Recenzję zatytułowałam porzekadłem angielskim, bo i tytuł jest angielski. A porzekadło pasuje. To niesamowite opowiadania o życiu, w którym to co dobre zostaje przerwane, w którym pojawia się zło. Opowiadania są mocne i każde zostaje w pamięci. Ich wspólnym mianownikiem jest zło, które tkwi w człowieku oraz w świecie, zło przeciwne światu ugładzonemu przez pieniądz, wykształcenie. Tak jakby pewne kręgi nie chciały widzieć nieszczęścia innych. Mamy takie dwa opowiadania. Jedno o wdowie po profesorze, która idzie do sądu po akt zgonu, a tam zostaje przeszukana i obdarta z tego, czym żyła. Symbolizują to ukradzione buty. Drugie to opowiadanie o dziewczynie, której kuzyn zostaje skazany za zabójstwo oprawcy ciotki. Ją z kolei 'zabiera' trzecia ciotka, wykształcona, i wysłana do 'dobrej' szkoły. Tam spotyka się z niesprawiedliwością, o której myślała, że w 'tamtych' kręgach nie spotka. Generalnie bohaterki i bohaterzy opowiadań nagle tracą wszystko czym żyli. Jedna chwile, jakiś przypadkowy człowiek lub sytuacja, a wszystko runęło. I te właśnie momenty opisuje Oates w tym zbiorze. Trzeba w życiu tego doświadczyć, żeby zrozumieć jak to druzgocze. Jak w tych opowiadaniach. Tu bohaterzy tekstów przypominają właśnie takiego Toma i Jerrego, którzy spadają ze schodów z głośnym bum, bum, bum.
Zło w tych opowiadaniach pojawia się od innych osób, jest jakby immanentną częścią natury ludzkiej. Bohaterki po prostu były od niego chronione. Ale ono jest i w tych opowiadaniach wyłazi jak zły szeląg. W ostatnim opowiadaniu bohaterka szybko to zrozumiała. I co potem? Można zaakceptować, można walczyć, albo się poddać, bo nie da się uciec od tego, co się ujawnia nieoczekiwanie.
Na koniec chciałam powiązać opowiadania z literaturą amerykańską. Przychodzi na myśl 'Wielki Gatsby' i 'Szkarłatna litera'. Zło jest ważnym tematem tej literatury. Wygląda na to, że twórczość Oates jest ważnym głosem w tym temacie, takim ostrym, stanowczym i wiele wnoszącym. Nie zapomnę tych poruszających opowiadań, które dostałam od blogerki Marty lata temu. Tylko, że zapomniałam nazwy jej bloga. Jeśli Marta to czyta, to niech napisze. Pozdrawiam