Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "luty do tych", znaleziono 331

Ludzie tacy jak on zwykle rozumują podobnie -stwierdził. - Ze wszystkiego starają się wyciągnąć jak największe korzyści dla siebie. Poza tym są przekonani, że każdego można kupić i w grę wchodzi tylko kwestia ceny. Jak myślisz, czy nie mógłbyś już włożyć ten but z powrotem? - spytał i wyjaśnił: - Przez okno dostaje się do wewnątrz ledwie odrobina świeżego powietrza, tymczasem twoje onuce, ujmując rzecz oględnie, nie są pierwszej świeżości.
Wiele lat później Bujak wspominał: "Zaczęliśmy olimpiadę od zwiedzania Chamonix. Na jednej z wystaw sklepowych zobaczyliśmy przy nartach jakieś smarowidła. Nigdy dotąd o nich nie słyszeliśmy. Narty politurowaliśmy od spodu lub doraźnie nacieraliśmy świeczką. A tu nagle dowiadujemy się, że są jakieś specjalne smary do nart. Kupiliśmy pierwsze z brzegu. Zobaczyliśmy też po raz pierwszy, że do biegów narciarskich są specjalne buty, narty i wiązania...".
Istniały sprawy zbyt trudne, by je rozważać. Potrzebował godziny w spokoju, by jakoś to wszystko sobie poukładać. „Osobiste to nie to samo, co ważne”. Jaki człowiek mógłby myśleć w taki sposób? I przyszło mu wtedy do głowy, że wprawdzie Ankh miało w historii swoją porcję złych, okrutnych władców i zwyczajnych marnych władców, nigdy jednak nie znalazło się pod butem dobrego władcy. Byłaby to pewnie najbardziej przerażająca perspektywa.
Można okłamać cały świat, nauczyć się roli Supermana, kreować swój obraz za pomocą markowych ubrań, butów i gadżetów, zmusić ludzi do podziwu, szacunku i posłuszeństwa, ale własnej duszy nie da się oszukać. Musisz wiedzieć kim naprawdę jesteś. Musisz znać swoje marzenia. Musisz wiedzieć dokąd zmierzasz i po co. Musisz żyć w zgodzie z samym sobą. W przeciwnym razie dusza nie da ci spokoju.
Ja prowadzę Nick. - Zamów sobie taksówkę, frajerze. Pamiętasz, jak kiedyś gorzała wylewała ci się z butów, a ty jakby nigdy nic prułeś do domu? Steven parsknął śmiechem. - Pamiętam. Ale Bogu dzięki te czasy już minęły, co? Nick się roześmiał i skinął głową. Stevie zauważył, że jego kumpel wciąż wygląda potężnie, ale znów dostrzegł smutek w jego oczach. Były jeszcze smutniejsze niż wtedy, gdy był dzieckiem i musiał żyć narażony na humory ojca.
Zawsze chciałem przejechać Stany, a jechałem przez Rosję. Zawsze chciałem być jak Moriarty, ale dożyłem pięćdziesięciu czterech lat i wlokłem się starym autem przez zachwaszczony step. Zamiast czuć bezmiar kraju i wolność, czułem strach przed psiarnią. Tyle, że kraj był większy, przesiąknięty smutkiem jak deszczem i mniej więcej wiedziałem, o co w nim chodzi. Mniej więcej. Tak. Tęsknisz za banks of Ohio, a dostajesz. Tim. Zawsze tak jest. Ale nie narzekałem.
...człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego, jeśli jest taka potrzeba. Do przeżycia nie potrzeba ani dwudziestu szytych na miarę garniturów, ani piętnastu par butów robionych na zamówienie, ani trzydziestu siedmiu koszul Ralpha Laurena. Gotować można na przenośnej kuchence z jednym palnikiem, mając tylko dwa garnki i jedną patelnię- okazuje się, że kuchnia za pięćdziesiąt tysięcy euro z granitowymi blatami i wyspą nie jest konieczna. Wszystko to zbytek. Szczęście leży w ograniczaniu materialnych potrzeb, bo kiedy nic się nie ma, człowiek nie musi się bać, że coś straci.
Podszedłem do szafy, włożyłem ciepłe, dżinsowe spodnie, grubą bluzę i kurtkę przeciwdeszczową z kapturem. Włożyłem buty i już miałem wychodzić, kiedy się zawahałem. A jeśli tam krąży zabójca? A jak mnie zatrzyma policja? W takim stroju wyglądałem podejrzanie i byłem na lekkim rauszu. Do tego dzielnica nie była zbyt bezpieczna, szczególnie wieczorami. Przynajmniej raz w tygodniu podawali w lokalnych mediach informacje o kradzieżach i pobiciach w tej okolicy. Tydzień temu sam musiałem uciekać przed osiedlowymi chuliganami, którym nie spodobało się, jak na nich popatrzyłem.
Przechodzę jako ostatni przez dziurę w płocie. Zahaczam o powyginane druty butem. Jest ciemno. Biorę głęboki wdech. W nocy jest trochę chłodniej niż w dzień. Tego lata upały osiągają rekordowe temperatury, całe szczęście, że mieszkamy nad morzem i możemy się ochłodzić w Bałtyku. Po sforsowaniu ogrodzenia idziemy kilka metrów wąską ścieżką i zatrzymujemy się przed opuszczonym budynkiem. Wyciągam z kieszeni latarkę, którą z nas trzech mam jako jedyny, włączam ją i oświetlam schody prowadzące do wejścia.
Nikt nie ma na tyle dużego pieca, by wepchnąć tam całego człowieka, a poza tym jak te dzieci mogły wpaść na pomysł, by zjadać to i owo z czyjegoś gospodarstwa? I dlaczego jakiś chłopak na tyle głupi, by nie wiedzieć, że krowa jest więcej warta niż pięć małych groszków, ma prawo zamordować olbrzyma i zabrać całe jego złoto? Nie wspominając już o tym, że przy okazji popełniał wandalizm ekologiczny. A dziewczynka, która nie potrafi rozróżnić wilka od własnej babci, jest albo głupia jak but, albo pochodzi z bardzo brzydkiej rodziny.
Sam Vimes w dzieciństwie wierzył, że bardzo bogaci jadają ze złotych talerzy i żyją w marmurowych domach. Teraz nauczył się czegoś nowego: ci bardzo, bardzo bogaci mogą sobie pozwolić na ubóstwo. Sybil Ramkin żyła w nędzy, dostępnej tylko bogaczom - w biedzie, do której podchodzili z przeciwnej strony. Kobiety, którym zwyczajnie dobrze się powodziło, oszczędzały i kupowały suknie zdobione koronką i perłami; lady Ramkin była tak bogata, że mogła sobie pozwolić na chodzenie w gumowych butach i tweedowej spódnicy, która należała do jej matki.
Człowiek przesypia większą część życia, nawet na jawie. Mamy tak mało czasu, a jednak go marnujemy. Na gniew, frustrację, nic nie znaczące bzdury. Dlaczego szuflada biurka się nie domyka? Jakie karty ma mój przeciwnik i ile pieniędzy mogę od niego wygrać? Szkoda, że nie jestem wyższy.
-Czubkiem buta Shenkt odepchnął zmasakrowane zwłoki.- Dopiero w takiej chwili odrywamy wzrok od błota i wnosimy go ku niebu, skupiamy się na teraźniejszości. Teraz rozumiesz, jak cenna jest każda chwila. To mój dar dla ciebie.
...ja i tysiące innych porządnych ludzi w całym Neapolu żyliśmy w świecie Solarów, uczestniczyliśmy w inauguracjach ich sklepów, kupowaliśmy ciasta w ich barze, chodziliśmy na ich wesela, nosiliśmy ich buty, gościliśmy w ich domach, jedliśmy przy tym samym stole, bezpośrednio lub pośrednio braliśmy od nich pieniądze, doświadczyliśmy od nich przemocy i udawaliśmy, że nic się nie stało. Marcello i Michelle byli tak samo częścią nas jak Pasquale. Z tym, że od Pasqualego społeczeństwa od razu się odcięło wyraźną kreską, natomiast w stosunku do takich osób jak Solarowie kreska ta była i jest w Neapolu oraz w całych Włoszech dosyć pokrętna. A im bardziej odskakujemy z oburzeniem, tym bardziej o nas zahacza.
Many boys will bring you flowers. But someday you'll meet a boy who will learn your favorite flower, your favorite song, your favorite sweet. And even if he is too poor to give you any of them, it won't matter because he will have taken the time to know you as no one else does. Only that boy earns you heart.
Polowa piasku znalazla sie w dolnej czesci klepsydry. Sophia nie przychodzi. Jan siada na komodzie i wklada buty. Po raz ostatni patrzy na przygotowana uczte - kielichy do wina na dlugiej nozce, mise z owocami, pocukrzone placki. Wszystko tam pozostanie jak martwa natura, unieruchomione o czwartej po poludniu, na zawsze niespozyte. Przedmioty brzemienne w mozliwosci, z przyszloscia istniejaca wylacznie w jego glowie. Patrzy na nie okiem artysty: bialy material, nieco sciagniety przy blizniaczych kielichach, metaliczny polysk noza, kubek. Mimo wszystko to harmonijne zestawienie przyjemnie drazni jego zmysly.
Większość tajemnic jest sekretami ust. Pogłoskami i przekazywanymi szeptem skandalami. Te tajemnice pragną się wyrwać na swobodę. Tajemnica ust jest jak kamyk w bucie. Z początku ledwie go czujesz. Potem zaczyna cię drażnić, aż staje się niemożliwy do zniesienia. Tajemnice ust przybierają na sile tym bardziej, im dłużej się ich nie zdradza; puchną, póki nie zaczną napierać na wargi. Walczą o wolność. Sekrety serca to inna sprawa. Są intymne i bolesne, i niczego nie chcemy bardziej, niż ukryć je przed światem. Nie rozrastają się i nie napierają na usta. Żyją w sercu i im dłużej się je przechowuje, tym bardziej na nim ciążą.
Większość tajemnic jest sekretami ust. Pogłoskami i przekazywanymi szeptem skandalami. Te tajemnice pragną się wyrwać na swobodę. Tajemnica ust jest jak kamyk w bucie. Z początku ledwie go czujesz. Potem zaczyna cię drażnić, aż staje się niemożliwy do zniesienia. Tajemnice ust przybierają na sile tym bardziej, im dłużej się ich nie zdradza; puchną, póki nie zaczną napierać na wargi. Walczą o wolność.
Sekrety serca to inna sprawa. Są intymne i bolesne, i niczego nie chcemy bardziej, niż ukryć je przed światem. Nie rozrastają się i nie napierają na usta. Żyją w sercu i im dłużej się je przechowuje, tym bardziej na nim ciążą.
W latach dziewięćdziesiątych bardzo trudno było się dostać do więziennictwa. Wokół ogromne bezrobocie, padały kolejne fabryki. A tu? Budżetówka, pewny pieniądz i przede wszystkim pieniądz solidny, pozwalający na godne życie. Lata jednak mijały, czasy się zmieniały, kraj się rozwinął. Poziom życia Polaków poszedł do góry. Gdy zaczynałem pracę, na sześćdziesiąt zatrudnionych osób tylko pięć miało samochody. Gdy odchodziłem niedawno na emeryturę, tylko dwóch chłopaków nie miało aut. Człowiek ma dziś zupełnie inne potrzeby. Jest większy dostęp do towaru, usług, dóbr. Wycieczki zagraniczne, przyjemności, zajęcia dodatkowe dla dzieciaka. Człowiek chce korzystać z życia.
Wypróbowany kopniak w żebra istotnie można uznać za najlepszy sposób budzenia śpiącego. Najlepszy nie tylko z powodu wysokiej skuteczności, ale i z powodu powszechnej dostępności tego środka. Ostatecznie wiadro z lodowatą wodą czy pudełko zapałek nie zawsze jest pod ręką, a przyłożenie śpiącemu ciężkim butem nigdy nie przedstawia większych kłopotów. Jeden kopniak wystarczy zwykle, żeby wyrzucić każdego z pościeli. Oczywiście, od jednego uderzenia nie każdy śpioch ocknie się od razu, ale co robi zwykły człowiek kopnięty w żebra? Podrywa się na nogi, żeby dać w ryło. I o to właśnie chodzi. Ale Wietricki tylko chrząknął, odwrócił się na drugi bok i okrył głowę.
I remember that day in early May after Le Vesconte's and Private Pilkington's brief joint burial service, one of the men suggested that we name the small spur of land where they were buried "Le Vesconte Point," but Captain Crozier vetoed that idea, saying that if we named every place where one of us might end up buried after the dead person there, we'd run out of land before we ran out of names.
Patrzyła na niego, lustrując kolczyk w brwi (...) precyzyjnie wytartą kurtkę motocyklową nonszalancko powieszoną na oparciu krzesła. Kurtka wyglądała dokładnie tak, jak miała wyglądać: jakby odziedziczył ją po dziadku- powstańcu śląskim albo ściągnął z martwego harleyowca na poboczu Route 66. Równie precyzyjnie ubłocone buty na ciężkiej podeszwie miały sprawiać wrażenie, że ich właściciel spędził weekend nie przed AutoCAD-em, ale w lesie- rąbiąc drewno, ujeżdżając daniele na oklep albo łapiąc tęczowe pstrągi gołymi rękami. Drażniła ją ta antyintelektualna moda, ale nie mogła powstrzymać się od myśli, że chłopak wygląda jak milion dolarów i pewnie właśnie tyle zamierza zarabiać.
Mama Miłka, ledwie przekroczyła próg, czuła, że coś się święci. W całym domu pachniało bzem z nutką jakichś innych zapachów. Przebrała buty i wkroczyła do salonu, gdzie zastała stół nakryty białym obrusem. Na nim stał wazon z kwiatami i pucharki z sałatką owocową. Jej mąż i syn stali uśmiechnięci i gestem zapraszali do zajęcia miejsca przy stole. Usiadła wygodnie w fotelu i spojrzała na swoich mężczyzn. – Przeskrobaliście coś? Dzień Matki jest dopiero w przyszłym tygodniu. – Nic z tych rzeczy. Po prostu przyspieszyliśmy świętowanie. Mama nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko i dyskretnie otarła łzę. W duchu dziękowała Bogu, że obdarzył ją takim cudownym mężem i synem. Pomyślała też, że nie oddałaby ich za żadne skarby świata.
- Posłuchaj, Nobby. Masz za sobą karierę zawodowego żołnierza, prawda?
- Zgadza się, Fred.
- Ile razy spotkało cię niehonorowe wydalenie?
- Mnóstwo - oznajmił z dumą Nobby. - Ale robiłem sobie gorące okłady.
- Bywałeś na polach bitew, tak?
- Dziesiątkach.
Sierżant Colon pokiwał głową.
- Widziałeś zatem wiele ciał, kiedy pełniłeś posługę wobec padłych w boju...
Kapral Nobbs pokiwał głową. Obaj wiedzieli, że „posługa” polegała na zebraniu wszelkich osobistych i cennych drobiazgów oraz kradzieży butów. Na niejednym dalekim polu bitwy ostatnią rzeczą, jaką widział śmiertelnie ranny nieprzyjaciel, był kapral Nobby zbliżający się z workiem, nożem i wyrachowanym spojrzeniem.
"Żaden malarz czy rzeźbiarz nie oddał by mu sprawiedliwości. Żadne zdjęcie nie przedstawiłoby go takim, jakim dane jest mi go ujrzeć. Przede mną stoi wysoki, szczupły, wysportowany mężczyzna, ubrany w czarne spodnie od garnituru oraz wypolerowane na błysk buty tego samego koloru. Biała koszula z podwiniętymi rękawami odkrywa fragment tatuażu. Wygląda po prostu idealnie – oliwkowa skóra, ciemne włosy, dłuższe u góry, starannie zaczesane na bok, a także dwudniowy zarost, po którym chciałabym przejechać dłońmi. Ale największe wrażenie robią czarne oczy. Wydaje mi się, że za chwilę zostanę przez nie pochłonięta. Kiedy marszczy gęste brwi, przyglądając mi się intensywnie, wygląda jak anioł. Anioł ciemności. Emanuje energią, której nie da się ogarnąć. Mroczny, tajemniczy, a jednocześnie fascynujący”.
Chrześcijanie wartościują cierpienie- Jezusa było największe. Bóg- człowiek cierpiał, to i zwierzęta mogą cierpieć. Kurczaki mogą być mielone żywcem, a świnie zarzynane godzinami. To nie twoja odpowiedzialność, to plan Boży. A potem widzisz, jak wiozą świnie do rzeźni. Skwar, chce im się pić, stoją po kolana w odchodach. Zostaje w tobie ten obraz. Liczysz- ile dziennie, ile na świecie. Ile tysięcy. Widzisz skórzane buty, pasek. Już wiesz, skąd to pochodzi. Oglądasz zdjęcia, filmy, jak wygląda chów przemysłowy. Ta informacja cię zmienia. Póki wierzyłam w Boga, nie brałam odpowiedzialności za cierpienie wokół mnie. Kiedy przestałam wierzyć, przestałam jeść mięso. Bo wzięłam odpowiedzialność za swoje czyny. Zarzuciłabym Bogu, że był gorszy od wegetarian.
