Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "przy milek", znaleziono 76

Aby przebyć tysiąc mil, trzeba zrobić pierwszy krok.
- Poszłam za tobą tysiąc mil na front - powiedziała łamiącym się głosem.
- Poszłabym za tobą do piekła. I to zrobiłam.
...serce moje jest o tysiąc mil od ich buty i przebywa w sferze zbyt wysokiej, aby je mogły dosięgnąć drobne oznaki względu lub łaski.
- (…) Pamiętasz, co ci mówiłem?
- O tym, że powinienem zakopywać własną kupę?
- Nie to.
- Że nie należy zdradzać mojego imienia ani celu podróży?
- To też nie.
- Zatem co?
- Ile stąd mil do Babilonu? – wyrecytował tamten.
- A tak, to.
Możesz żyć z kimś pod jednym dachem i być oddalonym od niego o tysiąc mil, a z kimś innym może cię dzielić daleki dystans, a tak naprawdę jesteś z nim tak blisko, jak gdyby był tuż obok ciebie.
Droga przed nami jest czar­na. I trud­no jest podą­żać przed sie­bie, kiedy nie wi­dzisz grun­tu pod no­ga­mi. Tym wła­śnie jest od­wa­ga. Goto­wo­ścią pój­ścia w ciem­ność. Wiarą, że ko­niec czeka tuż poza wycią­gnię­tą ręką, a nie mi­lion mil dalej.
Rincewind podejrzliwie obejrzał buty. Przypomniał sobie, jakie kłopoty na Niewidocznym Uniwersytecie sprawił prototyp Butów Siedmiomilowych. Obuwie, które stara się zmusić użytkownika, by stawiał kroki długości siedmiu mil, wywołuje poważne naprężenia pachwinowe.
Jak tylko narada się skończy, zostaną wydane rozkazy. I ruszą, ścieżkami magicznej łączności, by w kilka godzin przebyć setki mil i rozpocząć małą wojenkę. Nie, nie wojenkę. W języku dyplomacji nazywałoby się to raczej „właściwym zaakcentowaniem naszych oczekiwań”.
Rozkaz ucieczki do Gross-Rosen w Niemczech o 200 mil na zachód, wraz z 64 438 mordercami, rabusiami i Żydami, którzy całe lata wykonywali w Oświęcimiu niewolniczą pracę, wydany przez Himlera, rezydującego w Berlinie dowódcę SS z wąsikiem a la Hitler także nie zadowalał.
Jedyną osobą, która odczuwała chłód w promieniu wielu mil, była panna Frostbite, asystentka podróżującego magika. Stała na wystawie od trzech dni, zamknięta w bryle lodu, i, jak mówili ludzie, nie oddychała, nie jadła i nie mówiła. Uważałem, że pozbawienie kobiety tego ostatniego przywileju było szczególnym okrucieństwem.
- Zawsze wyobrażałem sobie, że można kopać w tym swoim kawałku ziemi, coraz głębiej i głębiej, setki, tysiące mil, zamiast siedzieć na samej górze, na powierzchni ziemi - tłumaczył Will rozmarzonym głosem.
- Rozumiem - ucieszył się Chester. - Gdybyś tak kopał, miałbyś własny wieżowiec, tyle że skierowany w dół, a nie w górę. Jak włos wrośnięty w ciało.
Nie wiedziałem, czemu wszyscy wrogowie uparli się, aby zniszczyć akurat tę bazę. Przecież nawet dzieci wiedziały, że tam gdzie wpuszcza się wycieczki, nie ma wielu tajemnic, a prawdziwy ośrodek dowodzenia mieści się pod milionami kilometrów sześciennych skały, ale niemal sto mil dalej na południe. Niemniej zarówno Rosjanie, jak i Chińczycy uznali, że warto na wszelki wypadek zamknąć dla zwiedzających i tę atrakcję.
W Klass-Dew, stolicy największej północnej prowincji i siedzibie Wielkiego Gubernatora, od wielu lat opowiadano sobie barwne plotki o tych żołnierzach. Miasto leżało ponad sto mil na południe od Małego Grzbietu, więc Górska Straż, która rzadko zapuszczała się na tereny poza łańcuchem górskim, była tam na wpół mitem. Historie o bitwach z dzikimi plemionami czy z hordami pomiotów ciemności, nadciągającymi z północy, rozpalały wyobraźnię i budziły podziw. Ci tutaj wyglądali na takich, którzy zabijają podobne potwory kilka razy dziennie, i to dla rozrywki.
Centralna iglica Cori Celesti wznosi się z gór wokół Osi - dziesięć pionowych mil zielonego lodu i śniegu, a na ich szczycie wieże i kopuły Dunmanifestin.
Tam właśnie żyją bogowie świata Dysku.
A w każdym razie wszyscy ci, którzy coś znaczą. Co dziwne, chociaż dostanie się tam zajmuje zwykle bogu całe lata trudów, wysiłków i intryg, to kiedy tam trafi, wydaje się, że właściwie nic już nie robi. Pije tylko za dużo i dla rozrywki uprawia odrobinę lekkiego zepsucia. Wiele systemów rządów realizuje podobny schemat.
Pięćset lat temu Meekhańczycy wymaszerowali z odległych o kilkaset mil gór na południu, walcząc wściekle z każdym wojowniczym kultem, który w tamtych czasach szalał pomiędzy Górami Krzemiennymi a szczytami Ansar Kirreh. Rozbili Świątynię Reagwyra, podbili ziemie zhołdowane przez kapłanów Laal Szarowłosej, a czcicieli jej siostry, Kan'ny, wybili niemal do nogi. (...)
Meekhańczycy okazali łaskę świątyni Setrena, każąc wszystkim jego kapłanom pokłonić się przed obliczem Wielkiej Matki i oferując włączenie Rogatego do oficjalnego panteonu Imperium. (...) Błyskawicznie odnaleziono prastare zwoje, potwierdzające, że Setren należał do Wielkiego Rodzeństwa oraz że w Wojnach Bogów walczył zawsze po właściwej stronie.I to wystarczyło.
Konie były głodne i zgonione tak dalece, że co pewien czas ustawały. Nic dziwnego: koła zarzynały się w błoto po szynkle, a na drabiniastym wozie pod trochą olszowego chrustu, siana i słomy leżało samych karabinków sztuk sześćdziesiąt i kilkanaście pałaszów, nie licząc broni drobniejszej. Były to wcale niezłe szkapy: rosłe, podkasane, prawie chude, ale ze świetnej rasy pociągowej. Mogły jak nic robić dziesięć mil na dobę, byleby im pozwolić dobrze wytchnąć dwa razy i uczciwie je popaść. Konie należały do pewnego sztachetki z okolic Mławy. Stanowiły one znaczną część jego majątku, bo posiadał summa summarum trzy szkapy, jednakże pożyczał ich Winrychowi na każde zapotrzebowanie.
-Chcę poznać drogę do Hunghung - powiedział ostrożnie.
-Tak. Oczywiście. O tej porze roku ruszyłbym w stronę zachodzącego słońca, dopóki nie opuściłbym gór i nie dotarł na aluwialną równinę. Znajdzie pan tam drumliny i kilka pięknych przykładów głazów narzutowych. To jakieś dziesięć mil.
Rincewind patrzył na niego zdumiony. Barbarzyńskie wskazówki brzmiały zwykle jakoś "prosto obok płonącego miasta, potem skręcić w prawo za wszystkimi mieszkańcami powieszonymi za uszy".
-Te drumliny wydają się groźne-zauważył.
-To tylko rodzaj wzgórz polodowcowych-wyjaśnił Saveloy.
- A głazy narzutowe? Brzmi jak coś takiego, co rzuca się na..
-To głazy pozostałe po cofającym się lodowcu. Nie ma się czego obawiać. Pejzaż nie jest niebezpieczny.
Rincewind nie uwierzył. Wiele już razy grunt uderzył go bardzo mocno.
- (...) Chce się pan dostać do Hunghung, tak?
Rincewind zastanowił się.
- Chcę poznać drogę do Hunghung - powiedział ostrożnie.
- Tak. Oczywiście. O tej porze roku ruszyłbym w stronę zachodzącego słońca, dopóki nie opuściłbym gór i nie dotarł na aluwialną równinę. Znajdzie pan tam drumliny i kilka pięknych przykładów głazów narzutowych. To jakieś dziesięć mil.
Rincewind popatrzył na niego zdumiony. Barbarzyńskie wskazówki brzmiały zwykle jakoś "prosto obok płonącego miasta, potem skręcić w prawo za wszystkimi mieszkańcami powieszonymi za uszy".
- Te drumliny wydają się groźne - zauważył.
- To tylko rodzaj wzgórz polodowcowych - wyjaśnił Saveloy.
- A głazy narzutowe? Brzmi jak coś takiego, co rzuca się na...
- To głazy pozostałe po cofającym się lodowcu. Nie ma się czego obawiać. Pejzaż nie jest niebezpieczny.
Rincewind nie uwierzył. Wiele już razy grunt uderzył go bardzo mocno.
- Nie - odparł Spofforth. Wstał i wyciągnął ręce na boki w bardzo ludzkim geście. - Wręcz przeciwnie. W ogóle nie doświadczał życia. Miał być ,,wolny’’, ale nic się z nim nie działo. Nikt nie znał jego imienia, ale jeden z ludzi nazwał go Danielem Boone’em - ostatnim pionierem. Filmowi towarzyszyła ścieżka dźwiękowa na której niski, władczy i męski głos mówił: ,,Bądź wolny, żyj i pozwól, aby Otwarta Droga uniosła twego ducha pod niebo!’’. A mężczyzna pędził pustą drogą, siedemdziesiąt mil na godzinę, osłonięty przed powietrzem, nawet przed odgłosami własnego samochodu. Amerykański Indywidualista, Wolny Duch. Pionier. Z ludzką twarzą nieodróżnialną od oblicza durnego robota. A w domu albo w motelu czekał na niego telewizor, który pozwalał mu się zamknąć przed światem. I pigułki. Oraz zestaw stereo. A także zdjęcia w czasopismach, które przeglądał, pełne jedzenia oraz seksu, lepszych i jaskrawszych niż w prawdziwym życiu.
- Wy, baby jesteście wszystkie takie same - narzekał Bill. - Wystarczy, że jest ładna, a już wieszacie na niej psy.
Pamiętał bicie. Bito go często. Czasem płakał, ale potem się do tego bicia przyzwyczaił. Najwięcej bił ten pan, co dawał cukierki. Ale bili też inni chłopcy.
- Nic nie trwa wiecznie - powtórzył Richie. (...)
- Może z wyjątkiem miłości - rzekł Ben.
- I pragnień - dodała Beverly.
- A co z przyjaciółmi? - zapytał Bill i uśmiechnął się.
Nikt się tu nie spodziewa jedzenia. Gdyby ludzie chcieli tylko zjeść, to zostaliby w domu, prawda? Przychodzą tu dla nastroju. Żeby przeżyć coś specjalnego. Tu nie chodzi o gotowanie, Bill.
I cóż z tego, że miał co jeść? Cóż za głupcem jest ten, który sądzi, że dostatek może dać szczęście.
Nie mogli umrzeć, nie zaznawszy szczęścia, nie zaspokoiwszy pożądania, nie spełniwszy po raz ostatni przed śmiercią nakazu życia, które zmusza stwarzać życie. Zwątpiwszy we wszystko, kochali się nad grobem.
Bóg wcale nie stworzył nas na swoje podobieństwo: moze to my stworzyliśmy Boga na nasze podobieństwo.
W pracy otaczało mnie mnóstwo ludzi. Większość z nich co prawda nie żyła, ale ich obecność i tak dodawała mi otuchy.
Mam nadzieję, że dzięki lekturze moich podwodnych rojeń zyskaliście kilka marzeń, garść przemyśleń i chęć, by dzielić się nimi z przyjaciółmi, a może nawet nowy sposób patrzenia na istoty, których wcześniej nie zauważaliście, ochotę, by ich słuchać, poznawać je i chronić.
Działać, tworzyć, borykać się z przeciwnościami, pokonywać je lub być pokonanym - na tym polega radość i zdrowie ludzkie!
Pieniądz byłby bardzo głupim wynalazkiem, jeśliby go nie można było wydawać.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl