Wiedziałam, że Sarah Crossan pisze dobre rzeczy. Czytałam wpisy innych ludzi z bookstagrama i niby wiedziałam, że ta książka łamie serce. Ale kurczę, chyba się nie da na takie coś przygotować, wiecie? Mimo wszystko.
Chciałam powiedzieć, że Crossan pisze o rzeczach poważnych i bolesnych w taki sposób, że nie czuje się tego ciężaru. W 𝘛𝘪𝘱𝘱𝘪 𝘪 𝘫𝘢 też tak było. DO CZASU. Do czasu aż wydarza się coś, czego nie można zatrzymać. Wtedy już nie ma miejsca na lekkości...
Tippi i Grace to siostry zrośnięte ze sobą biodrami. Ich rodzinie kończą się fundusze, więc muszą zamienić edukację w domu i prywatnych nauczycieli na rzecz nauki w szkole, czego wszyscy bardzo się obawiają. Dziewczyny przede wszystkim przeraża wizja setek spojrzeń pełnych litości.
Grace przedstawia swoją historię w formie poematów (co jest charakterystyczne dla powieści Crossan), w pierwszej osobie, więc dokładnie wiemy, co sobie o wszystkim myśli. Uważa, że na świecie są większe tragedie niż bycie złączoną ciałami z siostrą i akceptuje taki stan rzeczy. Przedtem nie brały pod uwagę próby rozdzielenia. A potem?
...ale mimo to tworzy się fascynujący klimat. Mimo to piękne cytaty można wyciągać garściami. Mimo wszystko rozpaczliwie chce się czytać dalej.
Nie będę za wiele zdradzać, po prostu przeczytajcie. Pochłanianialne w ciągu jednego dnia (u mnie były akurat trzy, ale to i tak błyskawica xD).