Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "smierci i samo", znaleziono 40

Po co próbować rozumieć coś, co samo z siebie jest poplątane? To, co przychodzi, pojawia się kosztem tego, co odchodzi; taka jest natura tego świata. Nie ma nic złego w tym, że się znosi to, czemu nie można zapobiec; szczęście i zbawienie nie od nas zależą. To, co chcę powiedzieć, jest proste i bolesne, ale trzeba, byśmy oboje się z tym pogodzili. Czym jest życie i czym jest śmierć? Jedno jest warte drugiego i wzajem się znoszą.
Trzy największe religie monoteistyczne ożywia jednakowy popęd śmierci, trudno się zatem dziwić, że odnajdujemy w nich tę samą obsesyjną wrogość: nienawiść do rozumu i inteligencji; nienawiść do wolności; nienawiść do wszystkich książek, z wyjątkiem jednej księgi; nienawiść do życia; nienawiść do seksu i rozkoszy; nienawiść do kobiet i kobiecości; nienawiść do ciała, pragnień i popędów.
W tym momencie rozpoznał sylwetkę Gaelle, która stała nad wodą. Jeszcze bardziej krucha, szczuplejsza niż zwykle. Nawet w deszczu, pod gąbczastym, szarym niebem, wydawała mu się spalona słońcem. Słońce, które hipnotyzowało bohatera "Pieśni Maldorora", gdy zabijał swoje ofiary, to samo, które oślepiało Meursaulta w "Obcym", kiedy naciskał na spust. Wielkie białe słońce śmierci. Zaznała tego ognia, gdy zabijała Mumbanzę i jego ludzi. Teraz wypalało ją od środka.
Nagle już wiem, dlaczego tutaj jestem. Dlaczego wciąż tu trwam. Z tą samą pewnością, z jaką raptem wiem, że pewnego dnia stąd zniknę, i te dwa odkrycia zderzają się w mojej głowie, aż zaczyna mi się w niej kręcić. Istnieje przyszłość po tym życiu i to olśnienie jest prawie tak szokujące jak moja śmierć. Myśl o tym, że muszę zostawić bliskich, jest nadal równie przerażająca jak wtedy, gdy skończyło się moje życie, ale już nie potrafię się temu dłużej opierać. Już to czuję. Jasne światło śmierci, uporczywy blask i ciepło tuż poza moim zasięgiem. Było tam od chwili, gdy umarłam, ale aż do teraz nie zwracałam na nie uwagi, pochłonięta sprawami świata, z którego pochodzę, i ludźmi, którzy na nim zostali.
Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci - zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.
"Jakim trzeba być człowiekiem, żeby napadać na kobietę przy użyciu broni sporządzonej z laski - z rodzaju tych, których używa się w szkołach do karcenia niesfornych dzieci - i części gorsetu? Intymnego składnika garderoby damy z wyższych sfer, który ściskał jej ciało, by wpasować je w ośmieszające suknie, sprowadzając ją do roli ozdóbki podatnej na omdlenia, i fundując grożące śmiercią obrażenia wewnętrzne?"
Kości wszystkich nas po śmierci wyglądają tak samo, a jednak człowiek potrafi z drugiego człowieka uczynić podnóżek, by wspiąć się po władzę, a gdy już osiągnie swój cel, nie zawaha się go zabić,
W tradycji żydowskiej ci, którzy odwrócili się od nakazów Elohim, odwracając się od drugiego człowieka, kończą w miejscu spustoszenia, szeolu, będącym odpowiednikiem chrześcijańskiego piekła. Dałabym wiele, by choć
na chwilę tam zejść i zapytać tych
zbrodniarzy wojennych, czy warto
było porzucić swoje człowieczeństwo
na ziemi.
Osiemnastowieczni filozofowie, tak samo jak średniowieczni scholastycy, kurczowo trzymali się wiedzy objawionej i nie chcieli albo nie potrafili nauczyć się z historii niczego, czego nie dało się, za sprawą jakiegoś pomysłowego figla splatanego umarłym, pogodzić z ich wiarą. Ich wiara, podobnie jak wiara, która ożywiała wszystkie wieki, zrodziła się z ich doświadczenia i pragnień; a ponieważ ich doświadczenie i pragnienie znajdują się w śmiertelnym konflikcie z tradycją , uznaną i wciąż potężną filozofią, za którą stał Kościół i państwo, artykuły ich wiary w każdym punkcie stanowiły zaprzeczenie tejże uznanej filozofii. Podstawowe artykuły religii oświecenia można sformułować następująco: 1) człowiek nie jest zły z przyrodzenia; 2) celem życia jest samo życie, dobre życie na ziemi zamiast uszczęśliwiającego życia po śmierci; 3) człowiek jest zdolny, biorąc za przewodnika wyłącznie światło rozumu i doświadczenie, do doskonałego życia na ziemi; 4) pierwszym i podstawowym warunkiem dobrego życia na ziemi jest uwolnienie zmysłów z więzów ignorancji i przesądów, a ciał z ucisku samowolnej władzy. Z takim oto credo musiały się zgadzać owe „stałe i uniwersalne zasady natury ludzkiej”.
Opowiem wam, co czuje człowiek, gdy wie, że jest gotów na śmierć. Długo śpi, a kiedy się budzi, pierwszą myślą jest pragnienie, by móc wrócić do łóżka. Przez cały dzień nic nie je, ponieważ jedzenie jest czynnością, która go tu zatrzymuje. Sto razy czyta tę samą stronę. Przewija swoje życie jak kasetę wideo i widzi rzeczy, przy których płacze, widzi rzeczy, przy których się załamuje, ale nic, co skłoniłoby go do oglądania dalszego ciągu. Zapomina się czesać, myć, ubierać. A potem pewnego dnia dochodzi do wniosku, że zostało mu tylko tyle energii, by zrobić tę jedną monumentalną rzecz, i ogarnia go spokój. Nagle po raz pierwszy od miesięcy zaczyna liczyć chwile. Nagle ma tajemnicę, która rozjaśnia jego twarz uśmiechem i ludzie mówią, że wygląda wspaniale. choć czuje się jak muszla - krucha, gotowa rozpaść się na tysiące kawałków.
To jedna z najsmutniejszych i najczęściej wypieranych twardych prawd życia: miłość rzadko kiedy znajduje swój happy end. Niemal zawsze zaczyna się od kulminacji, a kończy w ziejącej pustce. O ileż milej by było, gdyby rzecz miała się odwrotnie. Gdyby człowiek poznawał kobietę, którą uważałby za niezbyt atrakcyjną fizycznie i właściwie nie byłby nią zainteresowany. Kobietę, która by go denerwowała swoimi głupimi przyzwyczajeniami i marudzeniem. a potem, niemal niepostrzeżenie, z biegiem lat, zacząłby ją coraz bardziej cenić, coraz bardziej się nią interesować, zaczęłaby mu się wydawać coraz bardziej sexy, a na koniec zakochałby się w niej i tak by już zostało. Aż do chwili - o szczęśliwe zrządzenie losu! - kiedy obydwoje tej samej nocy spokojni i zadowoleni zasnęliby na zawsze.
Oczywiście tam, gdzie jest słowo "kobieta" albo "ona", równie dobrze mogłoby być napisane "mężczyzna" i "on".
Stwórca zdecydował jednak inaczej. Nie tylko dla miłości wykoncypował odwrotny przebieg, ale też właściwie dla całego życia: zaczynamy jako dziecko, małe, nic niewiedzące i radosne, punkt kulminacyjny osiągamy między piętnastym a trzydziestym piątym rokiem życia, a potem już tylko pięćdziesiąt lat równi pochyłej w stronę śmierci. Liczby mogą się różnić w zależności od osoby, ale z grubsza dla wszystkich jest to samo. Rzadko kiedy widzi się stare małżeństwo, które szczęśliwe i zadowolone, trzymając się za ręce, idzie spacerkiem ku kresowi życia. A potem, dla jednego z nich, tego, który umrze później, i tak zaczyna się smutny koniec.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl