Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "zlatko musi", znaleziono 18

(...) miłość to niewola, to klatka.
Złota klatka nadal jest klatką.
Złota klatka nadal jest klatką.
Żyła w złotej klatce, co nie zmienia faktu, że wciąż była to klatka.
To bez różnicy, czy nas biją, czy rozpieszczają, czy nas tuczą, czy głodzą, czy mieszkamy w brudzie, czy w luksusie. Klatka zawsze pozostanie klatką.
- Nie możesz tak sobie budować lepszego świata dla ludzi. Tylko ludzie mogą zbudować lepszy świat dla ludzi. W przeciwnym razie to klatka.
Słowa Zawulona to klatka, w środku klatki jest zasadzka, w środku zasadzki pułapka, a w pułapce zatruty przysmak.
Zgodnie z podstawami pierwszej pomocy, resuscytacji krążeniowo-oddechowej nie wykonuje się, gdy klatka piersiowa i głowa poszkodowanego leżą oddzielnie.
"Miłość to też nie złota klatka. To również nie przemoc. Miłość to wolność, uśmiech na twarzy, tak  silne pragnienie bliskości drugiej osoby, że nie jesteś w stanie nad nim zapanować."
"Jedyną rzeczą okrutniejszą od klatki tak małej, że ptak nie może wzbić się w powietrze, jest klatka tak wielka, że ptakowi wydaje się, że może latać. Tylko potwór mógłby zamknąć tu ptaka i mienić się miłośnikiem zwierząt."
Kiedy serce człowieka jest jak klatka, z której uleciały wszystkie mroczne ptaki, jest wolny, jest lekki. I chce, żeby jego sępy wróciły. Tęskni do swoich zwykłych walk, do swoich bezimiennych, próżnych wysiłków, do swojego gniewu, cierpienia i grzechów.
Dziewczyno! Miałaś 19 lat, a zachowywałaś się jak 10-latka. Trzeba było zrobić mu taką samą awanturę, jak on tobie. Ochrzanić go, że się tak zachowuje. Przypomnieć, że jesteś dorosłym człowiekiem i nie życzysz sobie takiego traktowania. A nie przepraszać za to, że masz hasło w komputerze i tłumaczyć się, gdzie jesteś. Rozumiesz?
Poeta:
Po całym świecie możesz szukać Polski, panno młoda, i nigdzie jej nie znajdziecie.
Panna Młoda:
To może i szukać szkoda.
Poeta:
A jest jedna mała klatka -
o, niech tak Jagusia przymknie rękę pod pierś.
Panna Młoda:
To zakładka gorseta, zeszyta troche przyciaśnie.
Poeta:
A tam puka?
Panna Młoda:
I cóz za tako nauka?
Serce!?
Poeta:
A to Polska właśnie.
W naszym życiu bardzo dużo zależy od tego, kto nas bił po łapach przy śniadaniu, gdy byliśmy dziećmi. To znaczy kim był ojciec, kim była babka, kim pradziadek. Skąd się w ogóle wzięliśmy. To jest bardzo ważne. I ten, kto cię bił po łapach przy śniadaniu, kiedy miałaś cztery latka, i ten, kto potem kładł Ci pierwszą książkę na stoliku nocnym czy pod choinką. Te książki, które dostawałem, w ogromnym stopniu mnie ukształtowały. To znaczy nauczyły mnie czegoś - nawet wiem czego: dały mi wrażliwość. Też chyba wiem na co.
W tym powracającym śnie Ewa rozmawiała z Markiem. Nie mogła powtórzyć słów, pamiętała sens. Tłumaczyła Markowi, że zawsze go kochała. Żeby był tego pewien i nigdy w to nie wątpił. Mówiła, że źle wtedy zrobiła. Dała mu klapsa, kiedy nasiusiał w majtki. Za mocno. Marek patrzył na nią wielkimi oczami i nic nie rozumiał. Mówił, że tego nie pamięta. Oczywiście, że nie mógł pamiętać. Miał niecałe dwa latka. Półtora roczku. Ale ona pamiętała. I nie mogła zapomnieć. Jednocześnie chciała i nie chciała pozbyć się tego wspomnienia. Ponieważ to wspomnienie w bolesny sposób, ale jednak łączyło ją z synem. Marek był taki mądry i posłuszny. Od maleńkości. Tak ładnie mówił. Całymi zdaniami, jak mało które dziecko w tym wieku. Ale jej się wydawało, że tym bardziej powinien wołać na nocnik. Ona na pewno wołała, kiedy skończyła roczek.
Diabeł wrócił do Weroniki. Może wcale jej nie opuszczał, tylko się przyczaił, ukrył w ciemnym zakamarku. Umościł sobie gniazdo, bo było mu w jej ciepłym ciele dobrze. Nieczysty, odwieczny oszust, książę łgarzy. Teraz wycharczał zduszonym głosem swoje imię: Mastema. Co po hebrajsku znaczy: Nienawiść.
Kacper Kitowski patrzył, jak jeden z mężczyzn w amoku podniecenia ściska rudowłosą dziewczynę za szyję. Należał do tych, których Kitowski nie znał ani z nazwiska, ani z zawodu. Ani nawet z widzenia. Nie bywał z nim na wspólnych sesjach, nie jadał z nim wieczerzy. Przed sesją słyszał, jak zwracano się do niego imieniem Maciej. Twarz tego człowieka mignęła mu w przelocie, kiedy wysiadał z auta. W tej chwili tak jak wszyscy nosił maskę. Krępy, niewysoki. Plecy i klatka piersiowa porośnięte czarnymi, kręconymi kłakami. Przesycony testosteronem. Najbliżej Kitowskiego stał Bożydar Kiepura, wicedyrektor banku, w którym wydawnictwo Nowy Świt miało konto.
Rudowłosa dziewczyna wpadła w drgawki, po czym znieruchomiała. Maciej trzymał ją mocno za gardło, rzężąc i kwiląc. Cezary złapał go wpół i próbował odciągnąć.
– Puść ją! No puszczaj!
Maciej nie puszczał, stękał i dygotał. Ktoś inny walił go po rękach. Kitowski był jak sparaliżowany, nie drgnął.
– Maciej, przestań! Dosyć.
No i wybuchla afera… Ktoś wywołał wykradziony z pracowni fotograficznej film, na którym - klatka po klatce, z wyjątkiem ostatniej - były po dwa fiuty wystające z rozporków. Jeden - ten zawsze większy - to był fiut drużynowego druha Tomasza,a inne po kolei chłopaków z drużyny, gdyż druh Tomasz postanbowił udokumentować nasz biwakowy konkurs,który polegał na tym: kto ma najmniejszego fiuta. Druh osobiście mierzył linijką, a Piasek zapisywał wyniki do zeszytu. .Wygrał Łysica z drugiej klasy, bo wpadł na pomysł i nikomu go nie zdradził: żeby tuż przed mierzeniem włożyć interes do wiadra zimnej wody. Tak mu się skurczył, że początkowo wydawało się, że wynik będzie zerowy, ale w koncu nabiło 3 centymetry i druh Tomasz ogłosił Łysicę zwycięzcą. Zacząłem szukać telefonu do Stalina od gabinetu ojca. Doszedłem bowiem do wniosku, że skoro telefon do Bieruta był mniejszy niż reszta telefonów w Komitecie, to telefon do Stalina musi być jeszcze mniejszy; pewnie dlatego, żeby go latwie można było ukryć, a może panowala taka zasada, że im telefon do kogoś ważniejszego, tym jest mniejszy. I może z kolei na biurku Stalina stoi telefon całkjiem malutki do kogoś ważniejszego od niego samego. Wtedy przypomn iałem sobie co mówila mi moja opiekunka, że najważniejszy ba świecie jest Pan Bóg i zaraz wszystko ulożyło mi się w logiczną całość, czyli że telefon do Boga jest taki mały, że może niewidoczny; tak jak mówiła opiekunka, że wystarczy powiedzieć coś w myśli do Boga i on już wszystko wie. Podczas jazdy z obozu po chlew do wsi, widziałem jak żmije wygrzewały się na piaszczystej drodze. Ojciec, proweadząc gazik, jechał nieubłaganie prosto i nie omijał nawet jednego lba żmii leżącej na skraju drogi. Nieruchoma przed nami droga zaraz się ożywiala za naszym przejazdem. Patrzyłem z zachwytem na przemian to przed siebie, to - klękając na tylnym siedzeniu - za siebie; fascynowała i zarazem przerażala mnie ta nagła zmiana drogi z martwej w żywą.
Jezu… Patrzyła na jego piękną twarz, na długie rzęsy, rzucające ciemne cienie na śniadą skórę policzków. Jak mogła być taka łatwowierna i naiwna… W ogóle go nie znała, a zapatrzona w jego zniewalającą powierzchowność, zaczęła już sobie wyobrażać, że spotkała tego swojego jedynego, wymarzonego… Spotkała… Potwora… Spojrzała na jego szeroką klatkę piersiową, która unosiła się i opadała w równym rytmie. Patrzyła z bardzo bliska na jego blizny, które wyglądały tak, jakby ktoś pociął go ostrym nożem. Chwila… Nie ktoś, tylko jego ojciec… O Boże… To straszne… ale… nie mogło jej być go żal. On sam był potworem. Zabójcą. Była pewna, że ją zabije. Tak jak zabił te inne dziewczyny, o których czytała w gazecie. Uniosła głowę i spojrzała na niego. Spał twardym snem. Miał na sobie tylko dżinsy. Nagle przyszło jej do głowy, że może mieć w kieszeni telefon komórkowy. Powoli, starając się nie oddychać, włożyła rękę pod koc i dotknęła go delikatnie na wysokości bioder. Niestety. Kieszenie miał puste. Poczuła pod powiekami pieczenie i zagryzła wargi w bezsilnej rozpaczy i jednocześnie złości. Uniosła się wyżej i nagle zobaczyła, że na starym, obdrapanym krześle leżą kluczyki od samochodu i jego telefon. Boże… Jak miała tam sięgnąć, skoro była z nim skuta kajdankami i w dodatku nadal przygniatał ją swoim ramieniem? Jednak, to była jej jedyna szansa. Najpierw musiała sprawdzić, czy on na pewno śpi. Pochyliła się nad jego twarzą i dotknęła go lekko palcami dłoni. Mruknął coś przez sen i dalej oddychał spokojnie i miarowo. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i popatrzyła w jego zamknięte oczy. Jego oddech nie zmienił się, a klatka piersiowa nadal miarowo unosiła się i opadała. Zmierzyła wzrokiem odległość pomiędzy swoją wyciągniętą ręką a oddalonym nieco krzesłem, na którym leżał jej jedyny ratunek. Przekręciła się pod jego ręką, cały czas pamiętając, że lewy nadgarstek ma unieruchomiony. Położyła się lekko na nim, starając się robić to bardzo powoli. On coś zamamrotał, a wtedy momentalnie znieruchomiała. Lecz nadal spał, wzdychając głośniej i kładąc wolną rękę wysoko nad swoją głową. Wtedy zdecydowała się wykonać jeden szybki ruch i po chwili miała już telefon w ręku. Miała wrażenie, że zaraz się udusi, bo musiała zapanować nad spazmatycznym oddechem, który zaczynał ją ogarniać. Zacisnęła zęby i wybrała szybko numer 112, bo z nerwów nie była w stanie przypomnieć sobie jakiegokolwiek innego numeru. I sama nie wie co się właściwie stało, ale nagle poczuła mocne szarpnięcie za włosy i już leżała, przygnieciona jego potężnym ciałem, a przed oczami migał jej kolorowy ekran komórki, którą machał tuż przed jej twarzą. - Masz mnie za idiotę Ewo? – Pokręcił głową i patrzył w jej przerażone oczy z łagodnym uśmiechem, który wzbudzał w niej jeszcze większy strach.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl