Gwiazda szeryfa recenzja

Mistrzowski kryminał retro z MO, NKWD i leśnymi strachami w tle

TYLKO U NAS
Autor: @ziellona ·5 minut
2020-04-18
4 komentarze
15 Polubień
Powojenny i pookupacyjny Olsztynek. A w nim: Milicja małoObywatelska, Wehrmaht po lasach, Sowieci na karku, szabrownicy i Kabatowa z żywnością, rozdawaną na kartki. Układy, układziki, układziątka i ... ciemny las. A w lesie... A w lesie sponiewierany trup. Ale nie w trupie sprawa. Bo przecież, chłop zaginął, ale krowa, panie, zaginęła... W tych czasach żywa krowa była zdecydowanie ważniejsza niż żywy chłop, nawet jeśli mąż. Bo tylko chleje, panie, i na szaber chodzi. A wódka w Olsztynku leje się strumieniami...

Od tego sponiewieranego trupa w lesie rozpoczyna się cała powieść. Powieść, która akcja nie wykracza poza Olsztynek i najbliższe okolice No może kawalątek. Na tyle, na ile pozwala Milicja Obywatelska i ruscy. I paniczny strach przed lasem. I do tego Olsztynka przyjeżdża młody Stefan Malewski, świeżo upieczony milicjant (najlepiej z nich wykształcony, bo dwa lata studiów prawniczych za sobą jednak miał). I choć od trupa bez krowy rozpoczyna się powieść, to nie jest ów trup kluczową postacią, tyle mogę powiedzieć, żeby nie zdradzać leśnych tajemnic.

Zresztą, nawet gdybym zdradziła, to i tak nie miałoby to znaczenia dla przyszłych czytelników, bo clou całej książki to tło obyczajowo-historyczne, przepięknie rozbudowane i opisane w języku... o języku za chwilę :) Świetnie odzwierciedlone stosunki społeczne, multi narodowego wówczas, Olsztynka. Właściwie czytelnik czuje jakby po tych lasach biegał, chodził po ulicach zrujnowanego miasteczka, leczył rany po „zarobieniu kosą”, kradł rower aby pojechać "do miasta", a po cieniu postaci widział, czy to Szwab, Rusek, czy Polak. A może Żyd. W tej książce nie ma swoich, są sami obcy. Jedni bardziej, drudzy mniej - tak jak po wojnie, każdy walczy o swoje. Nawet dzieci - chociaż, czy to są dzieci? W czasach powojennych dzieciństwo nie istniało właściwie. Na stwierdzenie "to jeszcze dziecko", można zauważyć "to nie dziecko, to mały szabrownik, chuligan i kombinator". Tego zostały nauczone dzieciaki po wojnie. Choć w obliczu zagrożenia, wszyscy się łączą. Łącza w zmowie milczenia. Niby wszyscy wiedzą, a nikt nie powie. I taki jeden, co nie wiedział (wspomniany Stefan Malewski) nie wiedząc, że się nie da, ruszył w bój. Jak wspomniany w tytule szeryf. Sam, czy z pomocą, tego do końca nie wiadomo. Bo w tej książce tajemnica goni tajemnicę.

Przyznaję, nie mam pojęcia jak autorka tego dokonała, ale research, który tworzy podwaliny powieści, zrobiła wyśmienity. To naprawdę jest powojenny Olsztynek, który czuć na każdym kroku. Wiadomo skądinąd, że autorka serce zostawiła na Warmii i Mazurach - w każdej linijce widać "realną miłość". Dlaczego realną? Bo autorka nic nie wybiela, nikogo nie tłumaczy. Wydaje się, że (choć to niemożliwe) autorka w tamtych czasach żyła i pisała na bieżąco (PS. pani Aleksandra Borowiec jest autorka współczesną, mającą mniej więcej 30 lat).

Równie piękny, jak klimat powieści, jest język. Książka jest pisana w języku polskim. Ale w rozmowach z mieszkańcami Olsztynka słychać mazurzenie. W niektórych przypadkach wymieszane z gwarą niemiecka. W tej gwarze ilość błędów gramatycznych i pomyłek językowych (według współczesnych kanonów gramatyki języka polskiego) jest ogromna. Bo mieszkańcy właśnie tak lokalnie mówią.

Pamiętam, przy którymś pobycie na Warmii i Mazurach (bo też uwielbiam ten region), któryś z mieszkańców informował mnie o przyjeździe inspekcji, która „przyczepiła się rowa. No tom tego rowa wykopalim, a jak se pojechali, to my go zasypalim. Rowa jest – rowa ni ma”. Tak mi „ten rowa, lub ta rowa” utwiła w jestestwie, że teraz, w trakcie czytania rozmów z komendantem Waligórą i Kabatową, historia z rowem (rową?) wróciła. Co właściwie oznacza tylko jedno – brawo dla autorki, za utrzymanie klimatu również w warstwie językowej. No i skoro już o języku mowa – kolejne brawa – bo autorka nie traktuje czytelnika jak nieuczonego idiotę i wtręty niemieckie, czy rosyjskie, nie sa tłumaczone. Oddają klimat, a nawet jak czytelnik nie zrozumie dokładnie, to i tak to nie wpływa na odbiór. A właściwie wpływa na plus. Bo w Olsztynku lat 40-stych nikt nie tłumaczył symultanicznie. Zatem króciutkie wtręty obcojęzyczne, typu „Hände hoch” nie są ani tłumaczone, ani opatrzone przypisem, ani – jak w niektórych książkach – „przekładane w treści” na język polski. Moja siostra, która czyta mnóstwo, nazywa to szacunkiem do czytelnika.

Postacie są bogate, pełne, z mnóstwem "cech sprzecznych". Nawet panna Mania, cichutko pokazuje obraz małomiasteczkowych, dobrze wychowanych panienek. I Waligóra - komendant. Dywagacje na temat "Stalin / Bierut" rozłożyły mnie na łopatki. Mistrzostwo, po prostu.

Jeżeli ktoś się spodziewa wyjaśnienia wszystkich tajemnic gdzieś przy końcu książki, to się nie doczeka. Mnóstwo „tajemnic” i niedopowiedzeń jest wyjaśniane w trakcie. Ostatecznie mieszają się w to nawet lokalne wierzenia i magia (ale w ilości dodającej tylko smaczku – jak sól do ziemniaków, którymi zajadają się wszyscy w Olsztynku).

Jedyny minus to ciężar powieści. 700 stron jednak swoje waży. Znalazłam w internecie opinie, że książka jest „przegadana”. Pozwolę sobie się nie zgodzić. Może trochę, ale jak inaczej oddać klimat małomiasteczkowy z tą ilością tajemnic, różnorodności narodowej i NKWD na karku? Dla wygody czytelnika, książka została podzielona na kilka rozdziałów – nie jest to jednolity 700 stronicowy tekst. Ale rozdziały te stanowią jedynie pewne „ułożenie tekstu”, gdyż jeden po drugim jest kontynuacją poprzedniego.

W mojej skromnej opinii jest to jeden z najlepszych powieści retro, jakie czytałam. Tematycznie i stylistycznie plasuje sie gdzieś pomiędzy komisarzem Zyga Maciejewskim Wrońskiego), a cyklem o Janie Morawskim, Katarzyny Kwiatkowskiej. W całości jednak... – zbiera wszelkie laury. A jeszcze ta okładka!, - na okładki nigdy jakoś specjalnie nie zwracam uwagi, ale ta własnie mnie przyciągnęła – i dokładnie oddaje tajemniczy Olsztynek z krwistą adnotacją, że nie będzie to lektura dla nadwrażlwych.

Do niedawna byłam przekonana, że debiuty rządzą się swoimi prawami. Debiutanckim książkom można wiele wybaczyć. Po „Gwieździe Szeryfa” stwierdzam, że nie trzeba wybaczać, skoro debiut może być aż tak udany. Zresztą, nieskromnie, podpisuję się pod opinią Konrada Urbańskiego (Littelratura – opinia zapisana na skrzydełkach okładki” – „czy ja aby na pewno napisałem, że jest to debiut?” – dokładnie tak samo byłam zaskoczona.

Niezaprzeczalnym minusem debiutów jest to... że trzeba czekać aż kontynuacja „się napisze”. I będę czekać! Mam wielką nadzieję, że kontynuacja tajemnic olsztyńskich lasów już się pisze.

Aleksandra Borowiec – zapamiętajcie to nazwisko. To nie „polski Steven King” (gdzieś znalazłam takie porównanie), to nie Steven King w spódnicy. To Aleksandra Borowiec, której Steven King mógłby spokojnie postawić wódkę, jak równemu sobie. A najlepiej olsztyński bimber., który w powieści leje się strumieniami.

Książkę otrzymałam z klubu recenzenta nakanapie.pl i jestem za nią ogromnie wdzięczna. Uzupełniła moją warmińsko-mazurską bibliografię, zmieniła podejście do debiutów i zmusiła do przypomnienia sobie podstaw gwary mazurskiej :)

Moja ocena:

Data przeczytania: 2020-04-18
× 15 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Gwiazda szeryfa
Gwiazda szeryfa
Aleksandra Borowiec
7.3/10

Zło czai się bliżej, niż myślisz. Pierwsze powojenne miesiące. Do Olsztynka na Mazurach przybywa Stefan Malewski służący w szeregach Milicji Obywatelskiej. Rzeczywistość, jaką zastaje, to bandy, Weh...

Komentarze
@Rudolfina
@Rudolfina · około 4 lata temu
No dobrze, przekonałaś mnie, że książka swoje zalety również ma. Chodzi jednak o to, "żeby te plusy nie przesłoniły nam minusów" ;-).
700 stron i tylko kilka rozdziałów? "Ale rozdziały te stanowią jedynie pewne „ułożenie tekstu”, gdyż jeden po drugim jest kontynuacją poprzedniego." To raczej chyba norma, a może mi się wydaje? ;-)
Ja po prostu nie lubię przegadanych książek, kiedy autor zapisuje wszystko, co tylko mu przyjdzie do głowy, nie zwracając uwagi, czy to potrzebne, czy nie. Dlatego też nie czytam Kinga, bo nożyczki mi się w kieszeni otwierają.
Raczej poczekam na kolejną książkę autorki. Może będzie miała szczęście trafi na redaktora, który powie "słuchaj dziewczyno, napisałaś dwie książki w jednej, zrób z tym coś".
Aha, i bardzo też nie lubię niewyjaśnionych tajemnic.
× 1
@ziellona
@ziellona · około 4 lata temu
:) Dla każdego coś miłego :) Mnie urzekła, pomimo grubości. Z rozdziałami - masz rację :) tak powinno być, ale często dość się zdarza, że rozdział A kończy się na jakimś momencie, a rozdział B zaczyna gdzie indziej i kiedy indziej. Tu właściwie tych rozdziałów mogłoby nie być. To po prostu jedna opowieść.

No i ja uwielbiam niewyjaśnione strachy - moja dusza etnologa wtedy jest szczęśliwa :)
Za to strasznie, ale to strasznie nie lubię debiutów. Szczególnie polskich. - bo jeszcze nie przeszły weryfikacji, czy warto inwestować w tłumacza :) Ale ten powojenny Olsztynek jest tak prawdziwy, że zapominam o ciężarze fizycznym książki :)
Popatrzyłam na nasze wspólne książki. I wydaje mi się, że może Ci się spodobać, choć Cię nie porwie. Proponuje poczekaj aż się pojawi w bibliotece - bezkosztowo sobie sprawdzisz czy akurat te strachy są dla Ciebie :)
× 2
@Rudolfina
@Rudolfina · około 4 lata temu
Mam na Legimi, i dla odmiany maniacko czytam debiuty, bo lubię odkrywać nowe talenty. 😉 Tematyka spodobała mi się od razu, ale ta objętość...
Strasznie mnie też irytują „strachy na lachy”. Zapewne również zauważyłabym pozytywy, ale dla mnie najważniejszy jest efekt końcowy. Tu mogłoby być różnie.
Się zobaczy.
@martyna.153
@martyna.153 · około 4 lata temu
Świetna recenzja! Kipiąca jak Olsztynek. Pod całą treścią podpisuję się rękami, nogami, uszami, rzęsami i czym tam się da.
× 1
@ziellona
@ziellona · około 4 lata temu
Dziękuję :)
Wiesz, po przespaniu się swierdzam, że
1) Steven King pisze bardziej przerażające książki (thillery), Borowiec jedynie niepokojące. Ale niepojace życiowo (bo takie rzeczy się jednak działy)
2) King nie jest moim ulubieńcem (ale to kwestia gustu) pani Borowiec - jest :)
No, będzie po drugiej książce, bo staram się jednak nie oceniać po pierwszym wrażeniu :)

× 1
@martyna.153
@martyna.153 · około 4 lata temu
Nie czytałam Kinga, ale też mi się wydaje, że tworzy "straszniejsze" książki, w końcu mistrz horrorów. "Gwiazda szeryfa" to raczej DOBRA opowieść obyczajowa (boję się tego określenia, ponieważ ma dla mnie pejoratywny wydźwięk) z elementami grozy, czy raczej sączącym się niepokojem. Też czekam na kolejną książkę, ale obawiam się (w sumie to mam taką nadzieję), że pani Borowiec, jest jedną z tych pisarek, które wydają książki z przerwą dwóch lat.

p.s. Fraza z Kingiem i wódką jest świetna i jakże prawdopodobna, znając skłonności mistrza horrorów:)
× 1
@ziellona
@ziellona · około 4 lata temu
a widzisz, a ja mam nadzieje, ze pani Borowiec przewidziala sukces powieści (w sensie za coś te nagrody zbierała wcześniej) i już ma drugą część napisaną. I wyda jednak ją nieco wcześniej :)
× 1
@martyna.153
@martyna.153 · około 4 lata temu
Jakby to powiedział Waligóra: He, he, oby, oby.
× 1
@Renax
@Renax · około 4 lata temu
Widzę, że się zachwyciłaś....
× 1
@ziellona
@ziellona · około 4 lata temu
:) prawie :) - zachwycę się do końca, jak drugi tom (bo wydaje mi się że będzie), będzie na podobnym poziomie. Ale jak tak się stanie - to pani Borowiec ma fana :) na amen i kamienie pokutne :) Nie spodziewalam się ze jakikolwiek debiut i jakakolwiek nowość powieściowa tak mi wejdzie :)
× 1
@Wiesia
@Wiesia · ponad 3 lata temu
Ja czuję się namówiona,
autorka też przesympatyczna, kipiąca energią. Trzeba dać jej szansę. :)
Gwiazda szeryfa
Gwiazda szeryfa
Aleksandra Borowiec
7.3/10
Zło czai się bliżej, niż myślisz. Pierwsze powojenne miesiące. Do Olsztynka na Mazurach przybywa Stefan Malewski służący w szeregach Milicji Obywatelskiej. Rzeczywistość, jaką zastaje, to bandy, Weh...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Pierwsze powojenne miesiące. Olsztynek, dawniej Hohenstein. Powojnie. Pod pewnymi względami czas gorszy niż sama wojna. Czas zawieszenia wszystkiego, norm społecznych, porządku świata. Rzeczywistość,...

@S.anna @S.anna

Do przeczytania tej książki zachęciły mnie bardzo pozytywne opinie na wielu portalach książkowych. Nigdy nie czytałam żadnego kryminału "retro", więc zdecydowałam, że "Gwiazda szeryfa" będzie świetna...

@poloznaiksiazki @poloznaiksiazki

Pozostałe recenzje @ziellona

Dziennik Włoski. Umbria i Toskania
Czy to reportaż? Czy dziennik? Czy...

Łatwo nie było... Bo jest to dziennik wybitny. Bo jest to dziennik wymagający. Bo jest to dziennik – zwyczajnie dobry, choć... ...to wcale nie jest dziennik. Ma swoje ...

Recenzja książki Dziennik Włoski. Umbria i Toskania
Rozbudzona harfa. Baśnie i legendy z całego świata
Tego jeszcze nie było... między wierzeniami, baśniami i ...

Od pierwszych stron widzę, że jest to dokładnie to, czego oczekuję po baśniach i legendach. Dlaczego? - bo genialnie zapełnia lukę między dywagacjami etnograficznymi (ni...

Recenzja książki Rozbudzona harfa. Baśnie i legendy z całego świata

Nowe recenzje

Księga Wysp Ostatnich
Księga wysp ostatnich.
@Malwi:

Moim zdaniem książka "Księga wysp ostatnich" Anny Klejzerowicz to fascynująca mieszanka kryminału i powieści przygodowe...

Recenzja książki Księga Wysp Ostatnich
Osiem lekcji o nieskończoności
Udana popularyzacja matematyki
@almos:

Kolejna to książka, w której autor, matematyk izraelski, postawił sobie za cel popularyzację matematyki, uważam, że mu ...

Recenzja książki Osiem lekcji o nieskończoności
Majster bieda czyli zakapiorskie Bieszczady
Kim jest bieszczadzki zakapior?
@anna117:

Andrzej Potocki w swojej książce, która była wielokrotnie wydawana i uzupełniana, mówi, że na miano bieszczadzkiego zak...

Recenzja książki Majster bieda czyli zakapiorskie Bieszczady
© 2007 - 2024 nakanapie.pl