Zniknięcie Annie Thorne recenzja

No, nijako wyszło

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Bartlox ·4 minuty
2021-01-08
3 komentarze
10 Polubień
Wśród jakże licznych przymiotników chwalących tę książkę, umieszczonych czy to na jednej ze stron skrzydełka czy na tyle okładki znajduje się m.in. słowo „hipnotyzujący”. I to nad jego użyciem w odniesieniu do tej powieści zastanówmy się na początek. Otóż ta książka nie jest hipnotyzująca. Moim zdaniem prawie w żadnym stopniu. Cała historia nie wciąga, nie angażuje, nie jest tak, że nie jesteśmy się w stanie oderwać od lektury. Czyta się przyjemnie, lekko, nie zaprzeczam, że to jest sprawnie napisane. Ale właśnie „hipnotyzujący” to jest ostatni epitet, jaki można przytoczyć w odniesieniu do tego dziełka pani Tudor.

Przede wszystkim nie interesowało mnie samo tytułowe zaniknięcie. Od początku wiemy, że siostrzyczka głównego bohatera – narratora zaginęła dawno temu, od początku powinniśmy z wytęsknieniem oczekiwać wyjaśnienia co też się stało - i jakoś tak go nie oczekujemy. Nie trzyma nas to za gardło, przynajmniej mnie nie trzymało. No, może w środkowych partiach tekstu (właśnie w środkowych jak już bardziej niż w końcowych) troszkę zaczynałem być ciekaw, ale też nie jakoś specjalnie. Co ciekawe o ile zniknięcie Annie jeszcze jakoś miejscami interesowało, to to drugie, współczesne zaginięcie – w ogóle. Choć jego znaczenie było zaakcentowane już od pierwszej sceny powieści, to... to czytelniczo właściwie go nie zauważyłem.

Kurczę, nie mogę za dużo zdradzić w niespoilerowej recenzji, ale przecież motyw odmieńca ma bardzo duże znaczenie w kulturze ludowej, w anglosaskiej chyba nawet większe niż w kontynentalnej, aż się prosiło o to, by ta książka trochę z tym podialogowała. Scena w bibliotece, gdy postacie czytają o toposie podmienionych dzieci naprawdę mogłaby zrobić klimat, w końcu główny bohater jest nauczycielem angielskiego. A tu nic. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że motyw tajemnicy tytułowego zaginięcia nie angażował, bo nie było tego nawiązania do folkloru, takie nawiązanie byłoby super, ale tajemnica jak najbardziej mogła angażować i bez niego, gdyby tylko odpowiednio utalentowana osoba włożyła wystarczająco dużo pracy w tekst. Tu tego nie było. W zamian dostaliśmy w pewnym momencie sceny rodem z takiego naprawdę taniego horroru, mające nas chyba przestraszyć, co może i by się udało w jakimś tam stopniu, gdyby nie pokazały się one tak nagle i cokolwiek od czapy.

W sumie to to wszystko zaczyna mi tu do siebie pasować, bo rozwiązanie zagadki jest – konsekwentnie – totalnie nijakie. Słuchajcie, rozumiem, że można jakąś tajemnicę zostawić bez rozwiązania, czasem to wręcz wspiera klimacik (tu, w epilogu autorka niewątpliwie chciała właśnie tak wszystko zbudować, by klimat grał z nierozwiązaniem tak naprawdę najważniejszej zagadki powieści i uczciwie muszę przyznać, że nawet się ten klimat epilogu udało zbudować), ale po co w takim razie wcześniej dawała aż tak dużo szczegółów sugerujących jakieś konkretne rozwiązanie? Po co tak długo pisana na zasadzie „zbliżamy się do momentu, w którym ty, czytelniku, będziesz mógł to wszystko połączyć i odkryć ocb?”

Z wątkiem kryminalnym mam trochę podobny problem – nie ma go :) Od początku mamy się zastanawiać po co on wrócił i w ogóle się nad tym nie zastanawiamy. Nie zauważamy tego, że pisarka najwyraźniej bardzo chce, byśmy kombinowali nad jego motywacją w tym względzie. W ogóle mam wrażenie, że w tym momencie trochę zadziałało przeciwieństwo zasady mówiącej, że „ilość przechodzi w jakość” – pewnych scen były zbyt mało, by pojęte jako całość zrobiły na nas wrażenie. Stąd rozwiązanie tegoż wątku wyszło wręcz śmiesznie, jak z parodii thrillera. W ogóle za tą końcową rozmowę obu panów odjąłem jeden punkt przy ocenie książki.

Wreszcie kwestia postaci – też się z nimi minąłem. Źli nie wkurzają (może poza wątkiem szkolnym, ale z drugiej strony ile już razy to widzieliśmy?) dobrych nie zapamiętujemy. I nie jesteśmy zaskakiwani sprawami, którymi powinniśmy być. To w ogóle rzuca się w oczy – autorka bardzo chciała, by powieść była dla nas feerią zaskoczeń, byśmy co i raz dziwili się jak to nas ona ograła – i tak nie jest. Okej, trochę jesteśmy, ale, cóż, nie użyłem jeszcze tego słowa, więc użyję go dopiero teraz: to trochę jest tak, że ta powieść jest produkcyjniakiem. Że jest jakby z fabryki thrillerów. To w pewnym stopniu dziwne, zważywszy, ze to dopiero druga książka autorki, ale ten grzech produkcyjniactwa rzuca się moim zdaniem w oczy podczas lektury.

Dobra, jak widać recka wyszła mi bardzo krytycznie, pewnie nawet bardziej niż bym chciał. Więc dla jasności: powieść czyta się przyjemnie, lekko i... jakby to ująć – wszystkie te rzeczy o których pisałem powyżej, że mi ich brakowało, one trochę są obecne w tekście. Tylko po prostu zbyt mało obecne.

Moja ocena:

× 10 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Zniknięcie Annie Thorne
Zniknięcie Annie Thorne
C.J. Tudor
6.5/10

Kiedy Joe Thorne miał piętnaście lat, jego młodsza siostra, Annie, zniknęła. Myślał wtedy, że to najgorsza rzecz, jaka może spotkać jego rodzinę. Ale później Annie wróciła. Teraz Joe przyjeżdża do wi...

Komentarze
@Johnson
@Johnson · ponad 3 lata temu
Jak zwykle bardzo dobra recenzja. Dziękuję, będę omijał. Książkę, nie Twoje recki. :)
× 1
@jorja
@jorja · ponad 3 lata temu
Po przeczytaniu miałam podobne zdanie.
× 1
@tsantsara
@tsantsara · ponad 3 lata temu
"...czytelniku, będziesz mógł to wszystko połączyć i odkryć ocb?”
"ocb" - czyli o co biega? Boomer jestem. ;)
@Bartlox
@Bartlox · ponad 3 lata temu
Tak, "o co biega" :)
Zniknięcie Annie Thorne
Zniknięcie Annie Thorne
C.J. Tudor
6.5/10
Kiedy Joe Thorne miał piętnaście lat, jego młodsza siostra, Annie, zniknęła. Myślał wtedy, że to najgorsza rzecz, jaka może spotkać jego rodzinę. Ale później Annie wróciła. Teraz Joe przyjeżdża do wi...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Jak myślicie, czy każdy dom skrywa jakąś tajemnicę? Mnie się wydaje, że tak. Niby to tylko mury, ale nie jedno widziały i nie jedno słyszały. Z pozoru miły dom. Ładny samochód. Markowe ubrania. Ale n...

@kuklinska.joanna @kuklinska.joanna

Po przeczytaniu Innych ludzi, których lektura dosłownie wbiła mnie w fotel, postanowiłam sięgnąć po kolejną książkę autorki "Zniknięcie Annie Thorne". I tu niestety, tak samo ja w przypadku Kredziarz...

@alinajeschke @alinajeschke

Pozostałe recenzje @Bartlox

Uwikłanie
Gdyby tylko kto inny wybrał im knajpę na spotkanie... (i jeszcze kilka uwag :))

„Jak na swój gatunek, to naprawdę wciąga” – ta myśl towarzyszyła mi dość długo podczas lektury „Uwikłania”. Tak, całkiem fajnie to do mnie przemawiało – z jednej strony ...

Recenzja książki Uwikłanie
Debit
Klaustrofobia w cieniu wirusa (i pewnej dziewczyny)

C.J. Tudor, pisząc tę powieść, mocno ułatwiła sobie pracę. I nie chodzi mi teraz o wprowadzenie do niej mocno przemawiającego do nas dziś, w 2024 r., motywu pandemii o...

Recenzja książki Debit

Nowe recenzje

Gdzie nie sięgają zorze
Świetna polska fantastyka!
@maitiri_boo...:

"Gdzie nie sięgają zorze" to powieść (debiut utalentowanej Pauliny Piontek), którą pokochałam już dawno temu. Dzięki te...

Recenzja książki Gdzie nie sięgają zorze
Taylor-Verse. Uniwersum Taylor Swift. Nieoficjalny przewodnik
Uniwersum Taylor
@sistersasbooks:

CZAS UDAĆ SIĘ W PODRÓŻ PO UNIWERSUM TAYLOR Hej, hej ! Czy mamy tu fanki oraz fanów Taylor Swift ? Jeżeli wasza odpowied...

Recenzja książki Taylor-Verse. Uniwersum Taylor Swift. Nieoficjalny przewodnik
Za kurtyną
Klasyka
@Aleksandra_99:

Klasyczne kryminały, choć kiedyś nie trzeba było ich tak nazywać, teraz warto dodać właśnie tą nazwę, ponieważ różnią s...

Recenzja książki Za kurtyną
© 2007 - 2024 nakanapie.pl