Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "przy proza ludzie", znaleziono 12

Duchowny widział takie małżeństwa już wielokrotnie. Pośpieszne, podsycane żarem seksualności i pozbawione bliskości jednocześnie. Kiedy przychodziła proza życia, takie związki pękały, a razem z nimi ludzie.
Niech wam będzie na szczęście, ludzie kamienni, co nie miłujecie pieśni, śmiejecie się z poezji, wyszydzacie uczucie i wierzycie w rozum tylko, nikt z tych, co cierpią sercem, na waszą prozę się nie pomienia. A jeśli świat ma się przerobić wedle waszej formy i programu, błogo nam będzie umierać, abyśmy go nie widzieli.
Byli malkontenci, którzy twierdzili, że teksty generowane przez boty pozbawione są pierwiastka twórczego i ludzkich emocji. Wskazywali na wady prozy tworzonej przez sztuczną inteligencję, a zwłaszcza poezji, nazywając powstałe utwory przypadkowym zbiorem fraz, którym ludzki umysł przypisuje sensy i emocje, których tam nie ma. Dzieje się to na takiej samej zasadzie, jak dopatrywanie się w przypadkowym układzie skał na Marsie rysów ludzkiej twarzy albo dostrzeganie pięknego obrazu w plamie oleju na kałuży.
Rudolf nie odmawiał racji krytykom literackim czy malarskim, ale zadawał sobie pytanie, czy to cokolwiek zmienia. Nie znał się wprawdzie na poezji i nie widział różnicy między wierszem ułożonym przez człowieka a wierszem ułożonym przez maszynę, obydwa były dla niego przypadkowym zbiorem fraz, ale lubił prozę i według jego oceny proza tworzona przez sztuczną inteligencję nowej generacji nie była gorsza od tego, co tworzyła większość ludzi, nie wyłączając pisarzy.
Wiedząc o tym, jak szybko nudzi się sam seks, choćby najbardziej wymyślny, Rudolf naciskał na włączenie w zakres funkcjonalności botów umiejętności generowania opowieści, którą nazywał funkcją Szeherezady. Miał rację. Boty z funkcją Szeherezady cieszyły się większym powodzeniem i dłużej były z klientami.
W większości pustych domów panuje atmosfera grozy. Nie mury tworzą dom, a mieszkający w nich ludzie. Budynki jako takie są martwe.
Może dlatego wyprawa doszła do skutku. Jej prawie daremność, jej groza, były dostatecznie wspaniałym wyzwaniem, aby znaleźli się ludzie gotowi je podjąć.
Raz po raz dowiadywaliśmy się o niewyobrażalnych rozmiarach grozy, którą wywołała ta wojna. Piekło musiało być w tym czasie puste, bo jego demony przebywały wśród nas, wielbione przez masy ludzi, którzy niszczyli się wzajemnie.
Tata był taki sam: ludzie opuszczali Fontana freda, a on pozostał na miejscu, porzucony, z kawałkiem serca zziębniętym na mrozie, jego duch był jak pole leżące odłogiem, porosły go chwasty. (s.70)
Ludzie bowiem mogą zamykać oczy na wielkość, na grozę, na piękno, i mogą zamykać uszy na melodie albo bałamutne słowa. Ale nie mogą uciec przed zapachem. Zapach bowiem jest bratem oddechu. Zapach wnika do ludzkiego wnętrza wraz z oddechem i ludzie nie mogą się przed nim obronić, jeżeli chcą żyć. I zapach idzie prosto do serc i tam w sposób kategoryczny rozstrzyga o skłonności lub pogardzie, odrazie lub ochocie, miłości lub nienawiści. Kto ma władzę nad zapachami, ten ma władzę nad sercami ludzi.
Niegdyś zorza polarna aurora borealis, napawała ludzi grozą. Sądzono, że owe tańczące światła to dusze zmarłych, że nie powinno się o nich mówić. Gdyby pod nimi zacząć śpiewać, zstąpiłyby na ziemię, oplotłyby człowieka świetlnymi ramionami i porwały do nieba. (s.49)
Piątego grudnia tysiąc dziewięćset czterdziestego siódmego roku do zatoki Nagajewo wszedł parowiec Kim z ładunkiem ludzi - trzema tysiącami więźniów. W drodze więźniowie wszczęli bunt i naczalstwo podjęło decyzję zalania wszystkich ładowni wodą. Wszystko to przeprowadzono przy czterdziestostopniowym mrozie.
Widziałem to drżenie pod milionem kołder, ten łopot serc ludzi wstających wcześnie do pracy, wściekłych albo zawziętych, rojących tę samą nadzieję, że tym razem to się nie zdarzy, noc będzie trwała i trwała, coś się zepsuje w niebieskim mechanizmie. Groza błękitniejącej ciemności, stygmat monotonii, powtarzalności i powszechnego obłędu.
Wierzyłam bez reszty słowom pociechy, hojną ręką rozrzucanym na prawo i lewo nie wiem przez kogo, i szykowałam się do przetrwania zimy, ażeby być we względnej formie na wielką chwilę powrotu mego ukochanego. Dla utrzymania się też w możliwej formie psychicznej postanowiłam, tak jak obiecywałam przy pożegnaniu, zapamiętać, zatrzymać i utrwalić wszelkie zabawne przygody, które przytrafiły się czy to mnie, czy komuś z naszych bliskich. Przyszło mi to dość łatwo tylko dlatego, że wszyscy moi wyszli z wrześniowych opałów obronną ręką, trochę tylko stłamszeni fizycznie, a bardzo moralnie. Na rychłe więc spotkanie z mężem szykowałam nie kończącą się opowieść pod tytułem: "Jak Zagłoba w chlewiku". Miałam ją snuć wieczorami wtulona w jego ramiona. O tym, jak przedstawiała się rzeczywistość okupacyjna, mój mąż i tak będzie się mógł dowiedzieć z masy książek, które na pewno zostaną napisane i które przekażą potomności przeżycia okupowanego kraju we wszelkich aspektach. Wiedziałam już wtedy, że będą to książki mrożące krew w żyłach, książki o cierpieniu ponad miarę, pokazujące bez osłonek okropności wojny. Uspokoiwszy się więc, że i mój mąż, i cała ludzkość o tym, jak było, zostanie poinformowana przez ludzi o wiele mądrzejszych ode mnie, postanowiłam zbierać tylko wspomnienia zabawne i śmieszne. Takich wypadków przytrafiało się wiele i niejeden raz groza sąsiadowała z groteską.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl