Rzecz dzieje się w Polsce. Całkiem zwyczajnie zaczyna się akcja powieści obyczajowej, a tu pojawiają się … anioły na dachu kościoła? Rozmowa aniołów o stanie ducha młodej brytyjskiej aktorki Wendy i pięćdziesięcioletniego wdowca Tomasza zdecydowanie zaskakuje czytelnika. Dowiadujemy się z niej, że anioły mogą delikatnie interweniować w sprawie „podopiecznych”. Zasugerowały interwencję, ale z zastrzeżeniami:
„Na ludzkie życie wolno nam mieć pewien wpływ, mamy prawo coś sprowokować, coś zasugerować, w czymś pomóc albo w czymś przeszkodzić, lecz zasady wolnej woli człowieka nie mamy prawa naruszać.”
Bohaterka pochodzi ze świata show-biznesu, a w Polsce znalazła się, ponieważ dostała główną rolę w filmie polskiego reżysera. Ukazane zostało przy okazji zepsute środowisko aktorów i producentów filmowych, artystów, niekoniecznie wybitnie uzdolnionych. Wendy nie jest jednak zdeprawowana, posiada wewnętrzne poczucie moralności, aż dziwne w tym środowisku, w którym zasady moralne ulegają „uproszczeniu”, żeby nie powiedzieć degradacji. Ufa ludziom, szybko przebacza i wierzy w poprawę. Ta jej ufność doprowadza do sytuacji, z która nie może sobie poradzić. Emocjonalne zagubienie i wzburzenie trafia na „oczy anioła” i życie Wendy na kilka godzin przechodzi do innego wymiaru.
Autor na początku, bez zbędnego zagłębiania się w psychikę bohaterów i psychologię, opisuje typowy przykład nieoczekiwanych zbiegów okoliczności, które po ludzku rzecz biorąc, nie miały prawa się wydarzyć. Jednak mgnienie oka, spojrzenie, okoliczności, stan ducha, zetknięcie się z życzliwością, może zmienić całkowicie życie człowieka. Znamy wiele takich przypadków. Czasami fragment książki, artykułu, dzisiaj przekazywany przez różnego rodzaju komunikatory, jest sygnałem, który zmienia nasze nastroje, poglądy czy życie. Doznajemy irracjonalnego uczucia, że coś dzieje się poza nami, że nie mamy na to wpływu.
Niektóre opisane w powieści zdarzenia, jak przypadkowe spotkanie i wyjątkowe spojrzenie na drugiego człowieka, przypominały mi zdarzenia z mojego życia, które zaowocowały mężem, dziećmi i wnukami. Do dziś doszukuję się interwencji „sił wyższych” i dlatego czytałam z zapartym tchem.
Autor w dalszych rozdziałach poświęca dużo miejsca opisom uczuć i przeżyć wewnętrznych Wendy. Rozpatrywaniu za i przeciw, kiedy próbuje wyjść z niesamowitej sytuacji, w której się znalazła, bo „nie miała przy sobie komórki”. Dla współczesnej młodzieży komórka jest „lekiem na całe zło”, a tutaj lekiem okazał się jej brak.
Ciepła, pełna wzruszeń i pozytywnych emocji opowieść zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejne tomy.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Dziękuję autorowi za możliwość zapoznania się z treścią książki.