Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sobie a spacer", znaleziono 15

Ty sobie nie dajesz rady z płaczącymi kobietami, a ja nie radzę ze spacerami u boku księcia.
Spacer po królewskim Londynie jest punktem obowiązkowym każdej pierwszej wizyty, a także kilku kolejnych.
Długie spacery skłaniają mnie do rozmyślań nad swoim życiem, a moje życie skłania mnie do płaczu.
Poszła inną drogą niż zwykle, bo potrzebowała odmiany, a nawet taki drobiazg jak zmiana trasy spaceru był w jej uporządkowanym i dość nudnym życiu pewną atrakcją.
Widywałem koty na dworze, ale nigdy nie spacerowały z ludźmi, tylko samotnie. A pieski prawie zawsze chodzą na spacery w towarzystwie ludzi. To tylko jeden z wielu powodów, dla których psy są lepszymi zwierzakami niż koty.
Pamiętasz nasz pierwszy spacer? Opowiedziałaś mi o miłosójkach i o tym, że zawsze rozpoznają śpiew swojego partnera, nawet jeśli los rozdzielił je na wiele lat. Moje serce zna twoją pieśń, a twoje zna moją.
Jak być sobą, a nie tylko trybikiem w maszynerii technokracji? Zamiast wspinać się, by zdobyć szklaną górę organizacji, lepiej wybrać spacer na łagodny płaskowyż, z którego przed każdym rozpościerają się te same widoki na przyszłość - horyzonty do wypełnienia.
Najbardziej przerażała mnie możliwość spotkania żmii, a na myśl o wilkach i dzikach dostawałam palpitacji serca. Nie wspominając o kleszczach. Zgodnie z maksymą "strzeżonego Pan Bóg strzeże" wolałam więc ograniczyć spacery do minimum.
Czułem się trochę jak w Procesie Kafki. Od kilku godzin usiłowałem wytłumaczyć wszystkim, że nie jestem wielbłądem. A ci debile nie dość, że mnie nie słuchali, to jeszcze chcieli posadzić mi na plecach amerykańskiego turystę i wysłać na spacer wokół piramid.
To nie było tak jak dziś, że wiesz, rodzina, wspólne spacery i czytanie bajek na dobranoc. Ojca ciężko było w domu zobaczyć. Wpadał wieczorami, a rano, jak jeszcze spaliśmy, wyłaził do roboty. Raz na ruski rok zabrał nas do kina czy na grzyby.
Jeśli w jej życiu kryło się coś strasznego, to fakt, że nie miała nikogo naprawdę bliskiego. Kogoś, kto by na nią czekał, kiedy wracała do domu, i komu mogłaby opowiedzieć jak minął dzień. Kto w niedzielny poranek wypiłby z nią w łóżku cappuccino, a pod wieczór poszedłby na spacer nad morze.
Czyniąc jeszcze jeden cyniczny krok w głąb, zaczął wręcz powątpiewać, czy naprawdę są małżeństwem. Idąc za tym, niecodziennie zabrzmiało dla niego ich stwierdzenie, że wstali dziś wcześnie, zatem wybrali się na spacer po kąpieli a przed śniadaniem. Tsuda, gryząc w zębach wykałaczkę, wciąż stał w tym samym miejscu i choć obserwował ich z pewnej odległości, dobrze słyszał ich rozmowę z urzędnikiem.
Czy to możliwe, żeby w końcu wszystko toczyło się tak, jak chce tego Nami, a nie przeciwko niemu? Że może jednak mógłby wieść zupełnie spokojne, nudne, zwyczajne życie? Że Duch Jeziora w końcu się zmęczył i dał mu spokój? Że w końcu mógłby mieszkać z kimś, kto go kocha, i raz na jakiś czas sam o czymś zdecydować? Wystarczyłyby małe sprawy, na przykład czy pójść na spacer, czy raczej zagrać w piłkę z chłopakami ze wsi, a może po prostu położyć się na łóżku i patrzeć w sufit aż do bólu oczu. Albo żeby jeszcze kiedyś zobaczyć mgłę. Takie maleńkie kawałeczki szczęścia, zupełnie by mu to wystarczyło.
Zapada zmrok. Zarzucam kurtkę na plecy i wychodzę z domu, zabierając ze sobą słuchawki. Idę przed siebie, wzdłuż ulicy. Mijam żółte światła latarni, a ich blask mąci mi w oczach. Zostaję wprowadzony w lekki trans. Przestaję myśleć o swoich nogach, które przemierzają kolejne metry i o samochodach przejeżdżających obok mnie. Staram się nie myśleć o niczym. Pragnę, by ten nocny spacer otrzeźwił mnie na tyle, bym nazajutrz mógł racjonalnie myśleć i nie zamęczać się wszystkim tym, co nieustannie bombarduje mój umysł.
Ania miała  dwójkę dzieci, chłopców. Jeden miał może pięć lat, drugi niespełna rok. Pięciolatek czuł sympatię do polskiej opiekunki. Był jej  ciekaw. Gdy zaproszona na jego urodziny wręczyłam mu urodzinowe pudełeczko z misiami Haribo, na zawsze pozostałam w jego  sercu. Zostawił ojca skręcającego urodzinowy rower. Otworzył  pudełeczko, a wtedy wysypały się misie. On ucieszony zbierał je,  mówiąc: „Aż tyle?”. Świat poza misiami Haribo na chwilę przestał dla niego istnieć. To on czynił nasze spacery znośnymi. A nawet przyjemnymi. Spotykaliśmy się w parku pod zamkiem i chodziliśmy dróżkami w normalnym tempie. Chłopiec zrywał dla nas  kwiaty. Raz stokrotkę dostawała Aleksandra, raz ja. Cieszył się  przy tym i pilnował, żeby każda z nas dostała po równo.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl