W posłowiu Leszek Żuliński nazwał Hłaskę "lumpem literatury" i coś w tym jest.
Opublikowane w latach 50tych opowiadania nie są już dla nas takim szokiem, jakim zapewne były dla ówczesnego czytelnika, ale nadal robią mocne wrażenie. Autor przedstawił bohaterów z nizin społecznych w ich naturalnym środowisku, przepojonym tym, co dzisiaj nazywamy toksyczną męskością, i zrobił to z brutalną szczerością, ale też z dużą empatią, tak że pod maskami "twardzieli" widzimy również ogrom emocjonalnego cierpienia, które próbują zagłuszyć swoimi przesadnie agresywnymi zachowaniami.
Pierwsze opowiadanie, "Baza Sokołowska" (1951), było debiutem Hłaski i, choć ujawnia jego talent, wionie jeszcze dydaktycznym smrodkiem realsocjalistycznego produkcyjniaka, ale drugie, "Pierwszy krok w chmurach"* (pochodzące z wydanego w 1956 tomiku pod tym samym tytułem), pokazuje już pełnię jego literackiej unikalności. Przyniosło mu ono oficjalną przynależność do Związku Literatów Polskich oraz wielką popularność wśród czytelników. Dodam, że całkowicie zasłużenie.
Było to moje pierwsze spotkanie z autorem, ale po tej małej jeździe próbnej, mam ochotę się wybrać z nim na dalszą przejażdżkę.
*Ostrzeżenie: opowiadanie zawiera sceny przemocy na tle seksualnym.