Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lat na dobre a", znaleziono 519

Choć obserwatorzy często zapewniają, iż demagodzy są "mocni tylko w gębie" oraz że ich wypowiedzi powinny być traktowane z przymrużeniem oka, jedno spojrzenie na demagogicznych przywódców na całym świecie wskazuje na to, że wielu z nich w końcu przekracza granicę między czczym gadaniem a działaniem. Dzieje się tak, gdyż początkowo dojście do władzy demagoga zazwyczaj doprowadza do polaryzacji społeczeństwa, wzbudzając atmosferę paniki, wrogości i braku wzajemnego zaufania. Groźby słowne w wykonaniu nowego przywódcy często wywołują efekt bumerangu. Jeśli media czują się zagrożone, mogą w rezultacie porzucić umiar i zawodowe standardy w desperackiej próbie osłabienia rządu. Opozycja zaś może dojść do wniosku, że dla dobra państwa rząd powinien zostać odsunięty od władzy za pomocą skrajnych środków - impeachmentu, masowych prostestów lub nawet zamachu stanu.
Ile wyciskasz? – Siedemset. Dobra, to może stanę sobie trochę z boku, poza twoim zasięgiem. Mam nadzieję, że nie pamiętasz o tej obietnicy skopania ci tyłka? Curran uśmiechnął się. – Chcesz mnie asekurować? – Raczej nie. Ale może w zamian powykrzykuję werbalne zachęty? - Wzięłam głęboki oddech i zaryczałam: - Bez bólu nie ma sukcesu! Ból to tylko słabość opuszczająca ciało! No dalej! Pchaj! Pchaj! Pomyśl, że ta sztanga to twoja dziwka! Nie wytrzymał. Sztanga opadła niebezpiecznie blisko klatki piersiowej, kiedy Curran zaczął się trząść ze śmiechu. Doskoczyłam do niego przestraszona i chwyciłam za drążek. Jak na ironię znalazłam się w cholernie niekorzystnej sytuacji, z głową Władcy Bestii bardzo blisko moich ud, a raczej tam, gdzie uda się kończą. W tej chwili miałam to jednak gdzieś. Jak wytłumaczyłabym Gromadzie, że ubóstwianą Jego Wysokość zmiażdżyła sztanga?
No dobra - westchnął Gabriel. - Ty jesteś pewien. My nie. Załóżmy jednak, że to Jasność nakazała ci zniszczyć Ziemię. Czyli, zaczynają się właśnie Czasy Ostateczne. A my musimy się na nie przygotować. Nie tylko przyjąć to do wiadomości, ale natychmiast zabrać się do roboty. Zaznaczam, ciężkiej roboty, która prędko się nie skończy. Trzeba powołać sztab kryzysowy, żeby odnaleźć proroków, wysłuchać przepowiedni, spełnić wizje, jakoś logistycznie przeprowadzić wskrzeszenie takiej rzeszy nieżywych, znaleźć tymczasowe miejsce na dusze ludzi, którzy wskutek zagłady Ziemi zejdą z tego świata, przeprowadzić ewidencję wszystkich dotychczasowych zmarłych, przetrzepać Raj i Głębię w poszukiwaniu zaginionych, a pewnie będzie ich niemało, przygotować miejsce pod Sąd i Jasność sama wie co jeszcze. Oczywiście nie liczę tu parad z trąbami i konnicą, łamania pieczęci, przelotów eskadry ptactwa niebieskiego z okrzykami: „Biada! Biada!”, popisów Czterech Jeźdźców, występów Lewiatana, Bestii, Smoka Ognistego, programu artystycznego Nierządnicy Babilońskiej i akrobacji powietrznych z wylewaniem czar goryczy czy wymachiwaniem mieczami i oliwnymi gałązkami. Cholerna olimpiada w Pekinie może się przy tym schować.
,,Mrrrau! Mrrrau!
Au! Au, głupi kot! Hmm... Mówiłeś mi: ,,przestań wydzwaniać, Isabelle'', ale to nie ja dzwonię do ciebie, tylko Church. Ja jedynie wybrałam numer.
No więc, jest coś, o czym mogłeś nie wiedzieć, kiedy ostatnio postąpiłeś tak pochopnie. Nasz kot Church i twój kot Prezes Miau. One są w sobie zakochane. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej miłości. Nie miałam pojęcia, że takie uczucie, może się zrodzić w sercu..., kota. Niektórzy twierdzą, że miłość między dwoma kocurami jest zła, ale ja uważam, że jest piękna. To ona sprawia, że Church jeszcze nigdy nie był taki szczęśliwy. Nic go tak nie uszczęśliwia jak Prezes Miau. Żaden tuńczyk. Żadne rozrywanie na strzępy starych arrasów. Dosłownie nic. Proszę, nie rozdzielaj tych kotów. Błagam, nie zabieraj Churchowi radości.
Posłuchaj, to tylko ostrzeżenie dla twojego dobra. Jeśli rozdzielisz tych dwóch, Church naprawdę się rozzłości .
A rozgniewany Church bardzo ci się nie spodoba.
Piip''.
Potem ojciec Silas wskazał mi piękne strony rzymskiego
kościoła, jego wzniosłe dzieła i kazał mi sądzić drzewo po jego owocach.
Odpowiedziałam na to, że dzieła te nie są owocem Rzymu, ale jego obfitym, bujnym kwieciem, piękną zapowiedzią, ukazywaną przezeń światu. Kiedy kwiecie to padnie i zawiąże się owoc, nie ma posmaku miłosierdzia; jabłkiem w zupełności z niego ukształtowanym jest ciemnota, poniżenie i bigoteria. Z trosk, smutków i przywiązań ludzi wykuwa on więzy ich niewoli. Żywi, odziewa biedaków i daje im dach nad głową po to, aby skrępować ich zobowiązaniami „wobec Kościoła"; wychowuje i kształci
sieroty, aby wyrastały „na łonie Kościoła". Przeciąża pracą mężczyzn, poświęca w sposób niesłychanie morderczy kobiety i wszystko na tym świecie, który Bóg w swojej łaskawości uczynił miłym dla dobra stworzonych przez siebie istot, każe im dźwigać Krzyż o potwornym, zabójczym ciężarze, aby mogli służyć rzymskiemu kościołowi, przekonywać o jego świętości, stwierdzać jego potęgę i szerzyć królestwo swojego tyrańskiego „Kościoła".
Dla dobra człowieka mało się czyni, na chwałę Boga jeszcze mniej. Tysiące dróg otwieranych jest w największym znoju krwawiącymi dłońmi, w pocie czoła, z nazbyt szczodrym szafowaniem życiem ludzkim; drążone są i
prześwidrowywane góry na wylot, skały rozłupywane są aż do samych podstaw — a wszystko to w jakim celu? Aby duchowieństwo mogło bez przeszkód kroczyć po nich naprzód i wspinać się wzwyż, dążąc do wybicia się ponad wszystkich i ponad wszystko i stanięcia na górującym nad światem szczycie, z którego będzie mogło wreszcie roztoczyć wszechwładnie berło swojego molocha — „Kościoła".
