Sanderson zaimponował mi tą książką. Spodziewałem się kontynuacji kryminalno-sensacyjnego-fantastycznego "Stopu prawa". Błąd. "Cienie tożsamości" to raczej pełnowymiarowe fantasy w steampunkowym świecie, a wątki sensacyjne pojawiają się, ale nie odgrywają głównej roli w fabule, która - i to jest pewien problem dla czytelników, którzy nie znają wcześniejszych książek Sandersona z tego świata - bardzo mocno odwołuje się do przeszłości. Trudno jednak, żeby było inaczej, gdy główna negatywna bohaterka okazuje się nieludzkim reliktem przeszłości wykorzystującym dawną wiedzę w nieznany dotychczas sposób. Uporządkowany świat magii Sandersona zaczyna popadać w chaos, gdy pojawia się w nim nowy metal, pozwalający na uzyskanie niestandardowych zdolności przez ludzi i nie tylko ludzi.
Tłem akcji są rewolucje. Rewolucja społeczna, bunt ludzi, których arystokracja doprowadziła na głodu i ubóstwa. Rewolucja techniczna, która zaczyna dramatycznie zmieniać życie wszystkich niosąc ze sobą światło elektryczności. I wreszcie rewolucja religijna, która na razie dotyka tylko niektórych bohaterów, uświadamiających sobie, że ich bogowie nie są tacy jak ich wyidealizowane wyobrażenia. Bogowie zresztą też miewają chwile wątpliwości, czy aby na pewno zrobili to co trzeba stwarzając taki a nie inny świat.
Ta, na pierwszy rzut oka chaotyczna, mieszanina zdumiewająco dobrze stapia się w spójny tekst na klawiaturze Sandersona. Zapewne przy dokładniejszej analizie znalazłyby się w niej różne niekonsekwencje, ale akcja niezbyt często pozwala na chwilę zastanowienia.
Sanderson umiejętnie tworzy charakterystycznych bohaterów, obdarzając ich intrygującymi i urozmaicającymi opisy i dialogi cechami. Zwłaszcza szalone zdolności i pomysły Wayne'a powodują, że w scenach z jego udziałem zawsze dzieje się coś przywołującego uśmiech.
Jakość wydania książki jest bez zarzutu i mogę jedynie polecić ją jako świetną rozrywkę i dobrą inwestycję. Mogłaby być dłuższa :-)