Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "mamy marco po ok", znaleziono 1464

- Wszystko ma swój czas - kontynuował Marco - zmienia się z upływem czasu, ludzie i przedmioty, miasta i krajobrazy.
- Starzejemy się - wtrąciła Julia, czując, że musi powiedzieć coś mądrego, ale Marco pokręcił głową.
- Nie, po prostu podlegamy zmianom.
-Kto cię tu przysłał?
- Odkrył mnie mistrz Soto. Uznał, że mam talent.
-Marco? Ten, który ma wszystkie włosy?
-Właśnie. A myślałem, że reguła nakazuje wszystkim mnichom golić głowy.
- Och, Soto twierdzi, że jest całkiem łysy, ale pod włosami - odparł Lu-tze - Mówi, że włosy to oddzielna istota, która tylko przypadkiem żyje na jego głowie.
Józef Maria ma cięty język, a jego myśli są jak żyletki.
- Mario?- Pola potrząsnęła moim ramieniem. Moja kość skroniowa stuknęła o blat stolika. (...)
- Mario! Dobrze się czujesz?
Ta Pola naprawdę nie potrafi obserwować ludzi. Dlaczego ciągle musi zadawać głupie pytania.
A wystarczyłoby tylko popatrzeć.
- Kochani. To jest Mario, jeden z moich najstarszych kumpli, znamy się jeszcze z podstawówki. Obecnie światowej sławy antropolog, który powrócił w rodzinne strony (...).
[...]
- Mario.- Sebastian nachylił się i poklepał mnie po łopatce.- Wybacz, stary, pamięć już nie ta. Jak ty właściwie miałeś na nazwisko?
- Tak samo jak teraz.
Pola wyciągnęła kawałek złota i położyła sobie na dłoni.(...)
- Ładna, nie?
- Wiesz co, Mario? To chyba największy banał, jaki słyszałam w tym roku. Ale nie ustawaj w wysiłkach. Mamy przecież dopiero lipiec.
- Mario.- Pola położyła mi dłoń na ramieniu delikatnym ruchem. Zbyt delikatnym.- Musimy się zbierać.
Jej głos był łagodny. Zbyt łagodny.
Odpowiedziałem skinieniem. Też łagodnym i delikatnym jak jasna cholera.
- Mario, nie możesz odwracać się na pięcie i iść gdzie chcesz, kiedy chcesz i z kim chcesz.
"A dlaczego nie?"- chciałem spytać.
O ile mi wiadomo, broda rośnie pełnoletnim, a ja miałem trzydniowy zarost.
Chciałabym być naukowcem. Chemikiem albo fizykiem. Jak Maria Skłodowska. Trochę eksperymentuję przy potrawach, które serwuję gościom willi Martyna. Jeszcze się nikt nie pochorował! Jeśli coś szkodzi tej rozwydrzonej bandzie, to wódka i narkotyki, którymi się hojnie raczy.
Artyści.
Bohema.
Koń by się uśmiał.
- Cholerne mrówki. Zobacz, włażą do tego grobu i włażą.
Przykucnąłem i popatrzyłem na kolumnę owadów. Każdy coś niósł.
- Wiesz, że mrówki potrafią zjeść żywcem dzięcioła?[...]
- Pamiętaj, jak umrę, masz mnie Mario kazać spalić.
- Postaram się nie zapomnieć.
- Cholerne robactwo!
- Przecież ty jesteś entomologiem- zdziwiłem się.
- Ale na emeryturze.
Maria bardzo zła. Mówi, że chce zdzielić policjanta wałkiem, ale ja mówię lepiej nie. Mówię, że policjant nie lubi dostać wałkiem i może narobić nam więcej kłopotu, jak Maria go zdzieli.
-A jak ty się nazywasz?- Sterany popatrzył na mnie uważnie. (...)
- Mario Ybl.
- Widzisz Jarek? Mówiłem ci. Jakiś, kurwa, obcokrajowiec. Ta pierdolona unia wszędzie się wepcha. (...)
- Nie będziesz nam tu, chuju, naszych polskich grobów rozkopywał.
- Spierdalaj!- Uznałem, że to słowo w najbardziej skondensowanej formie oddaje moje uczucia i intencje.
- Słyszałeś, Jarek? Jakie te obcokrajowce są niegrzeczne.