"Jestem gotów oddać za Niego życie" jest intencją moralną; "On winien być gotów oddać za mnie życie" nakazem moralnym nie jest. Nie jest też nakazem moralnym wymóg, by inni ludzie poświęcali swe życie dla ojczyzny, partii, czy jakiejkolwiek innej sprawy, choćby i najwznioślejszej – choć moja gotowość poświęcenia mojego własnego życia w imię tego, by idea nie zmarła bezpłodnie, może uczynić mnie, niebezzasadnie, moralnym bohaterem. Gotowość do poświęceń dla dobra innych obarcza mnie odpowiedzialnością, która jest moralna dlatego właśnie, że uważam nakaz poświęcenia się za odnoszący się tylko do mnie, że przyjmuję, iż poświęcenie nie należy do kategorii usług wymiennych, że nie jest i nie może stać się nakazem powszechnym – a więc nie mogę też od poświęcenia się wymigać, licząc na to, że inni przejmą je na swoje barki. Być osobą moralną znaczy: jestem stróżem brata mego. Ale znaczy to też, że to ja jestem stróżem brata mego, i ze jestem nim bez względu na to, jak brat pojmuje swe braterskie obowiązki i czy widzi je w ten sam co ja sposób; co więcej ja trwam na posterunku nie oglądając się na to, jak się inni bracia wobec swoich braci, rzeczywistych czy "z mianowania", w podobnych warunkach zachowują. W każdym razie mogę być stróżem brata mego w prawdziwym – moralnym – tego pojęcia znaczeniu wówczas tylko, gdy zachowywać się będę tak, jak gdybym ja jeden tylko miał obowiązek stróżowania i ja jeden tylko był skłonny go podjąć i spełnić. Ja jestem zawsze tym, kto trzyma w dłoni słomkę, która złamie grzbiet potwora obojętności. To właśnie owa wyjątkowość (a nie upowszechnialność) i nieodwracalność mojej odpowiedzialności jest kamieniem węgielnym stosunku moralnego. I to się tylko liczy – obojętnie, czy wszyscy, czy tylko niektorzy bracia świata uczynią dla swych braci to, co ja za chwilę uczynię.
Aleksander Wadimowicz Krugłow spojrzał na zegarek Wostok Amfibia, który otrzymał za pięć lat służby w Afganistanie wraz z Gwiazdą Weteranów Wojny Afgańskiej. Prawie wpół do pierwszej w nocy. Choć niebo było zachmurzone, a jedyne słabe światło biło od łuny Trójmiasta, godzinę dostrzegł bez problemu dzięki nafosforyzowanym wskazówkom. Lubił ten zegarek. Przeżył niejedno, niejedną bójkę i upadek, a także dziesięciominutowe gotowanie we wrzątku, co było pokłosiem pijackiego zakładu Saszy z kilkoma znajomymi o to, że jego Amfibia jest „nie do zajebania”. Zegarek wygrał dla właściciela równowartość stu dolarów. (…) Trudno było takiego zegarka nie lubić.
Weteran siedział na dachu czteropiętrowego bloku w Chylonii, oparty o krępy komin, palił papierosa, pieczołowicie osłaniając ognik zwiniętą dłonią. Filował na niewielki obiekt magazynowy (…) w odległości około trzystu metrów i słuchał na swoim walkmanie „Jeziora Łabędziego” Piotra Iljicza Czajkowskiego. Konkretnie aktu pierwszego, części drugiej, Tempo di valse (…). Konkurować z nim w jego prywatnym rankingu mógł tylko „Walc Kwiatów” z „Dziadka do orzechów”. Nienawidził, gdy przerywano mu słuchanie jego ukochanej muzyki.
(…)
Kątem półprzymkniętego oka dostrzegł, że na teren posesji wjeżdża na światłach postojowych ciemne BMW i również ciemne, mniejsze Audi (…). Błyskawicznie ujął noktowizyjną lornetkę i przyłożył ją do oczu, bezgłośnie zgrzytnąwszy zębami. Job waszu mat', ja was, skurwysyny, pozabijam – pomyślał. (…) Położył się na brzuchu.
(…)
Audi pozostawiło pasażerów własnemu losowi, po czym odjechało, włączając na ulicy światła mijania (…) . Sasza zauważył jeszcze, że ten trzeci też został, najwyraźniej z jakimś dodatkowym zadaniem. O żesz ty kurwo bita, co ty knujesz?… W planie pojawił się właśnie pierwszy nieprzewidziany element, na które go uczulano. No dobra, zajmiemy się i tobą, tylko zobaczę, gdzie się zadekujesz. Odruchowo położył dłoń na lufie swojego barretta M82. W słuchawkach zabrzmiało Allegro moderato.
Ludzkie miłości, kawalerze, mieszają się z nieufnością, obawą i wzgardą, i to, co nazywamy litością, bywa najczęściej naszą pogardą dla tych, ktorych kochamy. Nazbyt dobrze wiemy, co oznacza nasza litość nad bliźnimi, by nie obawiać się, że sami staniemy się z kolei przedmiotem współczucia. Astarte i Asmodeusz dzisiaj nawet patronują naszej pożałowania godnej przyjaźni. Wzgarda zatruwa naszą miłość, podobnie jak pragnienie kary zmąca nasze poczucie sprawiedliwości; mówiąc mięszy nami, nic nie jest dalsze od umiłowania cnoty, niż owa złowroga i małoduszna gorliwość, z jaką wyłączamy z porządku społecznego to wszystko, co zdaje się zagrażać jego wątpliwej harmonii. Urząd sędziego jest tylko swoistym haraczem, który płacimy księciu tego świata, ojcu kłamstwa; dozorca więzienny i kat byliby dla większości z nas wystarczającym ideałem sprawiedliwości; nie dość bowiem ukontentowani faktem, że w drapieżności przewyższamy tygrysa, w podstępie – lisa, a w jadowitości – zmiję, potrafimy dodać jeszcze do tych zwierzęcych przewag właściwość czysto ludzką, jaką jest duch zemsty. Większość ludzi po trzydziestce to po prostu ci, których utrzymuje przy życiu duch zemsty. Mścimy się za zło, które nam wyrządzono: mścimy się rownież za dobro, które wyświadczamy; i dltego właśnie nasze życie tak bardzo przypomina stos skrwawionego łajna. Miłość, wybaczenie win, współczucie! Cała możliwa wielkość i cała rzeczywista podłość człowieka!
Wiesz przecież, że każda zbroja ma w łączeniach swoje słabe miejsca i biada temu, który ma ją na sobie, jeśli miecz wroga je odnajdzie. Kobieta bowiem jest w słabości swojej mimo to największą siłą na świecie. jest ona sterem we wszystkich ludzkich poczynaniach; pojawia się w różnych postaciach i puka do wielu drzwi; jest prędka i cierpliwa, a namiętności jej nie są tak nieokiełznane jak namiętności mężczyzn; przypominają one raczej szlachetnego rumaka, którego kobieta może prowadzić, gdzie zechce, zależnie od okoliczności trzymając na wodzy lub popuszczając cugli. Ma ona oko dowódcy i potężna musiałaby być forteca serca, w której nie znalazłaby słabego miejsca. Czyliż w młodości krew twoja nie biegnie dość prędko? Kobieta jest jeszcze prędsza; pocałunki jej nie zmęczą. Gdy powodujesz się ambicją, ona otworzy wnętrze twego serca i pokaże ci ścieżki, które prowadzą do sławy. Gdy jesteś znużony i wyczerpany, ona w swych piersiach przyniesie ci ukojenie. Gdy upadasz na duchu, ona ciebie podniesie i łudząc twe zmysły, potrafi pokryć twoją porażkę powłoką triumfu. (...) ona to potrafi, natura bowiem walczy po jej stronie; i podczas gdy to robi, potrafi zwodzić i tajemnie kształtować losy, w czym ty nie bierzesz udziału. I tak oto kobieta rządzi światem. Dla niej są wojny, dla niej mężczyźni tracą siły, gromadząc zdobycze, dla niej czynią dobro i zło, szukając sławy, ażeby znaleźć w końcu zapomnienie. (...) w istocie ten jest bowiem wielki, kto może stawić czoło jej potędze, która jak otaczające człowieka ciśnienie powietrza jest wtedy największa, kiedy zmysły najmniej to odczuwają.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl