wokół tonąłby w zieleni i kwiatach, zdobyłaby się na łaskawszą ocenę.
Doznał uczucia irracjonalnej i dojmującej przyjemności, jakby w jednej chwili wyrosło i zakwitło w nim drzewo tkwiące korzeniami w jego lędźwiach , a kwiatami w mózgu.
Miłość to nie bieg przez łąkę usianą kolorowymi kwiatami. Miłość to wspólna podróż przez wyboje. To wywrotki na zakręcie.
Miłość boli. Zawsze boli, ale jest tego bólu warta.
Centrum Wygarnej to ładny kwadratowy rynek, nazywany oficjalnie ulicą Ratuszową. W środku duży klomb z kwiatami i pomnikiem króla, który miasteczko założył. Naokoło znajdują się kamienice.
Nagle uznała, że błękitne, czyste niebo to jedno z najpiękniejszych zjawisk na ziemi, czerwone begonie są uroczymi kwiatami, a sanatorium Nałęczowie jest świetnym miejscem, w którym czeka ją wspaniały czas.
Prawdziwe Uroczysko, chociaż zadupie - pomyślała. Przepiękne jezioro otoczone z dwóch stron sosnowym lasem. Kilkanaście drewnianych domków tonących w kwiatach. I ośrodek, po którym jeszcze było widać, że przeszedł niedawno remont.
Po blisko półgodzinnym marszu dotarli do zarośniętej, spowitej kolorowymi kwiatami polany. Sambor od razu zorientował się, że to ta sama, na którą wiele lat wcześniej zabrał go ojciec. Od tamtej pory nie zapuszczał się w te rejony.
Jaką ja jestem szczęśliwą kobietą, ze żyję w ogrodzie z książkami, dziećmi, kwiatami i ptakami i w takim spokoju, żeby się tym wszystkim rozkoszować! Niekiedy mam wrażenie, że zostałam przez naturę bardziej obdarowana niż moi bliźni, ponieważ łatwiej osiągam moje szczęście.
A jednak z Tobą jest inaczej. Z myślą o tobie zasypiam i z myślą o tobie się budzę. Chcę wiedzieć o tobie wszystko. Na jakich płaczesz filmach i jakie kanapki lubisz na śniadanie, czy lubisz tańczyć i czy pachniesz kwiatami w środku grudnia. (…) i chcę, żebyś tu została. Ze mną. Na zawsze.
Jest piękna, urocza! Czasem jak ogromne drzewo w kwiatach, czasem jak biały narcyz, drobny i smukły. Twarda jak diament, łagodna jak światło księżyca. Ciepła jak promień słońca, zimna jak gwiazda. Dumna i daleka jak szczyt w śniegach, wesoła jak wiejska dziewczyna, która wiosną wplata stokrotki w warkocze.
Miejscowość wuja sprawiała wrażenie dość urokliwej. Miała spory, zabudowany najwyżej piętrowymi budynkami rynek, a na nim, wbrew zaraźliwej ostatnio betonozie, sporo starych, okazałych drzew, które wraz z krzewami, kwiatami, dużymi rzeźbami uplecionymi z wikliny, wreszcie licznymi ławkami, tworzyły coś w rodzaju miniparku.
Nienawiść nasz wiek naznaczy. Miłość będzie deptać po piętach. Zepchnie ją w kąt jak kulawą tancerkę i sama ze światem kadryla zatańczy. Skarlała miłość z kąta zapłacze nad losem swym marnym. Aż wiatr jej łzy osuszy, czas chromość uleczy, a wtedy wiosenne suknie włoży, kwiatami włosy przystroi i ruszy pląsem po zgliszczach z nienawiści powstałych…
Szczęście prawdziwe, szczęście prawdziwe, to ten kwiat zaczarowany, o którym mówi bajka, że iść do niego trzeba daleko i długo, a po drodze staczać walki, krwawić stopy, postępować w pocie czoła i niepokojach serca, a wytrwać aż do kresu. Po szczęście prawdziwe, po szczęście uczciwe nie można iść wygodną ścieżką, kwadratami woskowanej posadzki zasłaną, kwiatami pochlebstw usłaną. Na szczęście prawdziwe, na szczęście uczciwe zasłużyć, zapracować trzeba.
Mama Miłka, ledwie przekroczyła próg, czuła, że coś się święci. W całym domu pachniało bzem z nutką jakichś innych zapachów. Przebrała buty i wkroczyła do salonu, gdzie zastała stół nakryty białym obrusem. Na nim stał wazon z kwiatami i pucharki z sałatką owocową. Jej mąż i syn stali uśmiechnięci i gestem zapraszali do zajęcia miejsca przy stole. Usiadła wygodnie w fotelu i spojrzała na swoich mężczyzn. – Przeskrobaliście coś? Dzień Matki jest dopiero w przyszłym tygodniu. – Nic z tych rzeczy. Po prostu przyspieszyliśmy świętowanie. Mama nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko i dyskretnie otarła łzę. W duchu dziękowała Bogu, że obdarzył ją takim cudownym mężem i synem. Pomyślała też, że nie oddałaby ich za żadne skarby świata.
„Leżeliśmy w trawie wdychając zapach intensywnie fioletowego irysu syberyjskiego. Gdzieś pomiędzy liśćmi przemykała maleńka mysz polna. Cicho chrobotały jej pazurki na kawałkach kory. Po białych kwiatach pajęcznicy gałęzistej wędrowała mrówka. Celem jej wyprawy były długie, wystające z kwiatu pręciki z żółtymi główkami. Pliszka żółta sfrunęła z drzewa, aby porwać do swojego gniazda jakiegoś owada. Nad nami cicho tokował szpak. W tej scenerii bulgotała pita przez nas woda, na zębach skrzypiała skórka kiełbasy, a kruszyny chleba opadały na zeschłe liście traw.” (Skarb Generała Samsonowa tom 2 str. 131) "- Dawaj pistolet - powiedziałem szybko. Podał mi broń. Wycelowałem w stronę schodów, gdzie słyszałem czyjeś ciche kroki. Najpierw pokazała się lufa, a potem charakterystycznie zagięty magazynek kałasznikowa. Nacisnąłem spust. Rakieta rozpaliła się na ubraniu gangstera, który natychmiast głośno krzycząc wycofał się. Olbrzym dorzucił mu na drogę jeszcze dwie petardy. W odpowiedzi bandyci posłali na strych serię z automatu. Kule niegroźnie uderzały w dach. W poświacie rakiety, którą wystrzeliłem, zauważyłem, że na poddaszu stało trochę ciężkich mebli. - W razie czego rzucaj wszystko co masz - mruknąłem do Olbrzyma." (tamże s.108) http://www.nienacki.art.pl/r_skarb_generala_samsonowa.html
Wlewałam w siebie kolejną mocną i gorącą kawę. Tak mocną, że paliła mi serce i tak gorącą, że paliła mi usta, zmywała resztki doskonałej szminki kupionej za sumę, która w Ugandzie pozwoliłaby jakiemuś człowiekowi przeżyć pół miesiąca. Ale nie myślałam o tym, nie kalkulowałam biedy i zbytku, bo myślałam tylko o sobie, skoncentrowana, zdecydowana, uparta. Siedziałam w kawiarni koło kina Femina i rozpatrywałam własną sprzeczność. Wywalam kawę za kawą, żeby się pobudzić, żeby wyraźniej widzieć kształty przemijającej Warszawy, ten prosty zgiełk toczący się na ulicy, a przecież tak naprawdę, to najchętniej przestałabym istnieć. Uparcie czekałam w tej kawiarni na kogoś, kto miał przyjść i omówić to czy tamto, odnieść się do ostatecznej wersji tłumaczonego przeze mnie dokumentu. Ale to czekanie było puste. Jak figury przemykające w początkach warszawskiej jesieni. Wszyscy tacy sami albo bardzo podobni, jakby spokrewnieni, jakby indywidualność nie istniała i była tylko wymysłem szkoły filozoficznej, przeterminowanym programem nauczania i wykładania. Jakby ludzie przejęli hasła wkładane im do głów, żeby każdy był jak każdy, żeby wszyscy byli tacy sami, ewentualnie z podziałem na łatwe do wyodrębnienia grupy. Nagle pośród tych figur zobaczyłam dziewczynę w niebieskim płaszczyku. Niosła całe naręcze astrów, takich zapowiadających już przymrozki, ewidentnie niedoskonałych. Dziewczyna ominęła grupkę rozklekotanych staruszek na przystanku autobusowym, jakby staruszki w ogóle nie istniały i przeszła zamyślona obok wielkiego plakatu modelki reklamującej „coś” zapewne ekstrawaganckiego. I nagle zderzenie urody modelki z plakatu i urody dziewczyny z kwiatami stało się nagłym i wszechogarniającym dysonansem. Tamta kobieta z plakatu była niczym, ta dziewczyna z astrami (dziewczyna astralna?) była wszystkim. To jej maharadża powinien składać u stóp najcenniejsze szmaragdy tego świata, to dla niej Schubert powinien napisać serenadę znoszącą umieranie, to ją powinien namalować Tycjan na wszystkich sklepieniach nieba, to ją powinien sławić w swojej pieśni silny zbójnik grasujący w górach, to ona powinna zainspirować Kartezjusza do porzucenia odróżnienia pomiędzy res extensa a res cogitans, to dla niej Derrida wymyśliłby nową wersję różni przynoszącej nadzieję i radość nie-do-ogarnięcia, to z jej powodu wygasłyby wszelkie wojny o ropę naftową i gaz, a mężczyźni przybywaliby, żeby pobyć przez chwilę w blasku dziewczyny astralnej, żeby nasycić się nią, niczego jej nie odbierając, nie kierując się żądzą ani żądzą zysku, wiedza i władza przestałyby być tym samym, nastąpiło wielkie uwolnienie człowieka.
Ale na świecie nie było światła. Wszystko było ciemno jak zawsze.
W sercu każdego światła jest mrok.
Człowiek się przedziera od ciemności do światła.
Faktycznie, kiedy opuszcza nas wszechpotężna jasność dnia, połowa światła, która pozostaje, świeci z podwójną mocą, dlatego nocne światła są takie szczególne.
Uczuć nie można wyłączyć jak światła. Zwłaszcza jeśli jest się rodzicem.
Okropnie tak leżeć w łóżku bez światła ,kiedy nawet nie można poczytać .
Człowiek brnie do bólu jak ćma do światła [...].
Tak wiele Ciemności wokół, tak mało Światła...
© 2007 - 2024 nakanapie.pl