Maria Błonicz została Marą jeszcze na studiach. W czteroosobowym pokoju w akademiku, z dwoma piętrowymi łóżkami, jej koleżanka z roku, Dorota, oświadczyła, że Maria w swojej długiej nocnej koszuli wygląda jak mara z najgorszych koszmarów. Zwłaszcza gdy w nocy wymyka się do łazienki, zataczając się i obijając o meble. Maria przyjęła to przezwisko bez protestów.
- To, że trudniej się do ciebie dodzwonić niż do ZUS-u, to akurat zauważyłem - mruknął Mario, (...).
Wiesz co, Mario? Ja już mam dość na dzisiaj (...). Od świtu stoję w tym wściekłym upale, zgięta nad rysownicą i rysuję skorupę po skorupie. Skorupy mają 10/10 cm, a wykop 4 na 2 metry.
Audiotele: kiedy skończę?
a) gdy pęknie mi kręgosłup,
b) gdy padnę trupem,
c) gdy kogoś zagryzę i policja zawiezie mnie do domu wariatów.
Uwaga: można wybrać więcej niż jedną odpowiedź.
-To straszne - szepnął, pomagając detektywowi zdjąć płaszcz - Mamy tu policję cały czas! Zadają pytania, idą tu, idą tam, zaglądają do szaf, zaglądają do szuflad, wchodzą nawet do Marii do kuchni. Maria bardzo zła. Mówi, że chce zdzielić policjanta wałkiem, ale ja mówię lepiej nie. Mówię, że policjant nie lubi dostać wałkiem i może narobić nam kłopotu, jak Maria go zdzieli
- Tylko tak, Mario, możemy ocalić świat od zagłady- powiedziała głucho. - Tylko tak... poprzez...opowiadanie...
Dzień dobry, jestem Maria Majka i zaśpiewam dziś "Miasteczko cud" Agnieszki Osieckiej.
- Aaa, no tak! - rzekła wreszcie radośnie. Kojarzę! To ciebie Mario nazywa "Covidem polskiego dziennikarstwa"!
– Licz na naj­lep­sze, spo­dzie­waj się naj­gor­sze­go, celuj w śro­dek – mówi Maria. – Mój tata tak ma­wiał.
- Tak! - Astryda parsknęła śmiechem. - Byłaś nieładną i nieznośną małą dziewczynką. Panny dworskie twojej matki modliły się do zdrowej Marii, gdy Dobrawa kazała im po ciebie iść…
- Nie do „zdrowej Marii”, poganko! - Świętosława pogroziła Astrydzie. - Specjalnie przekręcasz, robisz mi na złość!
- Mario - rzekł surowo. - Gdyby Bóg słuchał matek, zgnilibyśmy wszyscy w bagnie bezpiecznego, łatwego życia...
Marie kocha wodę, kocha pływać, kłaść się na powierzchni i unosić bezwolnie na falach, patrząc w niebo.
– Maria An­to­ni­na miała rację – po­wie­dzia­ła póź­niej do Lu­cy­ny. – Chleb wcale nie jest nie­zbęd­ny do życia. Ciast­ka wy­star­czą.
Maria całe życie kochała ojca i nie godziła się na niemiłość matki. Nie potrafiła zrozumieć, czym jej zawiniła. Nigdy się tego nie dowiedziała.
Ta historia, o której opowiadała mi ostatnio Maria, cały czas siedzi mi w głowie. To niesamowite, a jednocześnie przerażające, że coś takiego mogło się tu wydarzyć.
Jezus, Maria! Pięć tysięcy złotych!
To ci forsa! - powiedział głośno.
Instynkt wielu lat biedowania odezwał się w nim naturalnym odruchem: trzeba oblać.
Marie kruszy palcami bagietkę, dłubie widelcem w jajecznicy, ale nie jest w stanie włożyć jedzenia do ust. To nie pierwszy raz, gdy niemal zupełnie straciła apetyt.
Ponieważ dwór tak często wędrował z miejsca na miejsce, konie, muły, powozy, wózki i lektyki były niezbędne. Do przewozu samego łóżka Marii potrzebne były trzy muły, a oprócz nich konieczne były kolejne zwierzęta do przenoszenia draperii na ściany, naczyń stołowych, przyborów kuchennych, butelek z winem i innych przedmiotów. Sam dwór Marii nie mógł sobie pozwolić na pokrycie kosztów transportu.
Maria podniosła się na łokciach i powiedziała, że dzieci to nie coś, co się ma, lecz coś co się dostaje, są darem. Ingrid spytała więc, dlaczego niektórzy je dostają, a inni nie, chociaż coś powiadało jej, że powinna milczeć.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl