Temat

Gladiatorka - patronat nakanapie.pl

Postów na stronie:
2010-10-22 14:37 #
Z przyjemnością informujemy Was o kolejnym naszym patronacie: [url=http://nakanapie.pl/book/503794/gladiatorka.htm]"Gladiatorka", Russell Whitfield. Książkę wyda Bullet Books, a premiera przewidziana jest na 5 listopada 2010.

"W czasach, kiedy Rzymem rządziła dynastia Flawiuszy, a tradycyjne walki gladiatorów coraz rzadziej zaspokajały apetyty żądnej krwi gawiedzi, na arenie pojawił się nowy rodzaj wojownika: gladiator-kobieta.
Spartańska kapłanka Lysandra nigdy nie przypuszczała, że będzie musiała walczyć o sw a walczyć o swoje życie na arenie. Przewrotny los sprawia jednak, że statek, którym podróżuje, tonie, wyrzucając rozbitków u wybrzeży Azji Mniejszej.
Dziewczyna trafia w ręce Lucjusza Balbusa – właściciela jednej z największych szkół dla gladiatorek w Cesarstwie Wschodnim. Od tej pory jej życie będzie złożone w rękach plebsu żądnego krwawych widowisk."
# 2010-10-22 14:37
Odpowiedz
2010-10-22 14:45 #
Niestety wkradł się błąd. Link do książki: "Gladiatorka", Russell Whitfield
# 2010-10-22 14:45
Odpowiedz
2010-10-29 17:31 #
Mam dla Was krótki fragment. Zapraszam do lektury:

Lysandra do końca życia zapamiętała swój pierwszy raz.

Szła sama wzdłuż ciemnego korytarza w kierunku skąpanej w słońcu areny i coraz wyraźniej słyszała odgłosy dochodzące z góry – rytmiczne, głębokie pomruki tłumu docierające do najbardziej odległych zakamarków jej świadomości. Początkowo odległe, teraz zaczynały ją hipnotyzować niczym syreni śpiew, prześlizgując się przez kamienne ściany i przenikając jej ciało aż do szpiku kości.

Z trudem panowała nad kipiącymi w niej emocjami. Strach paraliżował ją do tego stopnia, że chwilami aż chwiała się na nogach. Jednocześnie jakaś jej część rwała się, by stawić czoło temu najstraszliwszemu z możliwych wyzwań. Pragnienie to okazało się silniejsze niż strach – Lysandra wyszła z ciemności lochów, by stanąć w jaskrawym świetle areny.

Entuzjastyczny ryk tłumu zaatakował ją niczym rozwścieczone zwierzę. Lysandra aż wzdrygnęła się pod jego intensywnością. Otaczał ją amfiteatr wypełniony po brzegi rzędami rozwrzeszczanych gapiów, przypominający gardziel wielkiego boga, który za chwilę pożre zgromadzony w niej motłoch. Jej wzrok prześlizgiwał się po niezliczonych ludzkich twarzach. Z ich wykrzywionych, szeroko otwartych ust wyrywały się okrzyki zniecierpliwienia i niepohamowanej żądzy wrażeń.

Świeżo zagrabiony piasek cuchnął krwią zmieszaną z odchodami zarżniętych na arenie zwierząt. Gladiatorzy uczestniczący w krwawym polowaniu na dzikie zwierzęta zwanym venatio od samego rana uwijali się na arenie, zabijając ku uciesze tłumu setki groźnych bestii. Lysandra poczuła nagły skurcz w żołądku, impuls nakazujący jej natychmiastową ucieczkę z tej okrutnej jatki, jednak i tym razem udało jej się pokonać przypływ lęku.

Ryk rozszalałego tłumu coraz bardziej się wzmagał. Dziewczyna zmrużyła oczy i spojrzała na otwór tunelu położonego dokładnie po przeciwnej stronie areny. Z jego mroku wyłoniła się kobieca postać – jej przeciwniczka.

Lysandra chwyciła w śliskie od potu dłonie dwa krótkie miecze i ruszyła do przodu, próbując choćby z grubsza ocenić swoją rywalkę. Domyśliła się, że zostały wybrane do tej potyczki ze względu na różnice fizyczne. Sama wysoka i szczupła, miała zmierzyć się z przeciwniczką niską, o krępych kończynach i przysadzistej budowie ciała. W spartańskich oczach Lysandry ten typ urody uchodził za nieciekawy i prostacki. Obfity biust rywalki falował pod jej białą tuniką, jakby za chwilę miał ją rozsadzić. Ukoronowaniem tego typowo galijskiego wyglądu były włosy o barwie słomy, tak różne od kruczoczarnych loków Lysandry. Tylko dwie rzeczy je łączyły: broń, jaką miały się posłużyć, oraz świadomość, że w ciągu najbliższych kilkunastu minut jedna z nich zginie.

Galijka odwróciła się w stronę loży dla dygnitarzy i podniosła prawą rękę w geście pozdrowienia. Lysandra, choć nieobyta ze zwyczajami panującymi na arenie, zrobiła to samo. Rytuały stanowiły dla niej codzienność, dlatego wykonanie tego gestu przyszło jej z dużą łatwością. Tak naprawdę nie miało to jednak większego znaczenia. Rzymianin w bogatym stroju, który – jak domyśliła się Lysandra – nazywał się Sekstus Juliusz Frontyn i był gubernatorem oraz prokuratorem całej Azji Mniejszej, nawet nie spojrzał na żadną z gladiatorek, pochłonięty najwyraźniej towarzystwem siedzącej u jego boku ślicznej niewolnicy.

Lysandra zwróciła się w stronę swej rywalki i utkwiła wzrok w błękitnych jak morze oczach Galijki. Wydawało się, że czas stanął w miejscu. Emocje każdej z nich odbijały się w spojrzeniu drugiej jak w lustrze i Spartanka poczuła nagłe ukłucie żalu na myśl o sytuacji, w jakiej obie się znalazły. Choć jednak nie były rywalkami z własnego wyboru, wiedziała, że nie może sobie pozwolić na skrupuły. Jej oczy zapałały pragnieniem przeżycia za wszelką cenę. Galijka skinęła głową, ujawniając ten sam zamysł. Kobiety uniosły w górę miecze.

Przez kilka uderzeń serca nie działo się nic. Nagle galijska gladiatorka rzuciła się do ataku. W momencie, w którym Lysandra odparła jej cios, rozległ się zaskakująco piękny dźwięk metalu uderzającego o metal. Klnąc i krzycząc, galijska wojowniczka upadła, a wściekłość tylko dodała jej odwagi. Najwyraźniej nie miała żadnej strategii walki – pragnęła po prostu obsypać Lysandrę gradem bezładnych ciosów, wkładając w to tyle siły, ile tylko miała w swoim korpulentnym ciele. Była jak lawina, która zmiata wszystko, co znajduje na swej drodze.

Lysandra wiedziała, że wobec takiego ataku musi być nieuchwytna niczym mgła. Spędziła w końcu większość swego życia na przygotowywaniu się do walki, choć był to tylko rytualny trening dający umiejętności, z których i tak nie miała nigdy korzystać. Teraz jednak, w obliczu śmiertelnego zagrożenia, wypracowane przez wiele lat sprawności odżyły – jej ciało odpowiadało na ciosy rywalki niemal instynktownie.

Ruchy Galijki wydawały się spowolnione, jak gdyby wykonywała je pod wodą. Lysandra w mig odpierała wszelkie jej uderzenia. Nie reaguj atakiem na atak, powtarzała sobie w myślach, wymykając się spod lawiny ciosów. Jej uniki jeszcze bardziej rozsierdziły przeciwniczkę, która zdwoiła wysiłki. Nacierała na Lysandrę, tnąc ze świstem powietrze i przesuwając się przez środek areny w tumanach piasku. W miarę jak ów pościg się przedłużał, widzowie zaczęli wydawać z siebie odgłosy niezadowolenia, żądając bardziej emocjonującej walki.

Włosy galijskiej wojowniczki wkrótce przylepiły się jej do spoconego czoła, a początkowo śnieżnobiała tunika stała się szara i półprzezroczysta. Kontynuując uniki, Lysandra zaczęła dostrzegać zmęczenie rywalki. Dzikuska od czasu do czasu zatrzymywała się, by zaczerpnąć tchu. Nie ulegało wątpliwości, że traciła siły, ale – co ważniejsze – traciła również pewność siebie. Spartanka zorientowała się, że w serce jej przeciwniczki wkradło się zwątpienie, odbierając jej ducha walki. Uniosła więc swoje miecze i poczuła gotującą się w żyłach krew. Teraz, krzyknął w niej instynkt, teraz jest twój czas!

Wymierzyła cios. Ostrza zawirowały od niewiarygodnej prędkości, z jaką przeszła od obrony do ataku. Przerażona tym błyskawicznym zwrotem akcji i zmuszona do cofnięcia się przeciwniczka wpadła w szał, wymachując bezładnie mieczami dokoła siebie, byle tylko odeprzeć zagrożenie.

Lysandra nacierała coraz gwałtowniej, a Galijka przestawała się miotać jedynie w tych momentach, w których musiała, by nie zemdleć z braku tchu. Spartanka rzuciła się do przodu, angażując wszystkie swoje siły w końcową, rozszalałą wymianę ciosów ze swoją zdesperowaną rywalką. W ferworze zaciekłej walki odmierzanej uderzeniem jednego miecza o drugi przyszedł moment, w którym jasnowłosa wojowniczka ostatecznie opadła z sił.

Wbijając swój miecz w miękkie ciało Galijki, Lysandra nie czuła nic poza cudowną, wręcz ekstatyczną euforią. Barbarzyńska gladiatorka wydała z siebie chrapliwy dźwięk, po czym fontanna krwi trysnęła z jej ust i rany ziejącej na piersi. Lysandra uniosła ostrze, zakręciła nim, nabierając rozpędu, i opuściła na szyję chwiejącej się na nogach przeciwniczki, odcinając jej głowę, która poszybowała w powietrze z wybałuszonymi z bólu oczami i ustami rozwartymi w bezgłośnym okrzyku rozpaczy. Bezgłowe ciało trzęsło się upiornie przez chwilę, która wydawała się całą wiecznością, po czym – wolno i niemal wdzięcznie – przewróciło się do tyłu, wzbijając chmurę białego piasku. Kałuża krwi, która wylała się z rozpłatanej szyi, utworzyła wokół niej szkarłatną poduszkę.

Dziki wrzask zachwyconego tłumu spadł na Lysandrę jak deszcz, wyrywając ją z transu. Jej oczom ukazał się niezwykły obraz: oto u jej stóp wije się w pośmiertnych drgawkach ciało kobiety, a z naprzeciwka nadchodzi wysoki mężczyzna ubrany niczym Charon – przewoźnik dusz do świata umarłych – dzierżąc w dłoni włócznię zakończoną hakiem. Powoli, jakby odprawiał jakąś ceremonię, „Charon” podnosi głowę Galijki i przypina jej ciało do haka. Tym samym dostojnym krokiem oddala się, ciągnąc za sobą zwłoki pokonanej gladiatorki.

Lysandra zrozumiała, że walka dobiegła końca. Odwróciła się i weszła z powrotem do tunelu, odczuwając przy tym przedziwną mieszankę ekstazy, poczucia winy i ulgi.
# 2010-10-29 17:31
Odpowiedz
2010-10-31 17:32 #
Mam dla Was fragment nr 2:

Świt różowił się już na niebie, kiedy kobiety ustawiały się na swoich miejscach, wzbijając szurającymi stopami obłoczki kurzu. Żadna z nich nie kryła zaskoczenia na widok zmian, jakim przestrzeń treningowa uległa w ciągu nocy. W równych odległościach porozstawiano tam słomiane manekiny, a tu i ówdzie na specjalnych konstrukcjach zamocowano poziome belki, z których zwisały worki z piaskiem. Równolegle do nich biegła długa „aleja”, obłożona workami z piaskiem po obydwu stronach. Tuż obok leżał stos drewnianych mieczy – niemy znak, że oto rozpoczyna się najtrudniejszy etap treningu nowicjuszek.

Kiedy kobiety odpowiednio się ustawiły, pojawił się Tytus w towarzystwie Catuvolcosa i Nastasena, przy czym każdy z mężczyzn niósł ze sobą wiadro i kij. Trenerzy postawili rekwizyty na ziemi, po czym czekali w milczeniu, aż kobiety napatrzą się do woli na wszystkie nowości, jakie je dziś otaczały. Wreszcie Tytus przemówił:

– Już wam powiedziałem, o co walczycie. – Jego chrapliwy głos brzmiał wyjątkowo nieprzyjemnie. – Wasza ostatnia nadzieja na odzyskanie pewnego dnia wolności zależy tylko od tego, jak dobrze przyswoicie sobie umiejętności, których będziemy was uczyć. – Jego wzrok prześlizgnął się po ustawionych w równe rzędy wojowniczkach, wśród których zapanowało lekkie poruszenie.

Nagle do przodu wysunął się Nastasen.

– Lysandra, wystąp! – wrzasnął.

Usta Lysandry wykrzywiły się, gdy spojrzała na stojącą obok Hildreth. Na twarzy rudowłosej Germanki malował się delikatny uśmiech współczucia.

– Rozbieraj się! – Na tle czarnej jak heban twarzy, wyszczerzone w złośliwym uśmiechu zęby Nastasena wydawały się nienaturalnie białe. Nubijczyk zbliżył do niej swoją twarz. – Przykro mi – wyszeptał. – Wiem, że lubisz się rozbierać tylko dla mnie, ale teraz nie mam czasu się z tobą zabawiać.

Lysandra nie odpowiedziała. Spojrzała przed siebie z obojętnym wyrazem twarzy, zrzucając jednocześnie tunikę.

– Pokażę wam, jak umiejętnie walczyć i poruszać się. – Nastasen wskazał stertę mieczy. – Z czasem wasze ruchy staną się instynktowne, ale teraz musicie zapamiętać, że w walkach na arenie istnieją trzy najważniejsze zasady. Pochylił się i wyjął z jednego z wiader kij zakończony gąbką, z której spływała czerwona farba.

– Zasada numer jeden. – Nastasen skierował kij w stronę Lysandry. – Jeśli oberwiecie w miejsca, które za chwilę zaznaczę na czerwono, czeka was śmierć. Tutaj i tutaj – powiedział, zostawiając plamy farby pomiędzy piersiami Lysandry i we wgłębieniu szyi. – Pamiętajcie, żeby zawsze atakować najpierw te miejsca. W przeciwnym wypadku zrobi to wasza rywalka.

Nastasen odłożył kij z czerwoną farbą i wziął do ręki inny – z niebieską.

– Cios w to, co zaznaczę na niebiesko, kończy się zazwyczaj kalectwem. – Namalował nierówne linie na bladych rękach i udach Lysandry. – Możemy teraz przejść do zasady numer dwa: próbujcie okaleczyć przeciwnika, zanim zginie powolną śmiercią. Ciosy, które powodują powolną śmierć, zaznaczam na żółto. – Wziął do ręki jeszcze inny kij. – Tu, tu i tu. – Zostawił żółte plamy na brzuchu i bokach Lysandry. – Pamiętajcie, że powolna śmierć przeciwniczki jest dla was niebezpieczna, bo zanim zginie, może mieć jeszcze na tyle siły, żeby zabrać was ze sobą do grobu. Jeśli jednak zadacie jej ciosy powodujące kalectwo i zdołacie utrzymać ją na dystans, wygraną macie pewną. Nie dajcie się podejść i czekajcie, aż przeciwniczka się wykończy. – Nastasen rzucił Lysandrze ręcznik. – Wytrzyj się, włóż ubranie i wracaj do szeregu!

Kiedy stanęła na swoim miejscu, prowadzenie przejął Catuvolcos, który obrzucił wpierw Nastasena ironicznym spojrzeniem. Gdy zorientował się, że czarnoskóry olbrzym na niego nie patrzy, pokręcił zabawnie głową, na co niektóre kobiety zareagowały szerokim uśmiechem.

– Niech każda z was weźmie do ręki miecz. Żwawo! – nakazał, a kobiety natychmiast wykonały rozkaz. Catuvolcos patrzył na nie przez chwilę w milczeniu. – Ciężkie, co? – Niektóre wojowniczki skinęły głowami. – Taki miecz nazywa się rudis. Jest dwa razy cięższy niż żelazne ostrze, którym być może będziecie miały kiedyś zaszczyt walczyć. Jeśli dojdzie do prawdziwego pojedynku na arenie, broń wydawa się wtedy lekka jak piórko. Teraz patrzcie na mnie i naśladujcie. Oto podstawowe uderzenie. – Wyskoczył do przodu, wysuwając jednocześnie miecz. Kobiety nieudolnie powtórzyły ten ruch. – Żałosne – stwierdził Catuvolcos. – Próbujemy jeszcze raz...
# 2010-10-31 17:32
Odpowiedz
2010-11-03 21:09 #
Kolejny fragment w oczekiwaniu przed premierą:

Treningi ciągnęły się całymi dniami, przy czym trenerzy byli coraz bardziej wymagający, żądając perfekcyjnego wykonania każdego ruchu. Jednocześnie, im więcej umiejętności zdobywały potencjalne gladiatorki, tym bardziej skomplikowane stawały się ćwiczenia, jakim je poddawano. Od zwykłego stania i zadawania ciosów, kobiety przeszły do poruszania się w przód i w tył; później nauczono je, jak zmieniać kąt ataku i jak zwinnie się obracać.

Początkowo tylko symulowano ciosy, wykonując je w powietrzu, wkrótce jednak wojowniczki zaczęły trenować na workach z piaskiem zawieszonych na drewnianych belkach. Trenerzy wprawiali worki w ruch, a kobiety próbowały w nie uderzać.

– To przecież takie proste! – krzyczał na nie Virga. – Uderzacie albo same jesteście uderzane. – Rozminięcie się z workiem groziło smagnięciem jego kija.

Podczas gdy Virga bardzo gorliwie wymierzał im kary fizyczne za wszelkie niedociągnięcia, Catuvolcos nie ustawał w ustnym napominaniu swych uczennic:

– Ruch musi się zaczynać i kończyć w tym samym momencie. Musicie jakby pływać wokół przeciwnika. Nie bądźcie takie sztywne!

Po kilku tygodniach nowicjuszki poczyniły całkiem spore postępy, czym zasłużyły sobie nawet na powściągliwą aprobatę Tytusa. Od uderzania w worki przeszły do pokonywania toru przeszkód – musiały biec środkiem obstawionej drewnianymi konstrukcjami alei, z boków której spadały na nie raz po raz kolejne worki z piaskiem. Zadowolony z ich koordynacji ruchowej, Tytus zadecydował, że kobiety nadają się już do bardziej skomplikowanych ćwiczeń z jednoczesnym zastosowaniem miecza i tarczy.

Każda z nich otrzymała scutum – tarczę charakterystyczną dla rzymskich legionów. Podnosząc tę nową dla niej rzecz, Lysandra zauważyła, że jest ona o wiele lżejsza niż helleński hoplon, do którego była przyzwyczajona. Tarcza scutum była wysoka, służąca zasadniczo do osłonięcia samego siebie, podczas gdy okrągły, przypominający płaską misę hoplon służył głównie do tego, by chronić osobę walczącą po lewej stronie w helleńskiej falandze.

Miało to sens, pomyślała. Helleńska falanga tworzyła zmasowany oddział, którego główną bronią były włócznie. Legioniści z kolei posługiwali się głównie mieczami, przez co potrzebowali większej i lżejszej tarczy, która zapewniała im lepszą ochronę z bliska. W tym przypadku hoplon nie sprawdziłby się – w walce wręcz jego waga mogłaby być raczej przeszkodą niż pomocą.

Catuvolcos kazał im ustawić się w linii, naprzeciwko słomianych manekinów.

– Wyobraźcie sobie, że to są wasi wrogowie. Bijcie w nich mocno i szybko, tak jakby byli prawdziwi.

Lysandra stała za Hildreth. Po tym jak Germanka wykonywała wszystkie ćwiczenia, można się było zorientować, że ruda dzikuska ma spore doświadczenie we władaniu mieczem.

– To są nasi wrogowie?! – zawołała Hildreth łamaną łaciną, wymachując mieczem nad głową.
Catuvolcos przytaknął, na co Hildreth zerwała się i podbiegła do jednego ze słomianych ludzików z wrzaskiem:

– Śmierć Rzymianom!

Zryw ten wzbudził śmiech wśród niektórych jej rodaczek.

Drewniane ostrze Hildreth cięło ze świstem powietrze, spadając raz po raz na głowę kukły, z której odrywały się ze chrzęstem całe kłęby słomy. Ale to jej najwyraźniej nie wystarczyło i Hildreth uderzyła tarczą, a potem zaczęła siekać zajadle mieczem całą słomianą figurę.

Catuvolcos się roześmiał.

– Brutalnie, ale skutecznie, Hildreth! Brawo! Rzymianin nie żyje.

Rodaczki rudowłosej Germanki zaczęły wznosić radosne okrzyki. Uśmiech pojawił się także na twarzach Rzymianek, które zrozumiały, że nienawiść Hildreth nie była skierowana przeciwko nim osobiście, ale raczej przeciwko władcom imperium, które uczyniło je niewolnicami.

– Lysandra! – zawołał Catuvolcos.

Lysandra złapała tarczę i przytknęła skierowany ku górze miecz do swego prawego biodra. Gdy podchodziła do manekina, tarcza zakrywała ją od poziomu oczu do kolan. Kiedy była już tylko pięć kroków od celu, nagle przyspieszyła i wystrzeliła w przeciwnika mieczem, zanurzając jego ostry czubek w piersi słomianej kukły.

Zerknęła na Catuvolcosa, który kiwnął tylko powściągliwie głową, po czym wróciła na koniec kolejki. Wiedziała, że nie ma sensu angażować się w zaciekłą walkę. Zamaszyste uderzenia mieczem mogły wprawdzie wyglądać bardziej widowiskowo, ale jej „przeciwnik” był teraz równie martwy, jak „wróg” Hildreth, z tym że Germanka straciła na to o wiele więcej energii. To jest właśnie przykład różnic w naszych psyche, pomyślała Lysandra.

O zachodzie słońca Catuvolcos ogłosił koniec zajęć i nakazał kobietom, aby złożyły sprzęt i udały się na wieczorny posiłek. Przez chwilę obserwował Lysandrę. Jak zwykle odizolowała się od reszty kobiet, które – podekscytowane nauką nowych umiejętności – radośnie wymieniały pomiędzy sobą wrażenia i uwagi. On także zauważył, że w zachowaniu Spartanki zaszły ostatnio pewne zmiany. Dziewczyna nie poruszała się już z taką pewnością siebie, a – choć wykonywała wszystkie ćwiczenia bez zarzutu – jej ramiona zbyt często pochylały się w geście rezygnacji. Catuvolcos zawołał ją, przekonany, że Lysandra potrzebuje jego rady.

– Robisz duże postępy – pochwalił ją, kiedy się zbliżyła.

Spartanka skinęła skromnie głową, a trener poczuł, że złocisty blask zachodzącego słońca na jej bladej, ślicznej twarzy, zaczyna go rozpraszać. Chrząknął i mówił dalej:

– Ale czuję, że mogłoby być dużo lepiej.

– Wykonuję przecież każde ćwiczenie.

– Tak, ale nie dajesz z siebie wszystkiego – powiedział cicho. – Wiemy, że jesteś wyszkoloną wojowniczką, Lysandro. Gdzie twój zapał?

Dziewczyna uśmiechnęła się, a Catuvolcos poczuł, że serce zaczyna mu bić szybciej: po raz pierwszy zobaczył szczere, autentyczne uczucie na twarzy noszącej na co dzień maskę ironii.

– Nie mam o co walczyć – oznajmiła Lysandra.

Gal zrobił krok do przodu – był teraz zbyt blisko niej i doskonale o tym wiedział, ale nie potrafił się powstrzymać.

– O godność, Lysandro. Możesz walczyć o swoją godność. Wkrótce pierwszy raz weźmiesz udział w zawodach, w których będziecie oceniane. Te, które się nie sprawdzą, będą sprzedane i na zawsze pozostaną w niewoli. Tutaj jest przynajmniej jakaś namiastka wolności i nadzieja na nowe życie.

– Godność. – Szydercza maska znów pojawiła się na twarzy Lysandry. – Już jej nie mam. To miejsce odarło mnie z wszelkiej godności. Wolę do końca życia harować jako niewolnica, niż tu zostać. Za każdym razem, gdy biorę do ręki broń, robię z siebie pośmiewisko. Zhańbiłam swoją ojczyznę – dodała cicho. – Żaden szanujący się obywatel Sparty nie zgodziłby się na niewolę. Nie jestem już Spartanką. Jestem niczym.

– To nieprawda, Lysandro – zaczął Catuvolcos, ale w tym momencie dziewczyna podniosła głowę i wbiła w niego spojrzenie swych jasnych oczu, przez co słowa zamarły mu w ustach.

– Miłego wieczoru, Catuvolcosie. – Odwróciła się i odeszła.

Z niepokojem w sercu patrzył, jak Lysandra kroczy w kierunku jadalni. I nagle uświadomił sobie, że przed chwilą po praz pierwszy usłyszał wypowiedziane przez nią swoje imię.
# 2010-11-03 21:09
Odpowiedz
2010-11-05 09:20 #
Dostaliśmy informację od Wydawnictwa, że premiera książki nieznacznie się przesunie. Do księgarń powinna trafić 9 listopada.

Oczywiście o tym fakcie Was poinformujemy :-)
# 2010-11-05 09:20
Odpowiedz
2010-11-08 19:12 #
Właśnie otrzymaliśmy wiadomość, że data premiery Gladiatorki uległa przesunięciu. Mamy nadzieję, że w przyszłym tygodniu trafi do księgarń.
# 2010-11-08 19:12
Odpowiedz
2010-11-16 11:29 #
Już jest. "Gladiatorka" trafiła z rzymskich aren do polskich księgarń :-)
# 2010-11-16 11:29
Odpowiedz
@Kobaltowa
@Kobaltowa
804 książki 110 postów
2010-11-16 12:12 #
kręci mnie ;)
# 2010-11-16 12:12
Odpowiedz
@Eta
@Eta
196 książek 248 postów
2010-11-16 19:10 #
Może być dobre ;)
# 2010-11-16 19:10
Odpowiedz
Odpowiedź
Grupa

Graciarnia

czyli miejsce do którego trafiają wszystkie stare i martwe tematy zaśmiecające inne grupy :)
© 2007 - 2024 nakanapie.pl