Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sobie szkole", znaleziono 125

W naszej szkole nie zagrzewały miejsca nawet infekcje.
Jak to mówili w szkole? Prawo optima: było i ni ma.
Ronan szarpnięciem poluzował krawat.
- Pracujesz po szkole? - spytał
- Ze śniącym.
Wytrzymał spojrzenie Ronana nad drzwiami szafki.
W szkole nagle zrobiło się lepiej.
W przedszkolu marzy się o szkole. W szkole marzy się o studiach. Na studiach marzy się o pracy. A jak dostaje się już tę marną pracę, to się zachodzi w głowę, co tak nie pasowało w tym przedszkolu.
Choćby cie smażono w smole, nie mów, co się dzieje w szkole.
To cieszy, gdy dzieci lubią to, czego się uczą w szkole, prawda?
W szkole nigdy nie należy dać się nakryć na płaczu. To oznaka słabości.
Wszystko, co przydarza jej się w szkole, wyładowuje na nas w domu, jakby to była nasza wina, że ją dręczą.
Jak mawiały siostry w mojej szkole, okazji do grzeszenia w tej dziurze jest jak na lekarstwo.
Zimno­krwistym chujem nie zostaje się dlatego, że ktoś ci w szkole podprowadził wrotki...
Przy problemach zupełnie nieistotnych, jak na przykład oceny w szkole, mama zachowuje się bardzo nerwowo.
Moja mama, która przez pół życia uczyła matematyki w szkole podstawowej, dyrygowanie miała we krwi.
„Bo ciebie w gimnazjonie uczyli szermierki, a jego w zakonnej szkole nauczyli zabijać. Czujesz różnicę?”
Wszyscy mężczyźni w naszej wiosce mogą uczyć się w szkole i pracować, ale my, dziewczyny, idziemy za nich, zaraz jak mamy czternaście lat.
Młody Polak, którego w szkole uczono, że społeczeństwo jego zachowało się w czasie okupacji wzorowo, a który znalazłszy się za granicą naczytuje się o dobijaniu w Polsce przez chłopów zbiegłych obozowców, ma do wyboru albo przyjąć, że za granicą działają "siły", które -nie wiadomo czemu- uwzięły się na jego naród, albo że w szkole uczono go kłamstw.
Kiedy nie wiesz, o co zapytać dziecko, bo nie macie żadnych tematów wspólnych, pytasz, jak było w szkole. Męża pytasz, jak było w pracy. Proste.
– Ale... no... przecież... niedostatki, straszliwe zagrożenia, codzienne narażanie życia...
Saveloy ucieszył się wyraźnie.
– Więc pan też uczył kiedyś w szkole?
- Nie zaczynałem jako barbarzyńca. Kiedyś byłem nauczycielem w szkole. (...) Ale zrezygnowałem i postanowiłem zarabiać na życie mieczem.
- Chociaż wcześniej przez całe życie był pan nauczycielem?
- Przyznaję, wymagało to zmiany perspektywy.
- Ale... no... przecież... niedostatki, straszliwe zagrożenia, codzienne narażanie życia...
Saveloy ucieszył się wyraźnie.
- Więc pan też uczył kiedyś w szkole?
Mój dziadek mawiał, że w szkole najważniejsze są dwa przedmioty - przysposobienie obronne, żeby nauczyć się strzelać, i historia, żeby wiedzieć, do kogo.
Byłem wrażliwy na kobiece wdzięki. W szkole średniej zakochiwałem się co drugi dzień w innej, aż matka zabroniła mi chodzić na imprezy.
Jeśli nie masz projektu, który musisz skończyć - oraz kilku przyjaciół, którzy cię strzegą - biblioteka jest dla ciebie najlepszym azylem: to najbezpieczniejsze miejsce w szkole.
Uciekających chuliganów goniły z mieszkania wrzaski Szczepańskiej. Następnego dnia milicja szukała w szkole winowajców. Nie znaleźli. Patologia? Nie. Marymont.
Brutalna prawda o szkole jest taka, że jeśli nauczyciel nie czuje się pewnie, to uczniowie momentalnie to zauważą i wykorzystają. Sprawdza się zarówno w przedszkolu jak i na wyższej uczelni.
Nie byłem dobrym uczniem. Zawalałem naukę, dlatego, że mogłem. Byłem najlepszym sportowcem w szkole i wykorzystywałem to skwapliwie, by chodzić do niej w kratę, nie uczyć się, bimbać.
- Monty spisał się nie najgorzej. Chłopak ma w szkole celujące oceny.
- To twoim zdaniem kryterium wzorowego ojcostwa? Fakt, że dziecko dostaje dobre stopnie?
To miał być pierwszy dzień w nowej szkole. Co prawda dziadek mówił, że nauka na wyspie to prawdziwa przyjemność, to samo powtarzała Sasza, ale Matylda czuła niepokój.
- Dlaczego przed wojną wszystko było lepsze?
- Wszystko jest dobre pewnego dnia, jeśli się już dokładnie nie pamięta. To jest właśnie ta mądrość starców, o której uczyłaś się w szkole. (Sowa..., Weronika/bohater, s. 279)
Byłem miejscowym popychadłem, z którym nikt się nie liczył. Ani w szkole, ani przed blokiem. Miałem kilku nic nieznaczących kolegów, ale nikogo, kto tak naprawdę mógłby obronić mnie przed całym złem tego świata.
Minęło pięć lat od tej szkolnej wycieczki, zanim mama powiedziała jej: "Polscy sąsiedzi z Radziłowa mordowali Żydów, każdy to wie, ale nikt się do nie przyzna". W szkole nigdy się tego nie dowiedziała.
Do tej pory zawsze ktoś jej mówił, co ma robić: rodzice, pani w szkole, szef, facet, z którym mieszkała. Teraz była wolna. Sama wyznaczała sobie zadania i dbała o to, by miały sens.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl