Jestem trochę zaskoczona, bo akurat po tej książce spodziewałam się wielkiej klapy, a nie było aż tak źle. Nie byłam wielką fanką tej lektury, przyznaję. Przerabianie jej w szkole i wyciąganie wszystkiego co najlepsze również nie dodało jej uroku, pamiętałam ją jako strasznie nudną, a imię głównego bohatera (przepraszam w tym momencie wszystkich Zenonów na świecie) budziło we mnie śmiech, bo pies mojej ciotki tak się wabił, a było to strasznie pokraczne zwierzę.
Trochę mnie dziwi moja dziecięca niechęć do tej lektury, historia nie jest aż taka beznadziejna. Problematyka może łopatologicznie przedstawiona, ale nieszkodliwa dla młodych umysłów. Najmocniejszym elementem jest dla mnie relacja Uli i jej ojca, bo zupełnie zapomniałam przez te lata dlaczego ona wyglądała tak a nie inaczej.
Ciekawa jestem jak teraz dzieciaki odbierają tę książkę, o ile jeszcze muszą ją czytać.