Zdarzały się takie książki, które będąc nastolatką czytałam z wypiekami na twarzy, bacznie obserwując czy nikt nie widzi. Książki, które czytało się w ukryciu, przejmujące, będące literackim tabu, takie, które nawet wypożyczyć było trudno z obawy przed wzrokiem bibliotekarki....
Ciała Annie Ernaux mi trochę te czasy przypomniały.
Tym razem dumnie mogę zaprezentować prozę współczesnej francuskiej pisarki, przy której słowo zachwyt nabiera nowego znaczenia.
Trzy opowiadania opisujące różne kobiece doznania - o dokonanej potajemnie aborcji, pierwszych intymnych kontaktach na kolonii, czy związku dojrzałej kobiety ze studentem wprowadzają nas w świat kipiący od doznań. Pisząc w pierwszej osobie nie trudno się zorientować, że autorka przytacza własne wspomnienia, co jeszcze bardziej oddziałuje na wyobraźnię czytelnika, podkręca emocje.
Ernaux serwuje prozę oszczędną w słowach, klarowną, trafiająca w sedno, nie ma tu zbędnych zdań.
Bardziej obrazowo mogłabym porównać ją do walca, bo tak też się czuje po przeczytaniu tych trzech opowiadań. Trudno po odłożeniu tej książki przejść do porządku dziennego, trudno się otrząsnąć i wrócić do zwykłego trybu bycia. Treści osobiste poruszają jeszcze dobitniej, przejmuje ogrom prawdziwych sytuacji, doświadczeń i to niekoniecznie tych przyjemnych.
I choć drugie opowiadanie nie podarowało aż tak intensywnych doznań to w rozrachunku ostatecznym i tak jestem zachwycona.
Proza francuska jak widać może być mocno charakterna, zgodnie z zasadą mało słów, wiele znaczeń.