(...) I share almost ninety-nine per cent of my genes with a chimpanzee - and our longevity is virtually the same - but I don't think you have an inkling of how much more I comprehend, and yet I know I must tear myself away from it. For example, I have a good grasp of just how infinitely great outer space is and how it's divided into galaxies and clusters of galaxies, spirals and lone stars, and that there are healthy stars and febrile red giants, white dwarfs and neutron stars, planets ans asteroids. I know everything about the sun and moon, about the evolution of life on earth, about the Pharaohs and the Chinese dynasties, the countries of the world and their peoples as presently constituted, not to mention all the studying I've done on plants and animals, canals and lakes, rivers and mountain passes. Without even a pause for thought I can tell you the names of several hundred cities, I can tell you the names of nearly all the countries in the world, and I know the approximate populations of every one. I have a knowledge of the historical background of the different cultures, their religion and mythology, and to a certain extent also the history of their languages, in particular etymological relationships, especially within the Indo-European family of languages, but I can certainly reel off a goodly number of expressions from the Semitic language too, and the same from Chinese and Japanese, not to mention all the topographical and personal names I know. In addition, I'm acquainted with several hundred individuals personally, and just from my own small country I could, at the drop of a hat, supply you with several thousand names of loving fellow countrymen whom I know something about - fairly extensive biographical knowledge in some cases. And I needn't confine myself to Norwegians, we're living more and more in a global village, and soon the village square will cover the entire galaxy. On another level, there are all the people I'm genuinely fond of, although it isn't just people one gets attached to, but places as well: just think of the all the places I know like the back of my hand, and where I can tell if someone's gone chopped down a bush or moved a stone. Then there are books, especially all those that have taught me so much about the biosphere and outer space, but also literary works, and through them all the imaginary people whose lives I've come to know and who, at times, have meant a great deal to me. And then I couldn't live without music, and I'm very eclectic, everything from folk music and Renaissance music to Schonberg and Penderecki, but I have to admit, and this has a bearing on the very perspective we're trying to gain, I have to admit to having a particular penchant for romantic music, and this, don't forget, can also be found amongst the works of Bach and Gluck, not to mention Albinoni. But romantic music has existed in every age, and even Plato warned against it because he believed that melancholy could actually weaken the state, and it's patently clear when you get to Puccini and Mahler that music has become a direct expression of what I'm trying to get you to comprehend, that life is too short and that the way human beings are fashioned means they must take leave of far too much. If you've heard Mahler's Abschied from Das Lied von the Erde you'll know what I mean. Hopefully you'll have understood that it's the farewell itself I'm referring to, the actual leave- taking, and that this takes place in the self-same organ where everything I'm saying goodbye to is stored.
Mało kto jednak wiedział, że z chwilą nastania kapitalizmu pojawili się także narkomani w białych kołnierzykach. Żaden z nich nie miał w rękach strzykawki ani nie był bezdomny, co jednak nie znaczyło, że spustoszenie, które wyrządzały w ich organizmach zażywane narkotyki, było mniejsze. Amfetamina, kokaina i podobne im dragi, aplikowane z klasą (do wciągania nie wypadało użyć innego banknotu niż ten koloru zielonego, a do dzielenia proszku na „ścieżki” innego „plastiku” niż złoty MasterCard!) - dawały „kopa”. System zaopatrywania, czyli popularna dilerka, również musiał mieć swoją klasę. Biały kołnierzyk nie szedł na dworzec kolejowy, żeby uzupełnić zapasy lub dokonać zakupów na sobotnie party przy świecach. To zapas przyjeżdżał do niego, ukryty w bucie albo ramie rowerowej, ale zawsze na czas. Na liście klientów dilerów znajdowały się już nie tylko szkoły czy wyższe uczelnie, ale i całe firmy, a nawet... teatry. Ceny musiały być w miarę stałe i podobne, bossowie mieli wydzielone rejony i starali się nie wchodzić sobie w drogę.
Na czubku buta usiadł mi motyl z rodziny rusałek. „Pokrzywnik czy osetnik?” – zastanawiałem się, bo zawsze miałem kłopot z ich rozróżnieniem. Ogarnęła mnie senność. Siedziałem coraz bardziej otępiały w zielonym cieniu buka, oparty o jego stuletni pień, w cieple lipcowego popołudnia, czułem z bliska zapach suchych liści, wilgotnego mchu, igliwia i próchnicy. Słuchałem wrzaskliwego śpiewu zięby tuż nad głową i bardziej subtelnego pogwizdywania kosa kawałek dalej.
Kiedy się obudziłem, wciąż było ciepłe, dosyć jasne popołudnie, chociaż pożółkłe, z domieszką oranżu i czerwieni, chylące się ku wieczorowi. Korony drzew płonęły w żółtopomarańczowym blasku, podczas gdy pnie wygaszał cień. Zmęczenie minęło, byłem rześki. Nabrałem sił niczym Anteusz po zetknięciu z matką-ziemią. Co prawda, musiałem jej dotknąć najmniej mityczną częścią ciała.
At the subatomic level, reality is the collection of all possible quantum objects (Objects in an axiomatic sense), for example, an electron exists genuinely before measurement. Objects are devoid of experimental content, belonging to the 'hidden' (implicit) reality, about which one can only say that it exists (ontic truth – Def. 7.2.) and serves as a substrate (ex nihilo nihil fit) for S-objects (e.g., an electron after measurement), appearing as the effect of measurement performed by an observer (ontic truth). S-construct is essentially a model of S-object (e.g., characteristics of an electron after measurement), providing a more or less experimentally verified characterization of the electron as such (correspondence truth – Def. 7.2.). In the case of RAES, the electron is an abstract-essential entity that exists independently of the knowing subject and physical reality but can be reconstructed by the knowing subject (if it exists at all) in an infinite series of approximations (asymptotic truth – Def. 7.2.)
Regina doceniała finansowe wsparcie Paula, ale nie cieszyła się z jego odwiedzin. Dochodziło między nimi do scysji na tle warunków, w jakich wychowywany był Bobby.
– Czemu nie pójdziesz z nim do lekarza? Kaszle i cieknie mu z nosa. Kiedy ostatnio jadł pełnowartościowy domowy obiad? Spójrz na jego obuwie.
– Myślisz, że ja śpię na pieniądzach? Za co mam mu kupić nowe buty? I tak z nich wyrośnie.
– Mogłabyś tutaj posprzątać. To nic nie kosztuje.
Najgorsze było to, że Paul szedł do opieki społecznej, z której usług Regina musiała korzystać, i skarżył na nią. Regina wiedziała, jakie wrażenie na paniach z opieki społecznej robią te jego błyszczące ze wzruszenia oczy. Wychodziła na wyrodną matkę. Tymczasem Regina uważała, że jest bardzo dobrą matką, mimo że nie robiła tego, co inne mamy. Nie celebrowała każdego bąka, kupki i odbicia, każdej niemądrej i niezdarnej rzeczy w wykonaniu dziecka jako jego wspaniałego osiągnięcia. Ona traktowała swoje dzieci poważnie.
Regina tolerowała obecność Paula jedynie ze względu na Bobby’ego i z powodu pieniędzy, które przysyłał.
Neményi miał pięćdziesiąt sześć lat. Zestarzał się i zdziwaczał. Obsesyjnie mył ręce. Nosił mydło w kieszeni. Regina zauważyła, że unika dotykania klamek. Kiedy nie mógł otworzyć drzwi łokciem, łapał klamkę przez rękaw swetra albo przecierał chusteczką nasączoną środkiem dezynfekcyjnym. Podobnie postępował ze słuchawką telefonu.
– Drobnoustroje. Jesteś pielęgniarką, powinnaś wiedzieć, że w tych miejscach jest więcej bakterii niż na desce klozetowej.
Potem nagle wszystko się skończyło. Paul przestał przychodzić. Bobby miał dziewięć lat.
– Dlaczego Paul nas już nie odwiedza? – zapytał.
– Paul nie żyje – odpowiedziała matka. – On był twoim ojcem. Nie wiedziałeś?
© 2007 - 2024 nakanapie.pl